Misiaczki, dostałam dwie nominacje w tym samym czasie, więc postanowiłam, że odpowiem na nie w jednym poście i nominuję przepisową jedenastkę blogów, bo dwudziestu dwóch to nawet nie znajdę :P
Dziękuję serdecznie Hope i Nobody za nominacje :*** <3
Na początek pytania od Nobody:
1.Ile masz lat?
18 :)
2.Wierzysz w prawdziwą miłość?
Zdecydowanie tak ^^
3.Ile już piszesz?
Piszę od lutego 2014 roku, więc już dziesięć miesięcy z hakiem :P
4.Lubisz czytać książki,jeżeli tak to jaka jest twoja ulubiona/ulubiony autor/autorka?
Uwielbiam czytać książki! A ulubiony autor to na chwilę obecną chyba Harlan Coben, ewentualnie Tess Gerritsen i Suzanne Collins.
5.Ulubiony film?
"Opowieści z Narnii", "Listy do Julii" ;)
6.Ulubione zwierze?
Kot :D konkretnie tygrys xD
7.Twoje hobby?
Pisanie, czytanie książek, oglądanie filmów, słuchanie muzyki...
8.Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Lekarzem, na co się przygotowuję na studiach, ale ostatnio coraz częściej myślę o napisaniu własnej książki, więc pisarka ;D
9.Ulubiona piosenka?
Jest ich duuużo... "Act My Age", "Girl Almighty", "Where Do Broken Hearts Go", "Strong", "C'mon C'mon" One Direction, "Raise Your Glass" Pink, "Really Don't Care" Demi Lovato, "Superheroes" i "Hall Of Fame" The Script... Ciężko się zdecydować :P
10.Kto jest twoim idolem?
One Direction ^^
11.Co skłoniło cię do założenia bloga?
Zamiłowanie do pisania, chęć stworzenia własnej historii... Sprawdzenie, czy nadaję się do pisania <3
A teraz pytania od Hope:
1. Jedna z Twoich ulubionych książek.
"Igrzyska śmierci" Suzanne Collins ^^ właśnie czytam :D
2. Jaki jest Twój ulubiony zespół/wykonawca?
One Direction
3. Jaka była Twoja największa wpadka na imprezie?
Emm... Wstając od stołu na urodzinach przyjaciółki, potrąciłam torebkę innej dziewczyny. Spadła na podłogę, wypadł z niej puder czy cień do powiek, opakowanie się połamało, tak samo zawartość. Oczywiście na oczach wszystkich imprezowiczów musiałam to pozbierać. Gorszej rzeczy nie pamiętam :P
4. Jaki jest Twój ulubiony dzień tygodnia?
Sobota xD powrót do domciu po tygodniu studiowania, zero zajęć, zaliczeń, wolność...
5. Co zabrałabyś na bezludną wyspę?
Telefon z nieograniczonym zasięgiem do neta, najlepszą przyjaciółkę, coś do rozpalania ognia... Starczy :D
6. Lakier do paznokci czy lakier do włosów?
Lakier do paznokci.
7. Czy skorzystałabyś z porady wróżki?
Nie, nie wierzę w to.
8. Leżakowanie na słońcu czy spacer w deszczu?
Słoneczko... ^^
9. Wolisz obejrzeć film czy przeczytać książkę?
A można i to, i to? xD nie no, dobra, wybieram książkę :D
10. Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Tak.
11. Co robisz, gdy w życiu znów Ci coś nie wyszło?
Staram się nie poddawać, tylko iść dalej naprzód, bez względu na to, co mnie spotkało.
Moje pytania do nominowanych:
1. Jakie jest twoje życiowe motto?
2. Otrzymałeś milion dolarów. Jak je wykorzystasz?
3. Ulubiony dzień w roku?
4. Ulubiona potrawa?
5. Kawa czy herbata?
6. Ile czasu spędzasz dziennie przed komputerem?
7. Ulubiony sport?
8. Możesz przez pięć minut porozmawiać z dowolnie wybraną osobą na świecie. Kto to będzie?
9. Twój sposób na osiągnięcie celu?
10. Biblioteka czy księgarnia?
11. Miejsce na ziemi, które chcesz odwiedzić?
Nominowane blogi:
1. http://isabellaandlouis.blogspot.com/
2. http://followyourheart-ff.blogspot.com/
3. http://everything-has-its-price.blogspot.com/?zx=86b5a4facd1c5200
4. http://i-lost-my-direction.blogspot.com/
5. http://offthecoast-ff.blogspot.com/
6. http://anonfanfictions.blogspot.com/
7. http://the-policeman.blogspot.com/
8. http://violent-niall.blogspot.com/
9. http://motel6-niallhoranfanfiction.blogspot.com/
10. http://my-story-of-one-direction-saga.blogspot.com/
11. http://nie-kryminalni.blogspot.com/
Jeszcze raz dziękuję za nominację :***
Od razu pragnę oficjalne oznajmić, że
POWSTANIE DRUGA CZĘŚĆ OPOWIADANIA "EVERYTHING'S GONNA BE ALRIGHT..."!!! OKAZUJE SIĘ, ŻE MAM MASĘ POMYSŁÓW I TAK SAMO, JAK WY, NIE MOGĘ SIĘ ROZSTAĆ Z BOHATERAMI :)
Pzdr. <3
Roxanne xD
wtorek, 30 grudnia 2014
CHAPTER 17: The way you lie when you look at me, so keep trying but you know I see all the little things that make you who you are...
-Nigdy nie sądziłam, że coś takiego się wydarzy. Wy to zaplanowaliście?- postawiłam z lekkim stukiem biały znicz na marmurowej płycie grobu rodziców.- Jeśli to wy suszyliście Panu Bogu głowę, żeby tak nam ułożył ścieżki, to bardzo wam za to dziękuję.- wyszczerzyłam się jak nienormalna w stronę zachmurzonego nieba.
Pojutrze będzie Wigilia. Z jednej strony bardzo się cieszę. Uwielbiam święta, Boże Narodzenie to taki magiczny okres, kiedy wszystko układa się jak trzeba, kiedy ludzie są razem i mogą spędzić spokojny, radosny czas w gronie najbliższych. "Ten rok jednak będzie inny..." Rodzice. Tak bardzo za nimi tęsknię. Minęło już pół roku od ich tragicznej śmierci, ale tak mocno odczuwałam ich brak chyba tuż po pogrzebie, gdy wróciłam z Jimem do pustego domu i ich tam nie było. No i teraz.
-Wiecie...- usiadłam na ławce przed grobem.- Nigdy nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, jak będą wyglądały święta bez was. Kiedy myślałam, jak to będzie, gdy założę rodzinę, może zamieszkam w innym mieście... Zawsze byliście w tej wizji, tuż obok mnie, wspieraliście mnie, pomagaliście... A teraz was nie ma. Nie rozumiem, jak potrafię dalej sobie radzić, skoro was nie ma.- w kącikach oczu zaczęły mi się zbierać łzy.- Czy ja jestem ignorantką?- zapytałam głośniej.- Czy nie za szybko się otrząsnęłam? Na pewno za szybko, kto normalny idzie na imprezę w pół roku po śmierci rodziców, kto umawia się z chłopakiem, wygłupia z przyjaciółmi, nie nosi żałoby! Jestem egoistką.- wyszeptałam, pozwalając łzom spłynąć w dół twarzy.- Cały czas myślałam, że wy wolelibyście widzieć mnie roześmianą i szczęśliwą, ale... Chyba w ogóle nie widać było po mnie żalu. Przepraszam...
-Jenny, ja sobie tak stoję i słucham tych twoich bredni i się zastanawiam, czy cię do reszty pogrzało, czy jest jeszcze co ratować...- zza moich pleców dobiegł mnie głos mojego brata.
-Zawsze musisz się pojawiać w nieoczekiwanych momentach?
-Taka moja natura.- podszedł do mnie.- Cześć, staruszkowie. Co słychać?- objął mnie ramieniem i przytulił do swojego boku.- Weźcie mi powiedzcie, co ja mam z nią zrobić, bo mnie już brakuje pomysłów.
-Jim... Ja po prostu...
-Masz wyrzuty sumienia.- dokończył za mnie.- Zupełnie nie wiem, z jakiego powodu. Masz prawo być szczęśliwa, bez względu na to, co się stało. Mama i tata nie chcieliby, żebyś się ciągle zamartwiała, prawda?
