niedziela, 27 lipca 2014

CHAPTER 2: I'm trying to be okay, I'm trying to be all right...

Wróciłam do domu nieludzko zmęczona. Angielski z nieprzyjaznym panem Malikiem u boku był chyba najprzyjemniejszą lekcją pod słońcem. Potem musiałam użerać się z wredną facetką od francuskiego, którego nie cierpiałam, zmusić się do uważania na chemii i udawać zainteresowanie na matematyce. Poprawka, na dwóch godzinach matmy. Ostatecznie doszłam do wniosku, że nauki ścisłe pochodzą z totalnie innej planety niż ja i nie ma najmniejszych szans, żebym je polubiła. Z wzajemnością.
Na szczęście nie byłam w szkole całkiem sama. Na przerwie na lunch spotkałam Liama, który zapoznał mnie ze swoim przyjacielem i dziewczyną. To chyba o niej wspominał ten cały Harry. Jakby myślał, że Liam zdradza ją ze mną. Danielle jest fantastyczną osobą. Szczera, wygadana, towarzyska. Szybko znalazłyśmy wspólny język. A Louis? To chyba najweselszy chłopak, jakiego kiedykolwiek widziałam. Na wstępie poinformował mnie, że jestem urocza, ale niestety, on ma dziewczynę i nie będzie mógł częściej dotrzymywać mi towarzystwa. "Spoko. Gdyby mnie zainteresował w TEN sposób, to może bym żałowała, a tak... Lou to dobry materiał na przyjaciela. Liam tak samo." pomyślałam kierując się na tyły plebanii, gdzie mieliśmy boisko. Już z ulicy słychać było krzyki i śmiechy. Wyszłam zza rogu domu i zobaczyłam Jima szalejącego z chłopakami niewiele młodszymi ode mnie. Właśnie pod jednym z koszy toczył się zażarty bój o piłkę. Usiadłam na trawie i z uśmiechem przyglądałam się bratu. Był w swoim żywiole. "Gdyby nie przyjął święceń, to chyba uczyłby w-fu w szkole..."
-Faul!- wrzasnęłam, gdy któryś z chłopaków popchnął drugiego tak mocno, że ten aż upadł na ziemię.- Przerwa techniczna!
Wszyscy obejrzeli się na mnie. Jim uśmiechnął się szeroko i zwrócił się do chłopaków:
-Panowie, kończymy na dziś. Z moją siostrą lepiej nie zadzierać.- jęk zawodu wydobył się z kilkunastu gardeł.- Ale co to ma być?- zdziwił się mój brat.- Jutro przecież rewanż.- jęk przerodził się we wrzask radości. Pokręciłam głową ze śmiechem widząc, jak jakiś mniejszy chłopiec wskakuje Jimowi na plecy, a ten śmiejąc się zaczyna go wozić na barana. "Wariat... Umie się porozumieć z chłopakami. Ciekawe, czy dotarłby do "pana Malika". To znaczy, Zayna. Bo to chyba jego imię, nie przezwisko?" zastanawiałam się wchodząc do kuchni.
-Nnno!- powiedział Jim wchodząc do kuchni.- Mecz jutro o szesnastej, chcesz być sędzią? Dziś tak ładnie przerwałaś grę...- zaśmiał się kpiąco.
-Chciałabym, ale tak jakoś od dzisiaj mam szkołę, braciszku. Kończę jutro akurat o szesnastej.
-A to pech. No dobra, to powiedz, jak było? Nie zjedli cię? Nie stratowali? Nie zagryźli?
-Wyobraź sobie, że nie.- parsknęłam śmiechem.- Było okej, chociaż trafiłam na jakiegoś mrukliwego kolegę z ławki na angielskim.
-Oj tam, przeżyjesz.- stwierdził Jim nakładając sobie na talerz zapiekankę.- Dobra, ja jem i lecę do kościoła.
-Przecież msza jest za godzinę.
-Ale konfesjonał zarasta brudem.
-To coś niedokładnie zmywasz te grzechy.
-Staram się, ale co zrobić? Niektóre są gorsze od świerzbowca. Ale dość o tym. Tajemnica spowiedzi.- udał, że zamyka usta na kluczyk.
-Jasne. Ja idę zakuwać. Już nam zadali masakrycznie dużo z matmy.
-Jak będziesz miała jakiś problem, to wal śmiało. Tylko nie przerywaj nabożeństwa w połowie.
Nie odpowiedziałam. Jim pochłaniał późny obiad, a ja ruszyłam do swojego pokoju. Wyjrzałam przez okno. Trzech chłopaków szło właśnie chodnikiem po drugiej stronie ulicy. "Zaraz, zaraz... Przecież to oni..." pomyślałam wytężając wzrok. Tak, miałam rację. To szli Zayn, Harry i ten blondyn, który nieświadomie ujawnił mi imię pana Malika. Co najlepsze... Zayn się właśnie uśmiechał. Przynajmniej tak mi się zdawało, patrząc z mojego okna na piętrze. "No i nie mógł się choć raz uśmiechnąć w szkole? Tak trudno, panie Malik?"
Usiadłam przy biurku. "Trzeba zrobić tę idiotyczną matmę." przypomniałam sobie. Skupiłam się na zadaniach całkowicie wyrzucając z myśli Zayna Malika.


