wtorek, 7 kwietnia 2015

EPILOGUE: I'm sorry if I say I need ya, but I don't care, I'm not scared of love... Cause when I'm not with you I'm weaker... Is that so wrong? Is it so wrong that you make me strong?

-Wychodzisz, Malik.
-No, co ty nie powiesz, Sheridan.- Wywróciłem oczami, mijając go w bramie.
-Powodzenia, stary. Nawet cię lubiłem.
-Taaa, wzajemnie. Ale sorry, więcej cię nie odwiedzę.- Przybiliśmy sobie piątkę i wreszcie wyszedłem na rozpaloną słońcem ulicę.
Po tym, jak sam zgłosiłem się na policję, sprawy potoczyły się mega szybko. Jeszcze tego samego dnia trafiłem do aresztu śledczego, a potem przez kilka dni regularnie mnie przesłuchiwali. Mieli szczęście, że postanowiłem powiedzieć im absolutnie wszystko. Zaczynając od wypadku spowodowanego przeze mnie, przez handel narkotykami, aż po wsypanie Gregory'ego i jego "firmy". Podobno policja zrobiła nalot na jego siedzibę i zgarnęli dosłownie wszystkich. Oprócz góry pieniędzy, jaką zdołał zgromadzić przez ładnych parę lat, dobrali się też do mini plantacji marihuany, kontaktów ze światkiem przestępczym całej Anglii i sporej liczby przemytników. Ogólnie można powiedzieć, że dzięki mnie rozbito gang. "Możesz być z siebie dumny."
Sypanie szefa i tak nie zadziałało na moją korzyść. Znaleziono u mnie broń, którą dał mi Gregory, przesłuchali jego goryli, którzy zaraz nawymyślali o mnie niestworzone historie. A ja... jak ostatni kretyn przyznałem się do wszystkiego, co mi zarzucali. Oprócz jakichkolwiek morderstw. Na szczęście nie mieli na nie żadnych dowodów.
W połowie sierpnia odbył się proces. Zarzuty? Prowadzenie pojazdu po pijanemu, nieumyślne spowodowanie śmierci, nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku, nielegalne posiadanie broni, handel narkotykami, bójki, uszczerbek na zdrowiu kilku osób, paserstwo... Tak, odrobinkę się nazbierało. Wyrok? 4 lata, w zawieszeniu na 5.
Od razu po procesie umieszczono mnie w zakładzie karnym. A mówiąc krótko, wsadzili mnie do pierdla. Lepiej bym tego nie ujął. Pierwsze pół roku to było piekło. Cela z prawdziwym mordercą, przemytnikiem i chorym psychicznie gwałcicielem. Z nas czterech byłem najmłodszy, przez co przez dłuższy czas byłem ich popychadłem, kimś, na kim można się wyżyć. Taki worek treningowy. Do tej pory się zastanawiam, czemu tak właściwie im nigdy nie oddałem. A nie, jednak wiem. Nie chciałem, żeby mnie przymknęli na dłużej. Chciałem wyjść do ludzi, spotkać się z rodziną, z... Z Nią.
Dopiero po roku przenieśli mnie do innej celi, gdzie jedynym moim towarzyszem był gość oskarżony niesłusznie o napad na kilka sklepów jubilerskich. Miał facet pecha, znalazł się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze. Nawet się z nim zakolegowałem. Ale i tak najlepsze stosunki miałem ze strażnikami. Na przykład Michael Sheridan. Starszy ode mnie o pięć lat, świeżo po szkole wojskowej, ojciec rocznego Jake'a i mąż Georgii. Opowiadał mi często o swojej rodzinie i chyba mnie polubił. Ja jego zresztą też. Przynajmniej dostarczał regularnie papierosy i w razie co przekazywał jakieś wiadomości między mną a rodzinka i kumplami.
Mama przychodziła do mnie co tydzień. Jej pierwsza reakcja po tym, jak wyznałem jej prawdę... Była załamana. Płakała przez kilka godzin, cały czas pytała, czy jestem tego pewny, czy mówię prawdę. A może się pomyliłem? Ale gdy powiedziałem jej, że mam zamiar do wszystkiego się przyznać, przytuliła mnie. Byłem w szoku, gdy odparła, że cieszy się, że zachowałem jeszcze resztki godności. Podczas procesu stała za mną murem, załatwiła najlepszego adwokata i broniła mnie przed całym światem, który się uparł, żeby mnie dobić. "Najlepsza matka świata, na którą nie zasłużyłem..."
Niall i Harry nie dostali takiej kary jak ja. Harry'emu, ze względu na stan zdrowia, fizyczny i psychiczny, zamienili odsiadkę na pięćset godzin robót społecznych po ukończeniu rehabilitacji. Z tego, co mi mówił, to już się z tym uporał i obecnie walczy z biurokracją, zakładając warsztat samochodowy. Nialler odsiedział dziewięć miesięcy i wypuścili go za dobre sprawowanie. Farciarz. A miał wyrok na półtora roku.
Jennifer pojawiła się tylko na procesie. Blada jak ściana, ze łzami w oczach. Zeznawała jako świadek, w sprawie śmierci rodziców. Przeciwko mnie. Ale nie miałem jej tego za złe. Wiedziałem, że robi to, co uważa za słuszne i nawet jeśli mnie tym pogrążyła, to kochałem ją dalej tak samo mocno, jak w dniu naszego pożegnania. Natomiast Jim wpadł do mnie kilka razy. Powiedział, że Jenny ukończyła szkołę i teraz poszła na kurs związany z bibliotekoznawstwem. Z pomocą Nialla i Scarlett otworzyła w mieście własną księgarnię. "I według słów Jima ciągle na mnie czekała..."
Od Jima dowiedziałem się też, co z Louisem. Na odwyku był trzy lata z przerwami. Teraz sam zaczął pracować w tym ośrodku, żeby pomagać innym wychodzić z uzależnień. Podobno kiedy tylko mógł, poleciał do Chicago i błagał na kolanach El, żeby mu wybaczyła. I przy okazji skuł mordę jej przyjacielowi, którego pomylił z jej facetem. Za to Els obraziła się na niego jeszcze bardziej. Dopiero niedawno zaczęli znowu ze sobą rozmawiać. Na razie przez Skype'a. "Kwestia czasu."
Serio, nie spodziewałem się, że po wyjściu z więzienia będę tak dobrze o wszystkim poinformowany. Każdy na siłę chciał mnie uszczęśliwić informacjami. Jak to dobrze, że teraz mogę to wszystko zobaczyć, nie tylko o tym usłyszeć. Cztery lata to cholernie dużo czasu... I tak powinienem się cieszyć, że nie dowalili mi piątego roku, ot tak, w prezencie.
"Ale w sumie można powiedzieć, że wszyscy powoli stają na nogi, podnoszą się po tym makabrycznym 2015 roku..."