-Zawsze chcieli, żebym się uśmiechała...- pociągnęłam nosem.
-No właśnie, a tu co? Smarkasz, płaczesz, łkasz, zamiast się przygotować na jutro na Wigilię, na którą wiem, że zaprosiłaś Zayna.
-Zrobiło mi się go szkoda, bo on nie obchodzi... Zaraz, skąd wiesz?!- ocknęłam się i spojrzałam na Jamesa. "Jasnowidz czy jak?"- Założyłeś w domu podsłuch?
-Chyba mnie przeceniasz.- prychnął.- Po prostu Zayn jest inteligentnym chłopakiem i wczoraj zadzwonił do mnie, żeby się spytać, czy nie mam nic przeciwko w związku z jego wyznaniem. Ja nie jestem bardzo konserwatywny, więc z przyjemnością będę gościł muzułmanina na katolickiej kolacji wigilijnej, licząc na to, że cudem się nawróci i przestanie planować zamachy terrorystyczne.
-Nie powiedziałeś tego!- aż podniosłam głos. "Nie zrobił tego. Nie nazwał Zayna terrorystą... prawda?"
-Nie powiedziałem.- przyznał.- Ale nie ukrywam, że domyślam się, że... Hmm, powiedzmy... Że Zayn ma jakiś problem... natury prawnej.
-Podobno jest dealerem narkotyków i odpowiada za kilka pobić.- wyznałam niechętnie.
-Trzeba oddzielić ziarno od plew. Co tu jest plotką, a co prawdą?
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Nie mam pojęcia, nigdy nie przyłapałam go z narkotykami, ani nie widziałam, żeby kogoś... Zaraz. W szkole bił się z jakimś futbolistą. Przeszkodziłam im.
-Co?- Jim spojrzał na mnie zdumiony.- Wskoczyłaś między bad boya a futbolistę i posłałaś ich do kąta?!
-Niezupełnie... Po prostu im przerwałam bójkę. Poza tym, wtedy Scarlett skręciła kostkę, bo jeden z nich ją popchnął.
-Aha.- Jim zamyślił się, patrząc w niebo.- Czyli wynika z tego, że znasz, jakby to powiedzieć... Brutalną stronę osobowości Zayna. I nie odstrasza cię to?
-On nie jest taki przez cały czas!- zaprotestowałam.- Potrafi być troskliwy, czuły... Kiedy pomógł mi z tym skaleczeniem u Macy albo kiedy widział, jak płakałam w... W takim miejscu, które odkryłam za szkołą.
-Okej, nie wnikam. A kiedy płakałaś?- zainteresował go fragmencik mojej historii.
-Po tych plakatach...- nie lubiłam tego wspominać.- A Zayn zaraz się wkurzył, bo te plakaty oczerniały też jego... Jakoś nie miał ochoty być łączonym ze mną.
-A teraz?- poczułam na sobie bystry wzrok brata. Krzywo się uśmiechnęłam.
-Teraz chyba mu to nie przeszkadza.- wzruszyłam ramionami.- Wygląda, jakby nawet lubił ze mną przebywać.
-A ty? Lubisz z nim przebywać?
-Już ci mówiłam, Jim.- spojrzałam mu prosto w oczy.- Ja go kocham i to nie jest głupie zauroczenie.
-To masz odpowiedź na to wszystko.- zatoczył szeroki łuk ręką. "O czym on teraz gada?"
-Co?- zmarszczyłam brwi zdezorientowana.- Jaką odpowiedź?
-Jeżeli to naprawdę miłość, to masz prawo być szczęśliwa. Rodzice nigdy nie pozwoliliby, żebyś dla nich odsuwała się od tego, co cię uskrzydla, aniołku.
Harry Pieprzony Styles nie ruszył się z domu.
Sterczałam pod jego willą jak jakaś idiotka, a wszystko po to, żeby wyszpiegować, z kim się spotyka i po co. A przede wszystkim, czy chce zaszkodzić Jen. Nawet choinki nie kupiłam, ale przysięgłam mamie, że własnoręcznie i bez wymówek ją ubiorę. "Jeżeli tylko on raczy wyjść z domu przed południem..." pomyślałam, wciskając ręce do kieszeni. Nagle przyszło mi coś niepokojącego do głowy. "A jeśli on wyszedł wcześniej, zanim tu przybiegłam? Albo nie wrócił na noc?! Cały mój plan nie wypali na starcie!"
Nie zdążyłam wymyślić, co zrobić w.takiej skrajnej sytuacji, gdy zauważyłam jakiś ruch przy drzwiach wejściowych domu Stylesów. Przysunęłam się bliżej lodowatego pnia jakiejś topoli rosnącej przy chodniku i wytężyłam wzrok. "Jest..." Czułam się jak jakiś myśliwy polujący na zwierzynę. Harry przeszedł przez podjazd i stanął przy krawężniku. Zdrętwiałam. Przejdzie przez ulicę! Wejdzie prosto na mnie!!! Ekspresem dałam nurka w krzaki przy czyimś żywopłocie. "Rany, ale kłują..." skrzywiłam się, ale nie mogłam się bardzo ruszać, bo Styles rozejrzał się po jezdni i przebiegł przez ulicę w totalnie niedozwolonym miejscu. "Uuu... Mandacik się należy." Minął mnie i ruszył w stronę centrum miasta. W stronę szkoły, kościoła i domu Jen. Trzeba pójść za nim. Zrobiłam krok, ale zamiast bezszelestnego ruchu superszpiega wykonałam porządne, głośne plaśnięcie prosto w błoto. Super. Nie dość, że będą brudne buty, to jeszcze on mnie usłyszał! A nie, jednak nie. Harry szedł przed siebie, z rękami wciśniętymi do kieszeni. Nagle zatrzymał się, wyciągnął telefon i zaczął coś na nim wystukiwać. Ostrożnie zrobiłam kolejny krok, by być bliżej niego i nie wypaść z krzaków. Na dźwięk szelestu gałęzi i kolejnego plaśnięcia błota uniósł głowę i czujnie rozejrzał się wokół. Zamarłam i zacisnęłam z całej siły powieki. "Jestem niewidzialna, jestem niewidzialna, jestem niewidzialna!"
Kroki. Usłyszałam oddalające się kroki. Ostrożnie otworzyłam oczy. Skręcił za róg! "Nie zauważył mnie! Dzięki Bogu!" Poczekałam, aż zniknął całkiem za zakrętem i wyskoczyłam z krzaków, płosząc jakiegoś bezpańskiego kundla. Otrzepałam się z jakichś dziwnych pyłków i resztek kory z gałęzi i szybkim krokiem ruszyłam za Stylesem. Wyjrzałam zza rogu budynku. Jest... Idzie dalej, lekko przygarbiony, z rękami w kieszeniach, tak jak poprzednio. Wiatr potargał mu i tak roztrzepane włosy. Poprawiłam torbę na ramieniu i poszłam za nim, starając się utrzymywać minimum sto metrów odstępu. Jakby co, to idę do centrum na zakupy świąteczne. Nagle Harry stanął jak wryty, a ja automatycznie zanurkowałam za kolejne drzewo. "Co go tak wbiło w ziemię?" Rozejrzałam się i od razu znalazłam odpowiedź. Staliśmy przed domem Zayna. Malik właśnie wychodził. Spod rozpiętej kurtki wystawał sweter i kołnierzyk białej koszuli. "Cholera, to on ma takie ciuchy?! A gdzie postrzępione jeansy i skórzana kurtka?! I najważniejsze: gdzie on się wybiera popołudniu, w przeddzień Bożego Narodzenia???" Harry chyba też się nad tym zastanawiał, bo zrobił dokładnie to samo, co ja minutę wcześniej: schował się za drzewem. No bez jaj. Ja będę śledziła Harry'ego, który będzie śledził Zayna, który idzie... No właśnie. To też jest ciekawe. Gdzie to on poszedł...