-Zayn, synku! Wstawaj, bo się spóźnisz!- głos mamy wyrwał mnie ze snu. Jęknąłem przewracając się na drugi bok. "Jeszcze pięć minut..." pomyślałem wtulając się w poduszkę. Mama nie wiedziała, o której wróciłem do domu. I dobrze. Lepiej, żeby nie wiedziała, co robię po nocach i dlaczego wracam tak późno.
Zwlokłem się z łóżka i po jakimś czasie już siedziałem na dole w kuchni, a przede mną stał talerz z gorącym omletem.
-Jedz, kochanie. Wczoraj nie zjadłeś śniadania, przedwczoraj też...- popatrzyła na mnie z troską.- Przynajmniej dziś coś przegryź.- posłusznie wziąłem widelec i zacząłem dziobać swoją porcję. Nie miałem apetytu. Od końca czerwca nie miałem apetytu ani humoru. Jedynymi osobami, które mogły mnie rozśmieszyć byli Hazz i Nialler. I tylko oni. Nikt inny. "Ale nawet z nimi nie porozmawiasz o wszystkim..." pomyślałem. "Nawet im nie powiedziałeś, co zrobiłeś."
-O której dziś wrócisz?- zapytała mama.
-Nie wiem. Późno.
-Safaa liczyła, że ją zabierzesz do wesołego miasteczka.- "Tak, pójdę tam. Chyba jako klaun."
-Dziś nie dam rady.- powiedziałem kończąc śniadanie. Nawet nie zauważyłem, jak znikało z talerza.- Postaram się jutro.
-No dobrze. Leć, bo nie zdążysz.
Złapałem plecak i poszedłem w stronę znienawidzonego budynku. "Szkoła jest jak kibel: chodzisz, bo musisz" przypomniał mi się stary suchar. "Święta prawda". Dochodziłem do kościoła, gdy z bramy za nim wyszła dziewczyna. "To ona". Od razu ją rozpoznałem. Wścibska panna Sorset. Dziś znów mamy angielski. Cudownie. Znowu będzie mnie zagadywać i nie zrozumie, że ja nie mam siły ani ochoty, żeby z nią gadać.
Szedłem parę kroków za nią. Maszerowała dość szybko. Włosy związane w kucyk kołysały się jak wahadełko, a długa zielona spódnica delikatnie powiewała na wietrze. Normalnie ktoś by ją wyśmiał za włożenie spódnicy do samej ziemi, ale w połączeniu z czarną bokserką i czarną kurtką prezentowała się... naprawdę nieźle. Dziewczyna była wysoka, szczupła, a taki strój tylko podkreślał jej nienaganną sylwetkę. "Ciekawe, jakie ma nogi..." pomyślałem, ale zaraz strzeliłem sobie mentalnie w twarz. "O czym ty, kurwa, myślisz?! Ogarnij się, Malik!".
Dotarliśmy w końcu do szkoły. Nareszcie. Ta droga zaczynała mnie już męczyć. Nie chciałem jej wyprzedzać, bo zaraz by się do mnie przyczepiła. Nienawidzę, jak ktoś mi się na siłę narzuca. A ona zdążyła już to parę razy zrobić. Wmieszała się w tłum, a ja zaraz za nią. Poszła na pierwsze piętro. Zaraz, zaraz... "Ona ma szafkę koło mnie, Hazzy i Nialla?! W tym samym rzędzie szafek?! Co to za pierdolony dowcip?!" Zszokowany stanąłem na środku korytarza. I jak ja mam teraz wyjąć książki z szafki? "Malik, co ty? Boisz się głupiej laski?" Nie, kurwa. Boję się, że się do mnie przyczepi jak rzep do psiego ogona. Jak te wszystkie dziewczyny, które ślinią się na mój widok. Powoli podszedłem do swojej szafki i otworzyłem ją. Zacząłem wyjmować potrzebne podręczniki i w duchu przygotowywałem się na powitanie z jej strony. Ale jedyne co słyszałem, to przekleństwa. "Co jest? Córeczka pastora przeklina? Nieładnie..." Słyszałem, że ma jakieś powiązania z kościołem, czy coś. Więc chyba jest córką pastora.
-Psiakość, cholerna matma. Dlaczego teraz musi być ta piekielna matma?- mruczała pod nosem. Zaraz głośno trzasnęła drzwiczkami szafki i pobiegła na drugie piętro. Uśmiechnąłem się do siebie. "No. I tak ma być..."