Szedłem z uśmiechem na twarzy w stronę centrum miasta. Normalnie miałem ochotę uściskać każdego przechodzącego człowieka. Nareszcie! Jestem wolny. W każdym tego słowa znaczeniu.
Minąłem zakręt prowadzący do mojego domu. Jasne, powinienem pójść zobaczyć się z mamą, siostrą, przyjaciółmi, którzy już mnie uprzedzili o powitalnej imprezce, ale najpierw musiałem zobaczyć kogoś innego. Od Niallera się dowiedziałem, że za jakieś dziesięć minut wyjdzie z pracy. Szybko trafiłem pod podany adres i stanąłem na wprost księgarni, po przeciwnej stronie ulicy.
Wyszła, wołając jeszcze coś do osoby stojącej w środku. Zamknęła drzwi, śmiejąc się z usłyszanej odpowiedzi. Wyglądała wspaniale. Długie włosy rozwiewał jej wiatr, czarna bokserka była wsunięta w długą zieloną spódnicę, którą chyba miała na sobie, kiedy pierwszy raz przyszła do naszej kryjówki. Poprawiła torebkę na ramieniu i rozejrzała się, chcąc przejść przez ulicę. I wtedy mnie zobaczyła. Zamarła w pół gestu. "Chyba myślała, że jej się przywidziałem." Uśmiechnąłem się bezwiednie. Odwzajemniła to jakby z niedowierzaniem i błyskawicznie przebiegła przez ulicę. "Dzięki Bogu, że nic nie jechało!"
Stanęła przede mną, niepewnie przygryzając wargę.
-Jesteś...- Powiedziała cicho.- Wróciłeś.
-Już więcej cię nie zostawię.- Pokręciła głową ze łzami w oczach i rzuciła mi się w ramiona. Przytuliłem ją mocno, chowając twarz w jej włosach. Nareszcie. Nareszcie trzymam mój skarb. Nie mam zamiaru go więcej wypuszczać z rąk.
Uniosłem ja lekko w górę i okręciłem wokół własnej osi. Zaczęła się głośno śmiać, mocniej obejmując mnie za szyję. Postawiłem ją znowu na ziemi i odgarnąłem jej z czoła włosy, które opadły jej na twarz.
-Wybaczyłaś mi?- Zapytałem. Na chwilę spoważniała.
-Zrobiłam to już cztery lata temu. Wtedy na sali sądowej, kiedy do wszystkiego się przyznałeś i powiedziałeś, że szczerze żałujesz. Widziałam w twoich oczach, że mówisz prawdę. I już wtedy wiedziałam, że nie mogę ci nie wybaczyć. Bo to, że cię kocham jest mocniejsze niż jakakolwiek nienawiść.