Szczerze mówiąc, to zaczęła mnie bawić ta sytuacja. Ciąg skradających się za sobą osób. Szkoda, że nikt nie idzie za mną... Obejrzałam się kontrolnie za siebie. Nie, nikogo nie ma. Wszyscy siedzą w domu, w końcu komu by się chciało wychodzić na taką ciapę. Zimno, mokro, oprócz błota zaczęło jeszcze siąpić obrzydliwym, lodowatym kapuśniaczkiem. Brrr. Nagle zatrzymałam się raptownie, bo Harry zanurkował za kolejne drzewo. Zayn przeszedł przez ulicę i skierował się prosto do domu... Jennifer?! Aż przetarłam oczy ze zdumienia. Tak, bez wątpienia to była plebania, zaraz za nią widać było wieżę kościoła i światełka na choince przed wejściem do świątyni. W oknie domu mogłam bez trudu zauważyć sylwetkę Jima i jeszcze jakieś postacie. No tak... Przecież oni mają dziś Wigilię... Czy coś w tym guście. Nie wiem, jeszcze nie przeszłam na katolicyzm. Ale Zayn?! Przecież on jest muzułmaninem, do jasnej ciasnej!
Stanął przed drzwiami i widać było, że się waha. W końcu zebrał się w sobie i zadzwonił do drzwi. Za chwilę Jim otworzył drzwi i powitał go z szerokim uśmiechem. Poklepał go po ramieniu i zaprosił do środka. "To oni się przyjaźnią?!" Czułam się porządnie niedoinformowana. Przeniosłam spojrzenie na Harry'ego. Może i zapadł już zmrok, a latarnie dawały bardzo nikłe światło, ale nawet w tym kiepskim oświetleniu widziałam, jak przeklina pod nosem i zaciska pięści. Zbyt często widziałam go takiego, zwłaszcza przed naszym zerwaniem. Był wściekły, ale chciałam się jeszcze upewnić. Wyjęłam telefon i skierowałam się prosto na niego, udając zapatrzoną w ekran. Zrobiłam kilka kroków i z impetem na niego wpadłam. Zachwiał się, ale udało mu się utrzymać równowagę. Przytrzymał mnie za łokieć.
-Sorry, sorry! Nie zauważyłam cię!- mistrzowsko odegrałam swoją rolę. Wbił we mnie gniewne spojrzenie. "Miałam rację. Jest strasznie wściekły."
-Wielka szkoda, Scarlett.- warknął.- Co, nie możesz się powstrzymać przed wpadaniem na mnie?
-Spokojnie.- wyszarpnęłam rękaw z jego uścisku.- Zagapiłam się na telefon. Zresztą, czemu ja ci się tłumaczę?
-Może po prostu nie możesz się pogodzić z tym, że cię zostawiłem.- zmrużyłam oczy. To był błąd, że na niego wleciałam. Teraz byłam chyba bardziej zdenerwowana niż on.
-Nie pochlebiaj sobie.- wycedziłam.- Zerwałeś ze mną, bo chciałam ci pomóc wyjść z tych dragów, ale ty wolałeś się wciągać jeszcze bardziej. I wiesz co?- stuknęłam go palcem w klatkę piersiową.- Cieszę się. Cieszę się, bo mogłabym utonąć razem z tobą. A teraz... Nie zależy mi. Kompletnie mi nie zależy.- odsunęłam się od niego i spojrzałam z triumfem.- Wesołych świąt, Styles.- wyminęłam go i ruszyłam w dół ulicy. Na rogu schowałam się za budynkiem i zerknęłam, co zrobi. Stał samotnie na chodniku i nerwowo przeczesywał włosy palcami. Rzucił jeszcze okiem na rozświetlony dom Jenny i zawrócił. Odetchnęłam z ulgą i skierowałam się w stronę domu. Przez tego cholernego chłopaka musiałam wracać okrężną drogą. Ale przynajmniej mogłam spokojnie porozmyślać.
Punkt pierwszy. Harry'emu nie podobało się, że Zayn poszedł do Jenny. I to bardzo. Był zły jak osa albo jeszcze gorzej. Czy on kocha się w Jennifer, czy może jej nienawidzi i nie chce, żeby była szczęśliwa? Teraz byłam prawie pewna, że to on stoi za tymi wszystkimi akcjami ośmieszającymi dziewczynę.
Punkt drugi. Malik jest mile widziany w domu Jen. Albo go resocjalizują, albo on i Jennifer są razem. W sumie to było do przewidzenia, ale muszę to koniecznie z Jen obgadać. Jutro do niej zadzwonię.
Punkt trzeci. Skłamałam. Skłamałam Harry'emu o tym, co do niego czuję i to chyba wytrąciło go z równowagi. I mnie trochę też.
"A może by tak wrócić do domu?"
Stałem pod drzwiami Jennifer i wahałem się: zapukać czy odejść? Normalnie, dylemat jak u Hamleta, którego ostatnio przerabialiśmy na zajęciach teatralnych Hollinsa. Uniosłem rękę i w końcu nacisnąłem przycisk dzwonka. Raz kozie śmierć. Drzwi się otworzyły.
-Zayn, witaj!- James szeroko się uśmiechnął na mój widok.- Fajnie, że mogłeś przyjść.- praktycznie wciągnął mnie do środka.- Ściągaj kurtkę i chodź do salonu. Albo do kuchni. Jenny kończy przygotowywać kolację.
Skinąłem głową i skierowałem się do kuchni. Stanąłem w progu i przyglądałem się w milczeniu, jak dziewczyna kręci się po pomieszczeniu, przekłada na półmisek jakąś rybę i miesza sałatkę. Odchrząknąłem cicho.
-Cześć... Przyszedłem.- oznajmiłem i zaraz miałem ochotę dać sobie w twarz. "Aleś odkrywczy, Malik! Bo bez tego nie zauważyłaby, że tu jesteś!"
-Hej!- uśmiechnęła się do mnie. W zasadzie była uśmiechnięta od chwili, gdy zacząłem ją obserwować. Lubiłem ją taką. "A jakiej ty jej NIE lubiłeś, hę?"- Cieszę się, że przyszedłeś, mimo że nie obchodzisz świąt.
-W zasadzie to... Mama urządza coś takiego dla moich sióstr. Ale bardziej jak w Anglii, w sensie wiesz... Obiad jutro.
-Wiem. Mógłbyś to wziąć?- wskazała na jakąś tacę.- Reszta jest już na stole. Chodź.- zabrała salaterkę i pokierowała mnie do salonu. Przy stole stał Jim, a obok niego mężczyzna, kobieta i mała dziewczynka.
-O, jesteście. To chyba możemy zaczynać.- James przesunął szklankę i talerz, żeby zrobić miejsce na rybę i sałatkę.- Zayn, to są państwo Marshall. Winston, Agnes i Katie. Winston jest organistą w kościele. Moi drodzy, to Zayn Malik, przyjaciel Jennifer i jej korepetytor z matematyki.
-Witam.- Winston uścisnął mi rękę.- Nie widziałem chyba pana w kościele.
-Ehmm... Nie jestem katolikiem.- speszyłem się. "Cholera, uspokój się! Denerwujesz się, jakby mieli cię pożreć żywcem!" Ku mojemu zaskoczeniu Agnes uśmiechnęła się na moje słowa.
-Tym lepiej, że przyszedł pan tutaj, na kolację wigilijną. Może przekona się pan, że warto uwierzyć.
-Proszę mi mówić po imieniu.- zaproponowałem z ulgą. Już myślałem, że mnie publicznie zlinczują. Jim zajął miejsce przy swoim krześle i wziął do ręki grubą księgę.
-Kochani, zaczynamy.- otworzył książkę w miejscu oznaczonym zakładką.- Jak zawsze najpierw pomodlimy się, dziękując Bogu za te święta, za miniony rok, za wszystkie łaski, które od Niego otrzymaliśmy. Swoją modlitwą obejmujemy też zmarłych z naszych rodzin... Mamo, tato...- głos mu się lekko załamał.- Wierzę, że tu jesteście i tak jak kiedyś modlicie się z nami. Mam nadzieję, że jesteście teraz w niebie.- poczułem, jak Jennifer ściska mnie za rękę. Spojrzałem na nią, ale ona wpatrzona była w zdjęcie swojej rodziny. Odwzajemniłem uścisk, a ona uśmiechnęła się do mnie przez łzy i znów spojrzała na zdjęcie. "Nie wiem, czy mogę... Ale proszę, kimkolwiek jesteś... Wybacz mi. Nigdy nie chciałem nikogo zabić, a już na pewno nie tamtych ludzi..." pomyślałem na wspomnienie tamtego czerwcowego wieczoru.- Módlmy się także w intencji waszej. Rodziny Marshallów, rodziny Zayna i wszystkich, którzy teraz zasiadają do wieczerzy wigilijnej na pamiątkę Narodzenia Pańskiego. Ojcze Nasz, któryś jest w niebie...- wszyscy zaczęli powtarzać słowa księdza. Tylko ja milczałem. Skąd mogłem znać słowa tej modlitwy...