Weszłam szybko do klasy i przemknęłam między koleżankami i kolegami do swojej ławki. "Byle do końca lekcji, byle do końca... Byle mnie nie zapytał...." myślałam gorączkowo przeglądając podręcznik. Proszę, niech tu będzie to jasno wytłumaczone, bo inaczej się powieszę... Moje myśli samobójcze przerwał nauczyciel.
-Witam uczniów! Jak tam, robaczki, nauczyliście się czegoś wczoraj?- dziarsko podszedł do tablicy i starł wszystko, co było tam nabazgrane.- No, to może ostatnie regułki przypomni nam...- zawiesił głos szukając kozła ofiarnego w dzienniku.- ...Jennifer Sorset.
Przymknęłam oczy i powoli wstałam z miejsca. "Myśl, idiotko, myśl. Coś wymyślisz!" Stanęłam pod tablicą i zaczęłam rozwiązywać podany przez nauczyciela przykład. Okej... "Najpierw spotęguj, a potem rozwal ten pierwiastek... A jak szły logarytmy...? Jasny gwint, nie pamiętam!" pomyślałam z paniką, ale dalej brnęłam przez gąszcz cyferek i dziwnych arytmetycznych oznaczeń. Zatrzymałam się pod koniec. "Jeszcze tylko ten logarytm..." Przygryzłam wargę i gapiłam się na ten nieszczęsny przykład jak sroka w kość. Nagle usłyszałam głos z tyłu klasy:
-Siedem...- pospiesznie wpisałam siódemkę modląc się, żeby nauczyciel nie zauważył, że ktoś mi podpowiedział.
-No dobrze... Piątki za to nie będzie, bo zgubiłaś tu jedno działanie...- wskazał na środek działania. Faktycznie, ominęłam jeden ułamek.- I tu się pomyliłaś...- pokazał kolejne miejsce. "Poległam..." westchnęłam w myślach. "Muszę iść na korki z tej przeklętej matmy!"- Ale jedynki też ci nie wstawię. Będzie dwójka. Siadaj.
Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w kierunku swojej ławki. Przeżyłam. Kolejna matma za mną, a nie ma dużej porażki. Żyję. Ale temat, który potem omawiał profesor Gordon znowu wytrącił mnie z równowagi. "Pilnie potrzebuję korepetycji! Albo przeszczepu mózgu..."
Po matmie poszłam na stołówkę. Była długa przerwa. Potem miałam okienko, czyli do lekcji angielskiego miałam jeszcze półtorej godziny. Nieźle. Przynajmniej odpocznę po lasowaniu mózgu, zwanego też matematyką.
-Cześć Jen!- przywitał mnie radośnie Louis.
-Cześć Tommo.- powiedziałam cicho i padłam na krzesełko obok chłopaka.
-Ooo, widzę, że przeszłaś pranie mózgu.- stwierdził Lou.- Niech zgadnę, udupili cię na historii.
-Pudło. Powaliła mnie królowa nauk.
-Wiesz, z królową się nie zadziera...- zachichotał chłopak.
-Zapamiętam na przyszłość.- wyjęłam z torby kanapki i zaczęłam powoli jeść.- Rozumiem, że ty nie jesteś wielbicielem historii?
-Nom, właśnie z niej wracam. To była mordęga.- skrzywił się.- Nie rozumiem, dlaczego mam się uczyć o tym, co już było. Trzeba się skupić na przyszłości i na tym, co teraz.
- No, w sumie masz rację...- do naszego stolika podeszli Liam, Danielle i jakaś brunetka, której nie znałam. "Ale ona ładna..."
-Cześć, kochanie.- Lou wstał i przytulił dziewczynę. "To chyba Eleanor."- El, skarbie, poznaj Jennifer. Jen, to moja wspaniała dziewczyna, Eleanor.- "Ha! Miałam rację."
-Hej!- dziewczyna podała mi rękę.- Jesteś nową uczennicą?
-Tak. Jestem tu od wczoraj.
-To od razu cię uprzedzę.- nachyliła się konspiracyjnie w moją stronę.- Uważaj na tych przy stoliku obok.- wskazała głową trzech chłopaków i dwie dziewczyny.- Jeśli jesteś nowa, to Harry albo Niall nie przepuszczą okazji, żeby cię przelecieć.- "Spoko. Cudownie. Gdzie ja trafiłam?" pomyślałam obserwując ukradkiem grupkę przy stoliku obok. Harry i jedna z tych dziewczyn głośno się z czegoś śmiali, blondyn, chyba Niall, zajadał hamburgera, a druga dziewczyna przykleiła się do Zayna, który nic sobie z niej nie robił i siedział bez ruchu gapiąc się na telefon.
-Nie uda mi się trzymać od nich z daleka.- pokręciłam głową.- Siedzę w jednej ławce z Zaynem na angielskim.
-No to kiepsko.- ocenił Liam.- Ale staraj się do nich nie zbliżać.
Zastanawiałam się, dlaczego właściwie wszyscy tak się ich boją. "Wszyscy? Poznałaś opinię zaledwie kilku osób!" Szybko dokończyłam lunch i wyszłam z cafeterii. Chciałam znaleźć jakieś ciche miejsce, w którym mogłabym się zaszyć na godzinkę. Nie miałam ochoty siedzieć w stołówce albo na korytarzu. Wyszłam na zewnątrz. Na placu przed szkołą wszystkie ławki były zajęte, a przy boisku wręcz nie było jak przejść. No tak, przerwa się jeszcze nie skończyła, większość uczniów korzystała z wrześniowego słońca. Obeszłam szkołę dookoła i znalazłam się na tyłach budynku. Ktoś tu niedawno kosił trawę, powietrze przesycone było jej zapachem. Zauważyłam kępę wierzb płaczących. Ich zwisające gałęzie tworzyły jakby parawan dookoła swoich pni. Odchyliłam delikatnie gałązki i wsunęłam się pod nie. Przeszłam za drzewa i znalazłam się na niewielkiej przestrzeni, z dwóch stron ograniczonej drzewami, pod którymi właśnie przeszłam, a z dwóch pozostałych szkolnym murem, który tutaj przylegał do jakiegoś ceglanego budynku tworząc jakby półeczkę, na której można było wygodnie usiąść. Uśmiechnęłam się do siebie. "Znalazłam swoje miejsce..." 
Wskoczyłam na murek i oparłam się wygodnie o ścianę z cegieł. Wyciągnęłam nowy kryminał, który niedawno kupiłam i zaczęłam pochłaniać stronę po stronie. Co chwilę kontrolnie zerkałam na zegarek, żeby nie spóźnić się na angielski. Nagle w pewnym momencie usłyszałam szelest i trzask gałązki. Znieruchomiałam. Ktoś tutaj szedł. Zaszumiały listki wierzb i zza ich zasłony wyszedł... Zayn. "No wolne żarty! Ja tu chcę mieć spokój!" Nie zauważył mnie, bo siedziałam w cieniu. Oparł się plecami o murek i zapalił papierosa. Zaciągnął się i z westchnieniem wypuścił kłąb dymu. Zamknął oczy wystawiając twarz na słońce. Przez chwilę się nie ruszał. Potem wskoczył na murek i usiadł w takiej pozycji jak ja.
-Cześć Zayn.- powiedziałam z uśmiechem. Chłopak aż podskoczył w miejscu. Mało nie spadł z muru. Gapił się na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Co ty tu robisz?!