Her light is as loud as many ambulances as it takes to save a savior...
Would he say, he's in L-O-V-E? Well, if it was me, then I would...
We don't wanna be like them, we can make it till the end, nothing can come between you and I...
I don't care what people say when we're together...
Let me be the one to light a fire inside your eyes...
You know I'll be your life, your voice, your reason to be...
Cause this love is only getting stronger...
Baby, you light up my world like nobody else...
Maybe we're fireproof...
Cause you make me strong...


~~THE END~~



______________________________________________________
Oto przed Wami zakończenie bloga! Czas na tradycyjne małe podsumowanie:


"Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN..."

STATYSTYKI

Blog prowadzony od dnia 10 lipca 2014 roku do dnia 7 kwietnia 2015 roku, przez 9 miesięcy (269 dni).

Łączna liczba wyświetleń: 34 685
Łączna liczba komentarzy: 739
Liczba obserwatorów: 32

Ilość postów: 30
w tym:
prolog, 24 rozdziały, epilog,
2 posty ogłoszeniowe,
2 posty związane z nagrodami.
Ilość zakładek/stron na blogu: 5

Najczęściej otwierane posty:
CHAPTER 16: Baby, look...
CHAPTER 15: Never felt like this...
CHAPTER 13: One way or another...

Najczęściej otwierane strony:
SPIS TREŚCI
KONTAKT
BOHATEROWIE

Odbiorcy:
Polska- 31 998 wyświetleń
Stany Zjednoczone- 623 wyświetlenia
Francja- 491 wyświetleń
Niemcy- 305 wyświetlenia
Holandia- 298 wyświetleń
Bangladesz- 150 wyświetleń
Kenia-  137 wyświetleń
Indie- 83 wyświetlenia
Rosja- 58 wyświetleń
Wielka Brytania- 19 wyświetleń
a także:
Turcja
Ukraina
Hiszpania
Belgia
Włochy
Grecja
Słowacja
Czechy
Węgry
Norwegia
Szwecja
Irlandia
Algieria
Wenezuela
Argentyna
Bułgaria
Rumunia
Austria


Nagrody:
5 nagród Liebster Blogger Award przyznawanych przez innych blogerów


Blog został zaprezentowany w trzech spisach:
Spis Opowiadań o One Direction
Spis Blogów 1D
Blogobranie

Wykonanie szablonu:
Daisy Angel

Wykonanie zwiastunu:
Roxanne xD


Podsumowanie za nami. Zakończyłam kolejnego bloga!