-Z Ewangelii według świętego Łukasza...- Jim zaczął czytać z księgi. Wsłuchałem się uważnie w te słowa. Jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie słuchałem uważnie historii, którą żyją miliony ludzi na świecie? Prawdopodobnie mnie to w ogóle nie obchodziło, ale dzisiaj było inaczej. Starałem się zapamiętać jak najwięcej.
-Amen. Teraz podzielmy się opłatkiem i złóżmy sobie życzenia.- idąc za przykładem innych, wziąłem z talerzyka kawałek białego cieniutkiego jak kartka wafelka.
-Zayn.- odwróciłem się w stronę Jen.- To taki zwyczaj. Składasz życzenia innej osobie i odłamujesz kawałek opłatka od niej i zjadasz go. Ona robi to samo. Więc... Chciałabym ci życzyć wesołych świąt, żeby przyszły rok był dla ciebie jak najlepszy i... żebyś był bardziej otwarty na innych. Niezależnie od tego, jakie nosisz w sobie ciemne sekrety... Daj ludziom poznać takiego Zayna, jakiego ja poznałam. I uśmiechaj się częściej!- żartobliwie trąciła mnie w ramię. Nie mogłem się nie roześmiać. Ułamała kawałeczek mojego opłatka.
-Tak, no cóż...- chrząknąłem, próbując zebrać myśli. "Nie umiem składać życzeń!" pomyślałem spanikowany.- Nie wiem, czego mogę ci życzyć. Nigdy chyba tego nie robiłem.
-Spróbuj.
-Okej...- odetchnąłem, przymykając oczy.- Życzę ci, żeby spotykały cię same najlepsze rzeczy, bo zasługujesz na nie, jak nikt inny. Życzę ci, żebyś miała wspaniałe święta i fantastyczny nowy rok. I żebyś zawsze miała na twarzy ten anielski uśmiech.
-Czy ty powtarzasz życzenia po mnie?- parsknęła śmiechem.
-Wcale nie!- oburzyłem się.- Zaraz dodam ci coś od siebie! Życzę ci... życzę ci... życzę ci, żebyś zawsze pamiętała, niezależnie od tego, co się stanie, że możesz na mnie liczyć...- przez chwilę stała bez ruchu, a po chwili mocno mnie przytuliła.
-Wiem, Zayn. Ja to wiem. Już nie raz to pokazałeś i dziękuję ci za to.- pocałowała mnie w policzek. Odsunęliśmy się od siebie.
-Mam teraz ułamać opłatek?- upewniłem się, czy dobrze zapamiętałem jej instrukcje.
-Tak.- potwierdziła.- Ej! Ale zostaw mi jeszcze trochę!- po moim ułamaniu został jej w palcach tylko okruszek.
Reszta wieczoru minęła strasznie szybko. To dziwne, ale bardzo dobrze czułem się w ich towarzystwie. Jedzenie było wspaniałe, a Marshallowie i Jim chętnie tłumaczyli mi, o co chodzi w poszczególnych tradycjach wigilijnych. Wreszcie usiedliśmy koło wybranej i ubranej przeze mnie i Jen choince. Przyszedł czas na prezenty. Na szczęście, wziąłem coś dla Jima i Jennifer, ale było mi głupio, że nie przyniosłem nic dla Winstona, Agnes i Katie. Z drugiej strony, skąd mogłem wiedzieć, że będzie ktoś jeszcze? Wydaje mi się jednak, że mała była zadowolona, mimo że nie dałem jej prezentu, bo uparła się, żeby siedzieć u mnie na kolanach i bawić się z Jenny nowym misiem i lalką.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wybiła jedenasta.
-No, Winston, czas się szykować na pasterkę.- James wstał z fotela i podszedł do okna.- Już nie pada. Może przyjdzie więcej ludzi.
-Przyjdą, proszę księdza, na pewno.- organista stanął koło niego.- W końcu to Boże Narodzenie. Zawsze w kościele jest więcej ludzi.
-Ostatnio odprawiałem mszę rano dla pięciu osób.- Jim westchnął.- Ludzie nie chcą Boga w swoim życiu.
-Chyba że "jak trwoga, to do Boga".- Agnes włączyła się do rozmowy.- Nie może się ksiądz poddawać.
-Nie mam zamiaru, po to wybrałem tę drogę. Żeby wskazać ją innym.- odwrócił się od okna i zwrócił się do mnie.- Chcesz pójść? Nie chcę cię zmuszać, ale zabraniać też nie będę. To, że wyznajesz islam nie znaczy, że masz zakaz wstępu do kościoła.
-W zasadzie to...- zawahałem się. "Iść? A co to w ogóle będzie?"- W sumie mogę pójść.
-Dobrze.- James skinął głową.- Ja idę teraz, żeby się przygotować i jeszcze pomodlić. Winston, idziesz ze mną?
-Tak, muszę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
-Okej. Przyjdźcie za jakieś pół godziny, chyba że chcecie teraz... Ale ostrzegam, w kościele jest ziąb. Nie mamy ogrzewania. Jeszcze go nie wywalczyłem.
-Najpierw trochę posprzątamy.- odpowiedziała Jen.
-A ja pójdę i ubiorę trochę cieplej Katie, żeby się nie przeziębiła.- odezwała się Agnes i wzięła córeczkę na ręce.
-No, to idźcie.- Winston ucałował Katie w czoło i założył czapkę.- Do zobaczenia po mszy.- ruszył powoli za Jimem w stronę kościoła.
-Do widzenia, Jenny! Dziękujemy za gościnę.- Agnes uściskała dziewczynę.- Miło było cię poznać, Zayn.
-Mnie również.- podała mi rękę na pożegnanie.
-Pożegnaj się ładnie, skarbie.- zwróciła się do Katie. Mała pomachała nam na pożegnanie i niemal natychmiast wcisnęła palec do buzi.- No, nie ssij palca na zimnie, kotku... Do widzenia!
-Do widzenia!- odmachaliśmy dziewczynce i Jen zamknęła za nimi drzwi.
-Pomożesz mi posprzątać?
-Jasne.- zaczęliśmy zbierać brudne naczynia, torebki po prezentach, kolorowy papier, wstążki.
-Jak to w ogóle będzie wyglądało?- zapytałem zaciekawiony.
-Nie byłeś nigdy na mszy? Jakimś nabożeństwie?- zerknęła na mnie znad zmywanych właśnie talerzy.
-Kiedyś ojciec zabrał mnie na jakieś modlitwy rytualne. Klęczeliśmy na specjalnych dywanach, trzeba było się kłaniać i zawodzić jakieś pieśni. Nie podobało mi się.- skrzywiłem się na samo wspomnienie.
-No, mam nadzieję, że to ci się spodoba. Nie będziemy zawodzić, tylko śpiewać kolędy, modlić się, klęczeć tylko trochę, słuchać, co Jim będzie mówił z ołtarza... Możesz się wynudzić, ale możesz też znaleźć coś dla siebie.- stwierdziła, wycierając ręce w ściereczkę.- Gotowy? Czy tchórzysz i wracasz do domu?
-Nie tchórzę. Idę.- odpowiedziałem i po chwili razem, ramię w ramię poszliśmy w kierunku kościoła.
Weszliśmy do środka. Było już kilka osób siedzących lub klęczących w ławkach. Organy grały jakąś nawet wesołą melodię. Na środku stał stół przykryty białym obrusem, na nim jakaś wielka księga podobna do tej, którą miał James przed kolacją. Na ścianie zawieszony wielki, oświetlony od tyłu krzyż z drewna. Po lewej stronie ołtarza ogromna choinka, a pod nią szopka, jak ta, o której czytał dziś Jim. Nawet z daleka mogłem rozróżnić większość ustawionych tam figur. Usiadłem z Jen w jednej ławce.
Stopniowo schodziło się coraz więcej ludzi. Nagle organy zagrzmiały, wszyscy wstali i zaczęli śpiewać jakąś pieśń, której oczywiście nie znałem. Skupiłem się bardziej na księdzu wychodzącym właśnie z jakiegoś pomieszczenia. Ubrany był w białą, długą szatę, na rękach niósł figurkę małego dziecka. "To chyba ten mały Jezus..." Ludzie uklękli, gdy Jim kładł figurkę na sianie w małym żłobie, między postaciami, jeśli się nie mylę, Maryi i Józefa.