_____________________________________
Hello, zgodnie z zapowiedzią oto trzeci rozdział! Tak, wiem, jest krótki, ale obiecuję, że potem będą choć odrobinę dłuższe. :)

Zapraszam serdecznie na "Everything's gonna be all right..." gdzie wczoraj pojawił się 43 rozdział :D
Od razu też informuję, że zakładkę "Bohaterowie" zrobię w wolnej chwili :) podejrzewam też, że niedługo pojawi się szablonik :*

Pozdrawiam i całuję <3
Roxanne xD

sobota, 19 lipca 2014

CHAPTER 1: I'll take you to another world...


-Jen! Jesteś już gotowa? Bo ja muszę wychodzić!- szybko zbiegłam na dół, nakładając kurtkę.
-Nie mogę się przyzwyczaić do tego widoku.- jęknęłam, patrząc na mojego brata, który wkładał właśnie buty i w tym samym momencie rozglądał się za sportową torbą. Co śmieszniejsze, musiał przytrzymywać sobie długą sutannę.
Tak. Mój brat jest księdzem, a Bradford to jego pierwsza parafia. Dlatego się tu przeprowadziliśmy. Rodzice chcieli być bliżej Jima, a że tata mógł uzyskać przeniesienie... Cóż, wylądowaliśmy w małym domku obok kościoła, który stał się od teraz plebanią i moim nowym domem jednocześnie. Najsmutniejsze jednak było to, że jedną z pierwszych mszy, które mój brat odprawił, była msza pogrzebowa naszych rodziców.
-Jakiego widoku?- podniósł głowę i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Ciebie, w sutannie...
-Powinnaś się już przyzwyczaić, młoda.- roześmiał się i poczochrał mi włosy.- W końcu masz mnie takiego codziennie od dwóch miesięcy i co jakiś czas mi pierzesz sutanny, więc...- zdjął kluczyki z haczyka i otworzył drzwi.
-Gdzie potem jedziesz?- spytałam, siadając w samochodzie. Jim rzadko jeździł samochodem. Można uznać za święto, że mnie odwozi do szkoły, ale w końcu to pierwszy dzień, no nie?
-Muszę podjechać do Londynu, do kurii, a potem chcę jeszcze odebrać sprzęt na salkę.
-Znowu do ćwiczeń?- Jim energicznie zabrał się za prowadzenie parafii. Nowy porządek mszy, wstępne oględziny kościółka przez architektów przed remontem i świetlica dla najmłodszych. Zorganizował też dla dzieciaków salę treningową i załatwił instruktorów od boksu i zapasów. Super pomysł na rozładowanie zbędnej energii. A chłopaki najbardziej się cieszą, jak Jim ćwiczy razem z nimi albo gra w nogę i w kosza na naszym podwórku. To dopiero frajda dla takich dwunasto- lub dziesięciolatków. A to, że Jim jest księdzem katolickim jakoś w ogóle nie przeszkadza ich rodzicom, którzy regularnie chodzą na nabożeństwa anglikańskie.
-Tak, nowe maty i kilka worków treningowych. Potem mam mszę wieczorem i spotkanie z jakąś panią, która uważa, że jestem za młody na proboszcza i próbuje mnie przekonać, żebym oddał się pod jej panowanie.- parsknęłam śmiechem. No tak. Jim jest świeżo po święceniach i wszyscy są zdumieni, że on prowadzi bradfordzką parafię. Ale po co bardziej doświadczony ksiądz na raptem czterystu ludzi? Przynajmniej mnie się tak wydaje.
-To tutaj.- odpięłam pas i odwróciłam się do brata.- Idę.- byłam lekko zdenerwowana.
-Trzymaj się, siostra.- Jim uścisnął mnie z uśmiechem.- Będzie dobrze. Pamiętaj, co mówili rodzice.
-Głowa do góry, uśmiech na twarzy i nie daj sobą pomiatać. Tak w skrócie.- odetchnęłam. Od razu, gdy przypomniałam sobie słowa mamy i taty, było mi lepiej. Jakby byli gdzieś bliżej. Tęsknię. Strasznie tęsknię.
-Dokładnie.- Jim spoważniał.- Nie martw się. Ja też tęsknię, ale czuję, że tu są, tuż obok. Nasi prywatni Aniołowie Stróżowie. Pilnują swojego zwariowanego syna i anielskiej córeczki.- anielskiej? Na pewno. To, że mam na drugie imię Angel, nie znaczy, że jestem jakimś aniołem.
-Okej, lecę. Pa.- wysiadłam z samochodu. Przede mną stał ogromny budynek szkoły. "Witamy w nowym świecie, Jenny". 
Będzie dobrze. Musi być. Ruszyłam zdecydowanym krokiem w stronę wejścia. Czułam na sobie spojrzenia uczniów. Na pewno wiedzą, że jestem nowa. Co za powalony pomysł, żeby w połowie nauki w liceum przenosić się do innej szkoły. Minęłam grupę z papierosami, kilka dziewczyn ubranych na różowo (jak lalki Barbie! To chyba jakiś żart...), paru kujonów w okularach. Byli tak nachyleni nad książkami, że okulary prawie spadały im z nosów. Nie przejęłam się osaczającymi mnie spojrzeniami. Przyzwyczaiłam się do tego. Gdy mieszkasz w Anglii, jesteś katolikiem, a do tego twój brat to ksiądz, to możesz być pewnym, że ściągniesz na siebie uwagę społeczeństwa.
Szybko odnalazłam sekretariat i z uśmiechem weszłam do środka.
-Dzień dobry. Nazywam się Jennifer Sorset i jestem nową uczennicą.- powiedziałam do kobiety siedzącej za biurkiem. Obrzuciła mnie niechętnym spojrzeniem i przełożyła jakieś teczki na biurku.
-Twój plan lekcji, papiery na pierwszy dzień, szafka i informator.- wręczyła mi z niechęcią plik kartek.
-Dziękuje bardzo. Miłego dnia.- powiedziałam odwracając się w stronę drzwi. Kobieta znieruchomiała, a po chwili, niepewnie, powoli odwzajemniła uśmiech.
-Nawzajem. Miłego dnia.- wyszłam z gabinetu i ruszyłam przed siebie korytarzem, żeby znaleźć szafkę jeszcze przed pierwszą lekcją. Z planu wynikało, że to będzie angielski... Hmm, nawet spoko. Zawsze to mogła być fizyka. Moja zmora.
Z informacji na karteczce wyczytałam, że moja szafka znajduje się na pierwszym piętrze. 118, 118, 118, gdzie jest szafka numer 118? Nie mogłam jej znaleźć, więc pochyliłam się nad kartką, żeby sprawdzić, czy czegoś nie przeoczyłam. Na moje nieszczęście, nie patrzyłam się przed siebie i przywaliłam głową w otwarte drzwiczki jakiejś szafki tak mocno, że aż ją zamknęłam.