Nigdy bym nie przypuszczała, że napiszę w całości choć jedno opowiadanie, a tu proszę: kończyłam "Everything's...", zabieram się za jego drugą część, czyli "Nothing's...", ukończyłam teraz "Would...", a w przygotowaniu mam "Dance...". Jestem w szoku, że jakimś dziwacznym zbiegiem okoliczności udało mi się to pogodzić z uczelnią, kolokwiami i innymi obowiązkami, na dodatek pozaliczałam jak na razie wszystkie kartkówki, egzaminy i nic nie musiałam poprawiać... Wow, wielkie wow, biorąc pod uwagę mój tryb uczenia się xD

Wiem jednak, że nic nie osiągnęłabym bez Waszego wsparcia. Dziękuję za ten niesamowity support, za pomoc duchową w trudnych chwilach, za cierpliwość, gdy nie dodawałam długo rozdziałów, za nie poganianie mnie, za wywoływanie mojego uśmiechu, nawet kiedy miałam ochotę się rozryczeć, za wszystkie komentarze, obserwowanie moich kont, za polecanie mojej pisaniny innym... Bez Was nie byłabym tu, gdzie jestem i za to MASSIVE, MASSIVE THANK YOU!!! <3 <3 <3

Na koniec mam małą prośbę: byłoby mi miło, gdyby każdy, kto czytał tego bloga, napisał komentarz. Wystarczy buźka, sam znak, świadczący o Waszej obecności :)

Jeszcze dodam, że będę tu pewnie zamieszczała posty informacyjne o kolejnych blogach, więc czekajcie na zwiastuny i krótkie wprowadzenia :P

Jeszcze raz dziękuję Wam bardzo za wszystko!!!



Do zobaczenia na "Nothing's..." i w niedalekiej przyszłości na "Dance..." ^^
Buziaki ;***
Roxanne xD

czwartek, 2 kwietnia 2015

CHAPTER 24: You'll never love yourself half as much as I love you. You'll never treat yourself right, darling, but I want you to...

Gdy tylko kurtyna opadła, odsunąłem się od zaskoczonej dziewczyny. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie niepewnie, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła. Nawet się nie obejrzała.
-Stary, co to było!- Niall zaraz mnie dopadł.- Przecież Hollins ci tego nie daruje!
-Będzie musiał. Zaraz koniec roku, nie będę przecież chodził do szkoły w wakacje za karę, że pocałowałem dziewczynę, w której jestem cholernie zakochany, na przedstawieniu, w którym i tak musimy grać zakochanych!- Zakończyłem na jednym wdechu. Odpowiedziała mi cisza. Wszyscy wokół mnie patrzyli się na mnie szeroko otwartymi oczami. Spoko.
-Dobra robota!- Hollins wbiegł za kulisy.- Po prostu świetnie! Genialnie! Dlaczego na próbach wam tak nie wychodziło?! Tylko się strachu przez was najadłem! Gratulacje... A gdzie panna Sorset?- Zapytał, rozglądając się po scenie.
-Wyszła.- Odpowiedział skrótowo Niall.
-Aha. No, w sumie wy też jesteście wolni.- Miałem już się wycofać, gdy profesorek mnie zatrzymał.- Panie Malik, obawiam się, że w scenariuszu nie było ostatniej sceny.
-Przepraszam?- Nie byłem pewny, czego w tej chwili ode mnie oczekuje i co powinienem zrobić, żeby dał mi spokój. Ostatecznie mogę już przeprosić.
-Nie przepraszaj. Powodzenia.- Wytrzeszczyłem oczy.- Ja też kiedyś poderwałem dziewczynę w ten sposób. Do dziś jest moją żoną.- Wyznał z westchnieniem. "Okeeej... Tego chyba nie musiałem wiedzieć."
-Aha. Dobrze. Znaczy... Dzięki... chyba.- Odwróciłem się i nawiałem ze sceny. Chciałem się tylko przebrać i stąd iść. Jeszcze tego brakowało, żebym został porównany do Hollinsa!
"Ale przynajmniej nie dała mi w twarz!"