I wtedy rozejrzałem się dookoła. Popatrzyłem na Jennifer, na kobiety, mężczyzn i dzieci, którzy nielicznie, ale jednak przybyli na tę mszę o północy i teraz z czcią wpatrywali się w krzyż, w szopkę, w księdza, który właśnie przyklękał i całował stół. I pomyślałem, że chyba dobrze zrobiłem przychodząc tutaj...
__________________________________________________
Oto kolejny, świąteczny rozdział "Would..." :) Mam nadzieję, że spodobało wam się takie odkrywanie świąt z Zaynem i Jen. Troszeczkę różniło się od Bożego Narodzenia z 1D Team na "Everything's...", hmm? ;P
Chcę was serdecznie przeprosić za zwłokę przy dodawaniu tego rozdziału. Naprawdę mi przykro, chciałam dodać to przed świętami, ale najpierw nie było czasu, bo zaliczenia, potem kończyłam świąteczny rozdział na pierwszym blogu, trzeba było pomagać w domu, następnie święta, wyjazdy i tak to zleciało. Ostatecznie rozdział, w tym całą perspektywę Zayna i większość Scarlett napisałam dzisiaj :P
Zapraszam was na świąteczny rozdział na "Everything's gonna be alright..."--->
Chciałabym was też zaprosić na bloga pewnej dziewczyny, która niedawno założyła bloga i się nim ze mną podzieliła... Dodamy jej trochę wyświetleń? xD oto link-----> http://isabellaandlouis.blogspot.com/
Otrzymałam dwie nominacje do Liebster Blogger Award tutaj i jedną na "Everything's..." ^^ postaram się odpowiedzieć na nie dzisiaj ;)
Dziękuję za obserwowanie mnie na Twitterze, Ask'u, blogach, za nominacje, wszystkie życzenia i ciepłe słowa! Jesteście wspaniali, cieszę się, że czytacie i wspieracie mnie na każdym kroku i można z wami porozmawiać :***
Roxanne xD
Pojutrze będzie Wigilia. Z jednej strony bardzo się cieszę. Uwielbiam święta, Boże Narodzenie to taki magiczny okres, kiedy wszystko układa się jak trzeba, kiedy ludzie są razem i mogą spędzić spokojny, radosny czas w gronie najbliższych. "Ten rok jednak będzie inny..." Rodzice. Tak bardzo za nimi tęsknię. Minęło już pół roku od ich tragicznej śmierci, ale tak mocno odczuwałam ich brak chyba tuż po pogrzebie, gdy wróciłam z Jimem do pustego domu i ich tam nie było. No i teraz.
-Wiecie...- usiadłam na ławce przed grobem.- Nigdy nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, jak będą wyglądały święta bez was. Kiedy myślałam, jak to będzie, gdy założę rodzinę, może zamieszkam w innym mieście... Zawsze byliście w tej wizji, tuż obok mnie, wspieraliście mnie, pomagaliście... A teraz was nie ma. Nie rozumiem, jak potrafię dalej sobie radzić, skoro was nie ma.- w kącikach oczu zaczęły mi się zbierać łzy.- Czy ja jestem ignorantką?- zapytałam głośniej.- Czy nie za szybko się otrząsnęłam? Na pewno za szybko, kto normalny idzie na imprezę w pół roku po śmierci rodziców, kto umawia się z chłopakiem, wygłupia z przyjaciółmi, nie nosi żałoby! Jestem egoistką.- wyszeptałam, pozwalając łzom spłynąć w dół twarzy.- Cały czas myślałam, że wy wolelibyście widzieć mnie roześmianą i szczęśliwą, ale... Chyba w ogóle nie widać było po mnie żalu. Przepraszam...
-Jenny, ja sobie tak stoję i słucham tych twoich bredni i się zastanawiam, czy cię do reszty pogrzało, czy jest jeszcze co ratować...- zza moich pleców dobiegł mnie głos mojego brata.
-Zawsze musisz się pojawiać w nieoczekiwanych momentach?
-Taka moja natura.- podszedł do mnie.- Cześć, staruszkowie. Co słychać?- objął mnie ramieniem i przytulił do swojego boku.- Weźcie mi powiedzcie, co ja mam z nią zrobić, bo mnie już brakuje pomysłów.
-Jim... Ja po prostu...
-Masz wyrzuty sumienia.- dokończył za mnie.- Zupełnie nie wiem, z jakiego powodu. Masz prawo być szczęśliwa, bez względu na to, co się stało. Mama i tata nie chcieliby, żebyś się ciągle zamartwiała, prawda?
-Zawsze chcieli, żebym się uśmiechała...- pociągnęłam nosem.
-No właśnie, a tu co? Smarkasz, płaczesz, łkasz, zamiast się przygotować na jutro na Wigilię, na którą wiem, że zaprosiłaś Zayna.
-Zrobiło mi się go szkoda, bo on nie obchodzi... Zaraz, skąd wiesz?!- ocknęłam się i spojrzałam na Jamesa. "Jasnowidz czy jak?"- Założyłeś w domu podsłuch?
-Chyba mnie przeceniasz.- prychnął.- Po prostu Zayn jest inteligentnym chłopakiem i wczoraj zadzwonił do mnie, żeby się spytać, czy nie mam nic przeciwko w związku z jego wyznaniem. Ja nie jestem bardzo konserwatywny, więc z przyjemnością będę gościł muzułmanina na katolickiej kolacji wigilijnej, licząc na to, że cudem się nawróci i przestanie planować zamachy terrorystyczne.
-Nie powiedziałeś tego!- aż podniosłam głos. "Nie zrobił tego. Nie nazwał Zayna terrorystą... prawda?"
-Nie powiedziałem.- przyznał.- Ale nie ukrywam, że domyślam się, że... Hmm, powiedzmy... Że Zayn ma jakiś problem... natury prawnej.
-Podobno jest dealerem narkotyków i odpowiada za kilka pobić.- wyznałam niechętnie.
-Trzeba oddzielić ziarno od plew. Co tu jest plotką, a co prawdą?
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Nie mam pojęcia, nigdy nie przyłapałam go z narkotykami, ani nie widziałam, żeby kogoś... Zaraz. W szkole bił się z jakimś futbolistą. Przeszkodziłam im.
-Co?- Jim spojrzał na mnie zdumiony.- Wskoczyłaś między bad boya a futbolistę i posłałaś ich do kąta?!
-Niezupełnie... Po prostu im przerwałam bójkę. Poza tym, wtedy Scarlett skręciła kostkę, bo jeden z nich ją popchnął.
-Aha.- Jim zamyślił się, patrząc w niebo.- Czyli wynika z tego, że znasz, jakby to powiedzieć... Brutalną stronę osobowości Zayna. I nie odstrasza cię to?
-On nie jest taki przez cały czas!- zaprotestowałam.- Potrafi być troskliwy, czuły... Kiedy pomógł mi z tym skaleczeniem u Macy albo kiedy widział, jak płakałam w... W takim miejscu, które odkryłam za szkołą.
-Okej, nie wnikam. A kiedy płakałaś?- zainteresował go fragmencik mojej historii.
-Po tych plakatach...- nie lubiłam tego wspominać.- A Zayn zaraz się wkurzył, bo te plakaty oczerniały też jego... Jakoś nie miał ochoty być łączonym ze mną.
-A teraz?- poczułam na sobie bystry wzrok brata. Krzywo się uśmiechnęłam.
-Teraz chyba mu to nie przeszkadza.- wzruszyłam ramionami.- Wygląda, jakby nawet lubił ze mną przebywać.
-A ty? Lubisz z nim przebywać?
-Już ci mówiłam, Jim.- spojrzałam mu prosto w oczy.- Ja go kocham i to nie jest głupie zauroczenie.
-To masz odpowiedź na to wszystko.- zatoczył szeroki łuk ręką. "O czym on teraz gada?"
-Co?- zmarszczyłam brwi zdezorientowana.- Jaką odpowiedź?
-Jeżeli to naprawdę miłość, to masz prawo być szczęśliwa. Rodzice nigdy nie pozwoliliby, żebyś dla nich odsuwała się od tego, co cię uskrzydla, aniołku.
Harry Pieprzony Styles nie ruszył się z domu.