-Ała!- jęknęłam łapiąc się za czoło. Pięknie, będzie siniak.
-Wszystko okej?- usłyszałam przed sobą i otworzyłam zaciśnięte z bólu powieki. Mój wzrok padł na wysokiego chłopaka, szatyna z brązowymi oczami, wpatrującego się we mnie z niepokojem.
-Taa. Wszystko jest w porządku. Po prostu dawno nie miałam guza na czole, czas było to nadrobić.- wysiliłam się na kiepski żart. Chłopak zaśmiał się pod nosem.
-Właściwie powinienem ci podziękować. Nie musiałem się męczyć z zamykaniem szafki.- parsknęłam śmiechem.- Jestem Liam Payne.- wyciągnął do mnie rękę.
-Jennifer Sorset. Jestem tu nowa.- uścisnęłam dłoń chłopaka.
-Czyli podejrzewam, że potrzebujesz pomocy, hm?
-W zasadzie to tak. Wiesz, może, gdzie jest szafka numer 118?- zapytałam, a on uniósł brwi i lekko się odwrócił.
-Wydaje mi się, że jakieś dwa metry ode mnie.- wskazał na czwartą szafkę po swojej lewej. W myślach ponownie przywaliłam sobie dłonią w czoło. "Było tak się spieszyć? Zaraz byś ją znalazła... "
-Emm... dzięki.- podeszłam do szafki i otworzyłam ją. Wrzuciłam do środka swoje rzeczy, zostawiłam w torbie tylko książkę i zeszyt do anglika.
-No, nie można cię nazwać porządną.- stwierdził Liam, zaglądając do szafki. W sumie miał rację... Wrzuciłam wszystko byle jak. Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam za sprzątaniem.
-Chyba masz rację.- oceniłam przekrzywiając głowę. Wzruszyłam ramionami.- Mam teraz walnąć głową, żeby ją zamknąć?- Liam zachichotał.
-Może ja to zrobię, żeby zrewanżować?- uderzył ręką o drzwiczki szafki i zatrzasnął ją.
-Ej! Miałeś to zrobić głową!- zaśmiałam się waląc go ręką w ramię.
-Ups.- wzruszył ramionami.- Następnym razem.- pokręciłam głową z udana dezaprobatą i spojrzałam na trzymane w ręce kartki.
-Pomóc ci w czymś jeszcze?- zainteresował się Liam.
-Eee... Tak. Wiesz, gdzie jest sala numer 45?- podniosłam wzrok na chłopaka.
-Jasne, zaprowadzę cię.
Ruszyłam za nim w górę po schodach na drugie piętro. Matko, ta szkoła jest ogromna. Mam szczerą nadzieję, że się nie zgubię.
-Kogo ja widzę... Mr. Payne.- złośliwy głos wyrwał mnie z zamyślenia. Na korytarzu stał jakiś chłopak z kręconymi brązowymi włosami. Miał chyba zielone oczy... Ręce schował do kieszeni i wbijał we mnie drwiące spojrzenie.
-Co chcesz, Styles?- syknął Liam. Styles... To chyba nazwisko, no nie?
-No, proszę... Zająłeś się nową laską, Liam. Dans wie o nowej dziewczynie?- co za dupek. Mam ochotę mu przywalić.
-Odwal się, Harry.- aaaa, czyli on ma na imię Harry! Dobrze wiedzieć.- Nie masz interesów na boku do rozkminiania?
-Wow, wow, wow.- Harry uniósł ręce.- Spokojnie, stary. Chciałem tylko poznać nową koleżankę.- zwrócił się do mnie.- Jestem Harry Styles, ślicznotko. A ty?
-A ja nie jestem ślicznotką.- oznajmiłam i zręcznie go wyminęłam ruszając w stronę sali 45, którą już zdążyłam zauważyć.
-Jeszcze się dowiem, jak masz na imię!- krzyknął za mną Styles. "Może w marzeniach, kolego." Nie liczę na chłopaka, chcę na początek przyjaciół. A już zwłaszcza nie liczę na TAKIEGO chłopaka.
Zadzwonił dzwonek, więc przyspieszyłam, żeby wejść do klasy przed nauczycielem. Niestety, miałam pecha. Nauczyciel już tam siedział.
-A panna nowa, co?- powiedział ironicznie na mój widok starszy mężczyzna. Klasyczny przykład nauczyciela starej daty, istny belfer.- Zasada numer jeden: na moje lekcje przychodzi się jeszcze przed dzwonkiem. Zasada numer dwa: gdy ktoś się spóźnia, powinien przeprosić za niedbalstwo. Przełknęłam ślinę. Facet od razu mnie zdenerwował.
-Przepraszam bardzo za spóźnienie. To się więcej nie powtórzy.- powiedziałam posłusznie.
-Jak się panna nazywa?- otworzył dziennik i przejechał palcem po liście uczniów.
-Jennifer Sorset.
-Jennifer Sorset... Jennifer Angel Sorset. Piękne drugie imię.- stwierdził nie podnosząc na mnie wzroku.- Panno Sorset, w związku z tym, że u mnie wszyscy mają stałe miejsca na lekcjach i w zasadzie wszystkie miejsca są zajęte, będziesz musiała niestety usiąść z panem Malikiem.
-Dlaczego "niestety"?- wypaliłam szybciej niż pomyślałam. "Szkoda, że nie ugryzłam się w język" skarciłam się w myślach, czując na sobie palący wzrok nauczyciela.
-Przekonasz się, moja panno, dlaczego "niestety".- narysował palcami cudzysłów w powietrzu.- Proszę usiąść.
Przygryzłam wargę i ruszyłam w stronę jedynego wolnego miejsca w ostatniej ławce pod oknem. Bliżej szyby siedział ciemnowłosy chłopak i beznamiętnie wpatrywał się w boisko szkolne za oknem. Usiadłam na krześle i wyjęłam potrzebne rzeczy z torby. Chłopak nawet nie zareagował na moją obecność. Po prostu się nie poruszył, nic. Postanowiłam jakoś do niego zagadać uważając, żeby nie rozdrażnić opowiadającego o pasjonującej liście lektur na ten rok staruszka.
-Cześć.- szepnęłam uśmiechając się przyjaźnie.- Jestem Jennifer.- chłopak odwrócił głowę w moją stronę i rzucił mi groźne spojrzenie.
-Zrób mi przyjemność i się odwal.- syknął, po czym otworzył zeszyt i zaczął coś bazgrać na tylnej stronie. Zdumiona otworzyłam szeroko oczy. "O co mu chodzi? Zrobiłam coś nie tak?" Potrząsnęłam głową i oparłam brodę na dłoni próbując słuchać wywodu nauczyciela.



"Co ona, do diabła, wyprawia? Jest aż tak pusta i głupia, że nie zauważyła, że mnie się nie zagaduje?!" myślałem wkurzony zerkając kątem oka na dziewczynę, która z całych sił starała się nie usnąć pod wpływem monotonnego głosu profesora Hollinsa. "Ja rozumiem, jest nowa, ale mogła wykazać choć trochę rozsądku i się do mnie nie zbliżać! Ale nie! Ona lezie do mnie z tym swoim uśmiechem i chce się zaprzyjaźniać!" Zastanawiałem się, czy ktoś uświadomił ją, kim jestem. Jakie plotki krążą po szkole na mój temat. Jestem pewny, że wtedy nie siadałaby w ławce tak ufnie. Wszyscy uważają, że Zayn Javadd Malik to najgorszy chłopak w tej szkole. Laski są tym podniecone, normalni kolesie starają się schodzić mi z drogi, a ci nienormalni próbują się podlizać. Ale nikt nie ma szans, żeby się do mnie zbliżyć bardziej niż moi najlepsi kumple i dziewczyna. A już na pewno nie będzie moja przyjaciółką ta naiwna dziewczyneczka z tym przyjaznym podejściem do ludzi. "To nie twój świat, mała. Ja i ty to dwa różne światy i lepiej, żebyś to sobie szybko uświadomiła, Jennifer."
Wreszcie zadzwonił dzwonek. Zgarnąłem książki do plecaka i już miałem wychodzić, gdy dogonił mnie głos tej dziewczyny.
-Panie Malik!- powiedziała pogodnie. "Jakby nic się nie stało!". Odwróciłem się powoli w jej stronę i zmierzyłem ją ponurym spojrzeniem.- Nie rozumiem, dlaczego się tak zachowałeś, ale okej. Wszystko jedno. Chciałam tylko wiedzieć, jak masz na imię, bo głupio nie znać imienia swojego sąsiada, a nie chcę do ciebie mówić per "Malik". Wiesz, po nazwisku to po pysku.- uśmiechnęła się krzywo.
-Starczy, że nie będziesz się do mnie w ogóle odzywać. To dla twojego własnego dobra.- mruknąłem pod nosem i skierowałem się do drzwi. Przekroczyłem próg, gdy dziewczyna dogoniła mnie i złapała za rękaw. Wyszarpnąłem się szybko. "No, mam nadzieję, że nikt tego nie zauważył!"
-Proszę?- Jennifer popatrzyła na mnie z ukosa.- Twoje imię chyba nie jest zastrzeżone jak numer telefonu.- zażartowała. Prawie, podkreślam PRAWIE, się uśmiechnąłem.
-Tajemnica państwowa.- odwróciłem się w stronę schodów i już miałem zejść na parter, gdy z trzeciego piętra przez poręcz wychylił się Nialler.
-Ej, Zayn!- przekląłem go w duchu. "Serio, stary? Po imieniu? A "Malik" to nie łaska?!"- Zaczekaj, stary!- zatrzymałem się zrezygnowany i patrzyłem obojętnie, jak blondyn prawie łamie nogi zbiegając po schodach na łeb, na szyję. Był już na półpiętrze, gdy jeszcze zatrzymał się, żeby zagadać do jakiegoś kolesia. "No proszę cię!" jęknąłem w duchu. Miałem ochotę zejść na dół nie czekając na niego, gdy moja niedoszła rozmówczyni trąciła mnie łokciem schodząc po schodach.
-Na razie, Zayn.- uśmiechnęła się łobuzersko i zbiegła na pierwsze piętro nie oglądając się za siebie.