Sterczałam pod jego willą jak jakaś idiotka, a wszystko po to, żeby wyszpiegować, z kim się spotyka i po co. A przede wszystkim, czy chce zaszkodzić Jen. Nawet choinki nie kupiłam, ale przysięgłam mamie, że własnoręcznie i bez wymówek ją ubiorę. "Jeżeli tylko on raczy wyjść z domu przed południem..." pomyślałam, wciskając ręce do kieszeni. Nagle przyszło mi coś niepokojącego do głowy. "A jeśli on wyszedł wcześniej, zanim tu przybiegłam? Albo nie wrócił na noc?! Cały mój plan nie wypali na starcie!"
Nie zdążyłam wymyślić, co zrobić w.takiej skrajnej sytuacji, gdy zauważyłam jakiś ruch przy drzwiach wejściowych domu Stylesów. Przysunęłam się bliżej lodowatego pnia jakiejś topoli rosnącej przy chodniku i wytężyłam wzrok. "Jest..." Czułam się jak jakiś myśliwy polujący na zwierzynę. Harry przeszedł przez podjazd i stanął przy krawężniku. Zdrętwiałam. Przejdzie przez ulicę! Wejdzie prosto na mnie!!! Ekspresem dałam nurka w krzaki przy czyimś żywopłocie. "Rany, ale kłują..." skrzywiłam się, ale nie mogłam się bardzo ruszać, bo Styles rozejrzał się po jezdni i przebiegł przez ulicę w totalnie niedozwolonym miejscu. "Uuu... Mandacik się należy." Minął mnie i ruszył w stronę centrum miasta. W stronę szkoły, kościoła i domu Jen. Trzeba pójść za nim. Zrobiłam krok, ale zamiast bezszelestnego ruchu superszpiega wykonałam porządne, głośne plaśnięcie prosto w błoto. Super. Nie dość, że będą brudne buty, to jeszcze on mnie usłyszał! A nie, jednak nie. Harry szedł przed siebie, z rękami wciśniętymi do kieszeni. Nagle zatrzymał się, wyciągnął telefon i zaczął coś na nim wystukiwać. Ostrożnie zrobiłam kolejny krok, by być bliżej niego i nie wypaść z krzaków. Na dźwięk szelestu gałęzi i kolejnego plaśnięcia błota uniósł głowę i czujnie rozejrzał się wokół. Zamarłam i zacisnęłam z całej siły powieki. "Jestem niewidzialna, jestem niewidzialna, jestem niewidzialna!"
Kroki. Usłyszałam oddalające się kroki. Ostrożnie otworzyłam oczy. Skręcił za róg! "Nie zauważył mnie! Dzięki Bogu!" Poczekałam, aż zniknął całkiem za zakrętem i wyskoczyłam z krzaków, płosząc jakiegoś bezpańskiego kundla. Otrzepałam się z jakichś dziwnych pyłków i resztek kory z gałęzi i szybkim krokiem ruszyłam za Stylesem. Wyjrzałam zza rogu budynku. Jest... Idzie dalej, lekko przygarbiony, z rękami w kieszeniach, tak jak poprzednio. Wiatr potargał mu i tak roztrzepane włosy. Poprawiłam torbę na ramieniu i poszłam za nim, starając się utrzymywać minimum sto metrów odstępu. Jakby co, to idę do centrum na zakupy świąteczne. Nagle Harry stanął jak wryty, a ja automatycznie zanurkowałam za kolejne drzewo. "Co go tak wbiło w ziemię?" Rozejrzałam się i od razu znalazłam odpowiedź. Staliśmy przed domem Zayna. Malik właśnie wychodził. Spod rozpiętej kurtki wystawał sweter i kołnierzyk białej koszuli. "Cholera, to on ma takie ciuchy?! A gdzie postrzępione jeansy i skórzana kurtka?! I najważniejsze: gdzie on się wybiera popołudniu, w przeddzień Bożego Narodzenia???" Harry chyba też się nad tym zastanawiał, bo zrobił dokładnie to samo, co ja minutę wcześniej: schował się za drzewem. No bez jaj. Ja będę śledziła Harry'ego, który będzie śledził Zayna, który idzie... No właśnie. To też jest ciekawe. Gdzie to on poszedł...
Szczerze mówiąc, to zaczęła mnie bawić ta sytuacja. Ciąg skradających się za sobą osób. Szkoda, że nikt nie idzie za mną... Obejrzałam się kontrolnie za siebie. Nie, nikogo nie ma. Wszyscy siedzą w domu, w końcu komu by się chciało wychodzić na taką ciapę. Zimno, mokro, oprócz błota zaczęło jeszcze siąpić obrzydliwym, lodowatym kapuśniaczkiem. Brrr. Nagle zatrzymałam się raptownie, bo Harry zanurkował za kolejne drzewo. Zayn przeszedł przez ulicę i skierował się prosto do domu... Jennifer?! Aż przetarłam oczy ze zdumienia. Tak, bez wątpienia to była plebania, zaraz za nią widać było wieżę kościoła i światełka na choince przed wejściem do świątyni. W oknie domu mogłam bez trudu zauważyć sylwetkę Jima i jeszcze jakieś postacie. No tak... Przecież oni mają dziś Wigilię... Czy coś w tym guście. Nie wiem, jeszcze nie przeszłam na katolicyzm. Ale Zayn?! Przecież on jest muzułmaninem, do jasnej ciasnej!
Stanął przed drzwiami i widać było, że się waha. W końcu zebrał się w sobie i zadzwonił do drzwi. Za chwilę Jim otworzył drzwi i powitał go z szerokim uśmiechem. Poklepał go po ramieniu i zaprosił do środka. "To oni się przyjaźnią?!" Czułam się porządnie niedoinformowana. Przeniosłam spojrzenie na Harry'ego. Może i zapadł już zmrok, a latarnie dawały bardzo nikłe światło, ale nawet w tym kiepskim oświetleniu widziałam, jak przeklina pod nosem i zaciska pięści. Zbyt często widziałam go takiego, zwłaszcza przed naszym zerwaniem. Był wściekły, ale chciałam się jeszcze upewnić. Wyjęłam telefon i skierowałam się prosto na niego, udając zapatrzoną w ekran. Zrobiłam kilka kroków i z impetem na niego wpadłam. Zachwiał się, ale udało mu się utrzymać równowagę. Przytrzymał mnie za łokieć.
-Sorry, sorry! Nie zauważyłam cię!- mistrzowsko odegrałam swoją rolę. Wbił we mnie gniewne spojrzenie. "Miałam rację. Jest strasznie wściekły."
-Wielka szkoda, Scarlett.- warknął.- Co, nie możesz się powstrzymać przed wpadaniem na mnie?
-Spokojnie.- wyszarpnęłam rękaw z jego uścisku.- Zagapiłam się na telefon. Zresztą, czemu ja ci się tłumaczę?
-Może po prostu nie możesz się pogodzić z tym, że cię zostawiłem.- zmrużyłam oczy. To był błąd, że na niego wleciałam. Teraz byłam chyba bardziej zdenerwowana niż on.
-Nie pochlebiaj sobie.- wycedziłam.- Zerwałeś ze mną, bo chciałam ci pomóc wyjść z tych dragów, ale ty wolałeś się wciągać jeszcze bardziej. I wiesz co?- stuknęłam go palcem w klatkę piersiową.- Cieszę się. Cieszę się, bo mogłabym utonąć razem z tobą. A teraz... Nie zależy mi. Kompletnie mi nie zależy.- odsunęłam się od niego i spojrzałam z triumfem.- Wesołych świąt, Styles.- wyminęłam go i ruszyłam w dół ulicy. Na rogu schowałam się za budynkiem i zerknęłam, co zrobi. Stał samotnie na chodniku i nerwowo przeczesywał włosy palcami. Rzucił jeszcze okiem na rozświetlony dom Jenny i zawrócił. Odetchnęłam z ulgą i skierowałam się w stronę domu. Przez tego cholernego chłopaka musiałam wracać okrężną drogą. Ale przynajmniej mogłam spokojnie porozmyślać.
Punkt pierwszy. Harry'emu nie podobało się, że Zayn poszedł do Jenny. I to bardzo. Był zły jak osa albo jeszcze gorzej. Czy on kocha się w Jennifer, czy może jej nienawidzi i nie chce, żeby była szczęśliwa? Teraz byłam prawie pewna, że to on stoi za tymi wszystkimi akcjami ośmieszającymi dziewczynę.