___________________________________________________
I macie pierwszy rozdział! Krótki wiem, ale wszystko się naprawi, gdy wstawię epilog "Everything's gonna be all right...", na który serdecznie was zapraszam ;)

Co jeszcze mogę wam napisać...? Chyba nie mam na tę chwilę ważnych komunikatów... A! Chwila, już wiem :D proszę o szczere komentarze i obserwowanie bloga. Jeżeli chcecie, to podajcie mi nicki na Twitter'a, żebym mogła tam was informować :)

To tyle. Do następnego napisania
Roxanne xD

sobota, 12 lipca 2014

PROLOGUE: It seems to me, that when I die, these words will be written on my stone...

-Witajcie. Dawno tu nie byłam, co?- z uśmiechem na ustach położyłam bukiet świeżo ściętych róż na zimnej płycie.- Miałam tyle do załatwiania. Nowa szkoła, przenoszone papiery, kupowanie wszystkiego, co potrzebne... Zawsze mi pomagałaś, mamo, pamiętasz? I ten twój uśmiech, kiedy mówiłaś: "Znowu wszystko muszę za ciebie załatwiać!". I patrz, usamodzielniłam się.- zaśmiałam się lekko, ale zaraz spuściłam głowę i spoważniałam.- Szkoda, że trzeba było do tego takiego bodźca...- milczałam przez chwilę. Uniosłam głowę i się rozejrzałam. Wokół nie było żywego ducha, tylko cisza i spokój. Słyszałam w oddali jadące samochody, ale tutaj bardziej było słychać delikatny szum wiatru i ćwierkające ptaki.- Wiecie co? Z jednej strony nie żałuję tej przeprowadzki, bo mogę być blisko Jima, poza tym lubię poznawać nowe miejsca i nowych ludzi... Ale ten wypadek... Byliśmy tu razem tylko pięć dni. Tato, po co wsiadałeś wtedy za kółko?- w moim głosie słychać było żal. Czułam nadchodzące łzy.- Gdyby nie ten motor, który wyjechał wam zza zakrętu, bylibyście ze mną i wspierali w nowym liceum. A Jim mógłby wam pokazać, jak bardzo się cieszy z tego, co tu robi. To takie niesprawiedliwe...- łzy były tuż, tuż. Jedna właśnie potoczyła się po moim policzku i rozprysła się na marmurowej płycie. Szybko otarłam pozostałe i uśmiechnęłam się słabo.- Obiecałam wam, że nigdy nie będę płakać. Pamiętasz, tato? Wtedy, kiedy rozcięłam nogę, jak się wywaliłam na rowerze. Przyrzekłam wam, że będę się zawsze uśmiechać. I dotrzymam obietnicy.- uniosłam głowę do góry i zerknęłam w niebo. Było czyste, bez żadnych chmur. To aż dziwne jak na Bradford.- Pamiętam, mamo, jak powtarzałaś: "Proszę cię, Jenny, kochana córeczko, bądź wesoła.". Byłam, jestem i będę wesoła. Obiecuję. Dlatego też nie noszę żałoby. Tylko jedna czarna rzecz. Jim nie ma nic przeciwko. Sam by tak robił, gdyby nie to, że musi się ubierać na czarno.- rzuciłam okiem na zegarek. Jim zaraz będzie do mnie dzwonił i mnie szukał. Może przestanie być takim nadopiekuńczym bratem, jak zacznie się szkoła.- Muszę już iść. Przyjdę niedługo. Kocham was najmocniej na świecie.- ucałowałam końce swoich palców i przycisnęłam je do nagrobka.
Ruszyłam w stronę wyjścia z cmentarza. Gdy doszłam do zakrętu, obejrzałam się za siebie. Widziałam dokładnie grób rodziców leżący w rogu cmentarza, tuż przy żywopłocie. Słońce mocno świeciło i odbijało się na płycie nagrobka tworząc świetlne refleksy wokół napisu:
Anne Sorset   1968-2014
Edward Sorset   1966-2014
Zmarli śmiercią tragiczną dnia 30 czerwca 2014 roku
~***~
Niech spoczywają w pokoju