Punkt drugi. Malik jest mile widziany w domu Jen. Albo go resocjalizują, albo on i Jennifer są razem. W sumie to było do przewidzenia, ale muszę to koniecznie z Jen obgadać. Jutro do niej zadzwonię.
Punkt trzeci. Skłamałam. Skłamałam Harry'emu o tym, co do niego czuję i to chyba wytrąciło go z równowagi. I mnie trochę też.
"A może by tak wrócić do domu?"
Stałem pod drzwiami Jennifer i wahałem się: zapukać czy odejść? Normalnie, dylemat jak u Hamleta, którego ostatnio przerabialiśmy na zajęciach teatralnych Hollinsa. Uniosłem rękę i w końcu nacisnąłem przycisk dzwonka. Raz kozie śmierć. Drzwi się otworzyły.
-Zayn, witaj!- James szeroko się uśmiechnął na mój widok.- Fajnie, że mogłeś przyjść.- praktycznie wciągnął mnie do środka.- Ściągaj kurtkę i chodź do salonu. Albo do kuchni. Jenny kończy przygotowywać kolację.
Skinąłem głową i skierowałem się do kuchni. Stanąłem w progu i przyglądałem się w milczeniu, jak dziewczyna kręci się po pomieszczeniu, przekłada na półmisek jakąś rybę i miesza sałatkę. Odchrząknąłem cicho.
-Cześć... Przyszedłem.- oznajmiłem i zaraz miałem ochotę dać sobie w twarz. "Aleś odkrywczy, Malik! Bo bez tego nie zauważyłaby, że tu jesteś!"
-Hej!- uśmiechnęła się do mnie. W zasadzie była uśmiechnięta od chwili, gdy zacząłem ją obserwować. Lubiłem ją taką. "A jakiej ty jej NIE lubiłeś, hę?"- Cieszę się, że przyszedłeś, mimo że nie obchodzisz świąt.
-W zasadzie to... Mama urządza coś takiego dla moich sióstr. Ale bardziej jak w Anglii, w sensie wiesz... Obiad jutro.
-Wiem. Mógłbyś to wziąć?- wskazała na jakąś tacę.- Reszta jest już na stole. Chodź.- zabrała salaterkę i pokierowała mnie do salonu. Przy stole stał Jim, a obok niego mężczyzna, kobieta i mała dziewczynka.
-O, jesteście. To chyba możemy zaczynać.- James przesunął szklankę i talerz, żeby zrobić miejsce na rybę i sałatkę.- Zayn, to są państwo Marshall. Winston, Agnes i Katie. Winston jest organistą w kościele. Moi drodzy, to Zayn Malik, przyjaciel Jennifer i jej korepetytor z matematyki.
-Witam.- Winston uścisnął mi rękę.- Nie widziałem chyba pana w kościele.
-Ehmm... Nie jestem katolikiem.- speszyłem się. "Cholera, uspokój się! Denerwujesz się, jakby mieli cię pożreć żywcem!" Ku mojemu zaskoczeniu Agnes uśmiechnęła się na moje słowa.
-Tym lepiej, że przyszedł pan tutaj, na kolację wigilijną. Może przekona się pan, że warto uwierzyć.
-Proszę mi mówić po imieniu.- zaproponowałem z ulgą. Już myślałem, że mnie publicznie zlinczują. Jim zajął miejsce przy swoim krześle i wziął do ręki grubą księgę.
-Kochani, zaczynamy.- otworzył książkę w miejscu oznaczonym zakładką.- Jak zawsze najpierw pomodlimy się, dziękując Bogu za te święta, za miniony rok, za wszystkie łaski, które od Niego otrzymaliśmy. Swoją modlitwą obejmujemy też zmarłych z naszych rodzin... Mamo, tato...- głos mu się lekko załamał.- Wierzę, że tu jesteście i tak jak kiedyś modlicie się z nami. Mam nadzieję, że jesteście teraz w niebie.- poczułem, jak Jennifer ściska mnie za rękę. Spojrzałem na nią, ale ona wpatrzona była w zdjęcie swojej rodziny. Odwzajemniłem uścisk, a ona uśmiechnęła się do mnie przez łzy i znów spojrzała na zdjęcie. "Nie wiem, czy mogę... Ale proszę, kimkolwiek jesteś... Wybacz mi. Nigdy nie chciałem nikogo zabić, a już na pewno nie tamtych ludzi..." pomyślałem na wspomnienie tamtego czerwcowego wieczoru.- Módlmy się także w intencji waszej. Rodziny Marshallów, rodziny Zayna i wszystkich, którzy teraz zasiadają do wieczerzy wigilijnej na pamiątkę Narodzenia Pańskiego. Ojcze Nasz, któryś jest w niebie...- wszyscy zaczęli powtarzać słowa księdza. Tylko ja milczałem. Skąd mogłem znać słowa tej modlitwy...
-Z Ewangelii według świętego Łukasza...- Jim zaczął czytać z księgi. Wsłuchałem się uważnie w te słowa. Jak to możliwe, że nigdy wcześniej nie słuchałem uważnie historii, którą żyją miliony ludzi na świecie? Prawdopodobnie mnie to w ogóle nie obchodziło, ale dzisiaj było inaczej. Starałem się zapamiętać jak najwięcej.
-Amen. Teraz podzielmy się opłatkiem i złóżmy sobie życzenia.- idąc za przykładem innych, wziąłem z talerzyka kawałek białego cieniutkiego jak kartka wafelka.
-Zayn.- odwróciłem się w stronę Jen.- To taki zwyczaj. Składasz życzenia innej osobie i odłamujesz kawałek opłatka od niej i zjadasz go. Ona robi to samo. Więc... Chciałabym ci życzyć wesołych świąt, żeby przyszły rok był dla ciebie jak najlepszy i... żebyś był bardziej otwarty na innych. Niezależnie od tego, jakie nosisz w sobie ciemne sekrety... Daj ludziom poznać takiego Zayna, jakiego ja poznałam. I uśmiechaj się częściej!- żartobliwie trąciła mnie w ramię. Nie mogłem się nie roześmiać. Ułamała kawałeczek mojego opłatka.
-Tak, no cóż...- chrząknąłem, próbując zebrać myśli. "Nie umiem składać życzeń!" pomyślałem spanikowany.- Nie wiem, czego mogę ci życzyć. Nigdy chyba tego nie robiłem.
-Spróbuj.
-Okej...- odetchnąłem, przymykając oczy.- Życzę ci, żeby spotykały cię same najlepsze rzeczy, bo zasługujesz na nie, jak nikt inny. Życzę ci, żebyś miała wspaniałe święta i fantastyczny nowy rok. I żebyś zawsze miała na twarzy ten anielski uśmiech.
-Czy ty powtarzasz życzenia po mnie?- parsknęła śmiechem.
-Wcale nie!- oburzyłem się.- Zaraz dodam ci coś od siebie! Życzę ci... życzę ci... życzę ci, żebyś zawsze pamiętała, niezależnie od tego, co się stanie, że możesz na mnie liczyć...- przez chwilę stała bez ruchu, a po chwili mocno mnie przytuliła.
-Wiem, Zayn. Ja to wiem. Już nie raz to pokazałeś i dziękuję ci za to.- pocałowała mnie w policzek. Odsunęliśmy się od siebie.
-Mam teraz ułamać opłatek?- upewniłem się, czy dobrze zapamiętałem jej instrukcje.
-Tak.- potwierdziła.- Ej! Ale zostaw mi jeszcze trochę!- po moim ułamaniu został jej w palcach tylko okruszek.
Reszta wieczoru minęła strasznie szybko. To dziwne, ale bardzo dobrze czułem się w ich towarzystwie. Jedzenie było wspaniałe, a Marshallowie i Jim chętnie tłumaczyli mi, o co chodzi w poszczególnych tradycjach wigilijnych. Wreszcie usiedliśmy koło wybranej i ubranej przeze mnie i Jen choince. Przyszedł czas na prezenty. Na szczęście, wziąłem coś dla Jima i Jennifer, ale było mi głupio, że nie przyniosłem nic dla Winstona, Agnes i Katie. Z drugiej strony, skąd mogłem wiedzieć, że będzie ktoś jeszcze? Wydaje mi się jednak, że mała była zadowolona, mimo że nie dałem jej prezentu, bo uparła się, żeby siedzieć u mnie na kolanach i bawić się z Jenny nowym misiem i lalką.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wybiła jedenasta.