Dziś jest 30 sierpnia. Dwa miesiące. Minęły dwa miesiące od ich wypadku. Dwa miesiące smutku i tęsknoty za najważniejszymi osobami w życiu. Nie będę płakać. Uśmiechnę się i uniosę głowę wysoko w górę. Obiecałam.




_________________________________________
To co, odpalamy? ;)

Oto oficjalny prolog "Would you know my name?..." :) podekscytowani? Ja bardzo ;P
Od razu pragnę zaznaczyć, że na razie rozdziały mogą być krótkie... A to tylko dlatego, że kończę poprzedniego bloga. Po zakończeniu "Everything's gonna be all right..." rozdziały będą pojawiały się częściej i z pewnością bardziej się będę w nich rozpisywała ;)

W zakładkach znajdziecie spis treści, postacie, kontakt, inne blogi stworzone przeze mnie ze zwiastunami i skrótowym opisem. No, na razie będzie tam tylko jeden, ale jak zacznę publikować "Dance with me tonight...", to będzie tego ciut więcej =) zastanawiam się też nad stworzeniem zakładki "Informowani", ale na razie i tak mam huk roboty, więc z tym jeszcze poczekamy :)

Do następnego, który nie wiem, kiedy konkretnie będzie, ale jakby co, możecie mnie zawsze znaleźć na "Everything's gonna be all right..." :*

Pzdr. <3
Roxanne xD

czwartek, 10 lipca 2014

Hello, hello, I really hope that you remember me :)

Panie i panowie!
Ladies and gentleman!
Meine Damen und Herren!
Mesdames et Messieurs!
Seńoras y Seńores!
Signore e Signori!

Witam państwa bardzo serdecznie w moim kolejnym opowiadaniu, a ściślej, w kolejnym fanfiction o One Direction!
Parę spraw na początek (ekhem, ekhem! Już mogę zaczynać ;P).

1. Blog jest poświęcony One Direction, ale Zayn Malik, Harry Styles, Liam Payne, Louis Tomlinson i Niall Horan nie występują tutaj jako zespół.
2. Rozdziały dodawane będą na razie w czasie nieokreślonym (kończę poprzedniego bloga).
3. Po zakończeniu "Everything's gonna be all right..." rozdziały będą powstawać zgodnie z zasadą jednego tygodnia, tak jak w przypadku "Everything's gonna be all right..." (rozdział dodam maksymalnie tydzień po poprzednim).
4. Każdy rozdział ma swój tytuł, którym jest cytat z piosenek 1D. Możecie zgadywać, z których ;)
5. Poniżej publikuję zwiastun opowiadania, link do niego załączam tutaj-----> https://www.youtube.com/watch?v=svdGcgGGlcI&feature=youtu.be
6. Szablon został zamówiony u Daisy Angel, za wykonanie z góry bardzo serdecznie dziękuję i wręcz nie mogę się doczekać ;D
7. Miałam dopisać coś jeszcze, ale zapomniałam co... No nic :P


ZWIASTUN:



Śmierć bliskich jest zawsze tragedią... A co dopiero w miejscu, do którego wprowadziliśmy się kilka dni przed wypadkiem... Zaczyna się nowe życie, ale zasady pozostają takie same. Nawet jeżeli świeżo poznane osoby namawiają do zmian, lekceważą, a nawet poniżają. Szkoła to tygiel zła, ale okazuje się, że nawet tutaj mogę znaleźć miejsce, gdzie czuję się dobrze. A co, jeśli wplączę się w awanturę, z której nie ma wyjścia? Co się stanie, gdy ten odpychający mnie od siebie chłopak stanie się moim kumplem, przyjacielem, a potem nawet kimś więcej? Tylko... Czy on jest taki, jak go sobie wyobrażam? Jaki sekret skrywa jego mroczna dusza? Czy ciężko jest wybaczyć wielkie krzywdy i odzyskać zaufanie? Powiedział: "Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN... But you, you are my Angel..."


Enjoy the blog!!!











Buziaki przesyła
Roxanne xD i całe 1DTeam ;P