-No, Winston, czas się szykować na pasterkę.- James wstał z fotela i podszedł do okna.- Już nie pada. Może przyjdzie więcej ludzi.
-Przyjdą, proszę księdza, na pewno.- organista stanął koło niego.- W końcu to Boże Narodzenie. Zawsze w kościele jest więcej ludzi.
-Ostatnio odprawiałem mszę rano dla pięciu osób.- Jim westchnął.- Ludzie nie chcą Boga w swoim życiu.
-Chyba że "jak trwoga, to do Boga".- Agnes włączyła się do rozmowy.- Nie może się ksiądz poddawać.
-Nie mam zamiaru, po to wybrałem tę drogę. Żeby wskazać ją innym.- odwrócił się od okna i zwrócił się do mnie.- Chcesz pójść? Nie chcę cię zmuszać, ale zabraniać też nie będę. To, że wyznajesz islam nie znaczy, że masz zakaz wstępu do kościoła.
-W zasadzie to...- zawahałem się. "Iść? A co to w ogóle będzie?"- W sumie mogę pójść.
-Dobrze.- James skinął głową.- Ja idę teraz, żeby się przygotować i jeszcze pomodlić. Winston, idziesz ze mną?
-Tak, muszę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
-Okej. Przyjdźcie za jakieś pół godziny, chyba że chcecie teraz... Ale ostrzegam, w kościele jest ziąb. Nie mamy ogrzewania. Jeszcze go nie wywalczyłem.
-Najpierw trochę posprzątamy.- odpowiedziała Jen.
-A ja pójdę i ubiorę trochę cieplej Katie, żeby się nie przeziębiła.- odezwała się Agnes i wzięła córeczkę na ręce.
-No, to idźcie.- Winston ucałował Katie w czoło i założył czapkę.- Do zobaczenia po mszy.- ruszył powoli za Jimem w stronę kościoła.
-Do widzenia, Jenny! Dziękujemy za gościnę.- Agnes uściskała dziewczynę.- Miło było cię poznać, Zayn.
-Mnie również.- podała mi rękę na pożegnanie.
-Pożegnaj się ładnie, skarbie.- zwróciła się do Katie. Mała pomachała nam na pożegnanie i niemal natychmiast wcisnęła palec do buzi.- No, nie ssij palca na zimnie, kotku... Do widzenia!
-Do widzenia!- odmachaliśmy dziewczynce i Jen zamknęła za nimi drzwi.
-Pomożesz mi posprzątać?
-Jasne.- zaczęliśmy zbierać brudne naczynia, torebki po prezentach, kolorowy papier, wstążki.
-Jak to w ogóle będzie wyglądało?- zapytałem zaciekawiony.
-Nie byłeś nigdy na mszy? Jakimś nabożeństwie?- zerknęła na mnie znad zmywanych właśnie talerzy.
-Kiedyś ojciec zabrał mnie na jakieś modlitwy rytualne. Klęczeliśmy na specjalnych dywanach, trzeba było się kłaniać i zawodzić jakieś pieśni. Nie podobało mi się.- skrzywiłem się na samo wspomnienie.
-No, mam nadzieję, że to ci się spodoba. Nie będziemy zawodzić, tylko śpiewać kolędy, modlić się, klęczeć tylko trochę, słuchać, co Jim będzie mówił z ołtarza... Możesz się wynudzić, ale możesz też znaleźć coś dla siebie.- stwierdziła, wycierając ręce w ściereczkę.- Gotowy? Czy tchórzysz i wracasz do domu?
-Nie tchórzę. Idę.- odpowiedziałem i po chwili razem, ramię w ramię poszliśmy w kierunku kościoła.
Weszliśmy do środka. Było już kilka osób siedzących lub klęczących w ławkach. Organy grały jakąś nawet wesołą melodię. Na środku stał stół przykryty białym obrusem, na nim jakaś wielka księga podobna do tej, którą miał James przed kolacją. Na ścianie zawieszony wielki, oświetlony od tyłu krzyż z drewna. Po lewej stronie ołtarza ogromna choinka, a pod nią szopka, jak ta, o której czytał dziś Jim. Nawet z daleka mogłem rozróżnić większość ustawionych tam figur. Usiadłem z Jen w jednej ławce.
Stopniowo schodziło się coraz więcej ludzi. Nagle organy zagrzmiały, wszyscy wstali i zaczęli śpiewać jakąś pieśń, której oczywiście nie znałem. Skupiłem się bardziej na księdzu wychodzącym właśnie z jakiegoś pomieszczenia. Ubrany był w białą, długą szatę, na rękach niósł figurkę małego dziecka. "To chyba ten mały Jezus..." Ludzie uklękli, gdy Jim kładł figurkę na sianie w małym żłobie, między postaciami, jeśli się nie mylę, Maryi i Józefa.
I wtedy rozejrzałem się dookoła. Popatrzyłem na Jennifer, na kobiety, mężczyzn i dzieci, którzy nielicznie, ale jednak przybyli na tę mszę o północy i teraz z czcią wpatrywali się w krzyż, w szopkę, w księdza, który właśnie przyklękał i całował stół. I pomyślałem, że chyba dobrze zrobiłem przychodząc tutaj...
__________________________________________________
Oto kolejny, świąteczny rozdział "Would..." :) Mam nadzieję, że spodobało wam się takie odkrywanie świąt z Zaynem i Jen. Troszeczkę różniło się od Bożego Narodzenia z 1D Team na "Everything's...", hmm? ;P
Chcę was serdecznie przeprosić za zwłokę przy dodawaniu tego rozdziału. Naprawdę mi przykro, chciałam dodać to przed świętami, ale najpierw nie było czasu, bo zaliczenia, potem kończyłam świąteczny rozdział na pierwszym blogu, trzeba było pomagać w domu, następnie święta, wyjazdy i tak to zleciało. Ostatecznie rozdział, w tym całą perspektywę Zayna i większość Scarlett napisałam dzisiaj :P
Zapraszam was na świąteczny rozdział na "Everything's gonna be alright..."--->
Zachęcam was do zajrzenia, nawet jeżeli nie czytaliście pierwszej części opowiadania. Ten rozdział jest całkowicie niezależny. Od razu też oficjalnie potwierdzam, że druga część "Everything's..." powstanie! Pierwsze rozdziały spróbuję dodać na wiosnę. Najpierw chcę skończyć "Would..." i aktywować "Dance with me tonight...", które może was odrobinkę zaskoczyć... :D
Chciałabym was też zaprosić na bloga pewnej dziewczyny, która niedawno założyła bloga i się nim ze mną podzieliła... Dodamy jej trochę wyświetleń? xD oto link-----> http://isabellaandlouis.blogspot.com/
Otrzymałam dwie nominacje do Liebster Blogger Award tutaj i jedną na "Everything's..." ^^ postaram się odpowiedzieć na nie dzisiaj ;)
Dziękuję za obserwowanie mnie na Twitterze, Ask'u, blogach, za nominacje, wszystkie życzenia i ciepłe słowa! Jesteście wspaniali, cieszę się, że czytacie i wspieracie mnie na każdym kroku i można z wami porozmawiać :***
Chciałabym też życzyć wam wspaniałego, zarąbistego, szczęśliwego Nowego Roku, poprzedzonego odjechanym Sylwestrem, szampańską zabawą do białego rana, a w kolejnym 2015 roku samym sukcesów, spełnienia marzeń, w tym nowej, genialnej płyty One Direction i koncertu najlepszego zespołu tutaj, w Polsce! ^.^
A wam, chłopaki, chociaż pewnie tego nie przeczytacie, życzę, abyście zawsze śpiewali razem, bo jak widzieliśmy niedawno, bez Zayna albo bez Louisa nie jesteście już tym samym zespołem. One Direction składa się z pięciu chłopaków, czyli Zayna, Louisa, Liama, Nialla i Harry'ego, i tak ma pozostać. A przede wszystkim... ŻYCZĘ WAM, ABYŚCIE W TYM ROKU ZDOBYLI MINIMUM JEDNĄ NAGRODĘ GRAMMY! ZASŁUGUJECIE NA TO!
<3 <3 <3 HAPPY NEW YEAR <3 <3 <3
Roxanne xD
Subskrybuj:
Posty (Atom)