-Mam już dość!- Danielle przewróciła się na plecy i wydała głośny jęk.- Nie zdam tego idiotycznego egzaminu, nie ma takiej opcji!
-Zdasz.- Rzuciłam w nią zeszytem.- Tylko trochę nad tym jeszcze posiedzisz.- Połowa moich znajomych w tym roku zdawała egzaminy. Danielle, Eleanor, Louis, Liam... Harry też powinien, ale okazało się, że przez wagarowanie i ostatni pobyt w szpitalu musi jeszcze raz zaliczyć rok. A Niall teraz powtarzał drugą klasę. Na szczęście do trzeciej już się dostał.
-Egzamin jest jutro, mądralo. I pojutrze. I w ogóle pięć dni z rzędu. A oprócz obowiązkowego angielskiego, matmy, historii i francuskiego mam jeszcze wymyślić choreografię, jeśli chcę zdawać na kierunek taneczny do tej szkoły artystycznej w Londynie.
-Poradzisz sobie. Gorzej z Eleanor.- Popatrzyłam na wspomnianą dziewczynę, która nawet nie drgnęła. Przez ostatnie pół godziny ciągle gapiła się w ten sam punkt na mojej ścianie.- Els! Pobudka!
-Co?- Popatrzyła na mnie nieprzytomnie, gdy pstryknęłam jej palcami przed nosem.- Co się dzieje?
-W którym roku była bitwa pod Waterloo?
-915 rok.- Odpowiedziała zamyślona. Spojrzałyśmy na siebie z Dan i wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Eleanor chyba znalazła się w innym wymiarze, w którym czas jest liczony w dziwnych jednostkach.- Śmiała się Danielle.- El, nawet ja takich bzdur nie wymyślam. Co jest?
-Wyjeżdżam.- Oznajmiła nagle. Śmiech ucichł.
-Co?- Chyba źle usłyszałam...
-Po zdaniu egzaminów wyjeżdżam do Chicago.- Uściśliła.
-Nie możesz tego zrobić!- Krzyknęła wzburzona Danielle.- Nie możesz!
-Właśnie, że mogę. Tamta szkoła dla projektantów przyjęła kilka propozycji, które im przesłałam... Stwierdzili, że mam wyczucie stylu i mogę się u nich uczyć. Wystarczy, że zdam egzaminy. Ale nawet jeśli nie zdam, to i tak tu nie wrócę.
-To przez Louisa?- Zapytałam cicho. "Myślałam, że zostanie, żeby go wspierać..."
-Poniekąd. Można powiedzieć, że sytuacja z Louisem mi tylko pomogła w podjęciu decyzji.- El wyprostowała się na fotelu.- Dziewczyny, ja rozumiem, że on prawdopodobnie bierze i to nie jest jego wina, tylko narkotyków, ale sorry. Nie rozumiem, co go popchnęło do wzięcia i nie będę mogła mu pomóc, jeśli on będzie mnie stale odpychał. Nie jestem silna, jak ty, Jen. Chociaż ostatnio, przepraszam za brutalną szczerość, ale nie jesteś silna, tylko zawistna.
-Zawistna?- Powtórzyłam zdumiona. "Chyba nie takiego określenia się spodziewałaś, hm?"
-Tak. Widać, że się miotasz, ale jakaś duma, czy cholera wie co, nie pozwala ci wybaczyć Zaynowi. Przecież już wszyscy wiedzą, że to był wypadek. Prawie taki sam jak Harry'ego. A wypadki chodzą po ludziach. Hazzie wybaczyłaś, a Zaynowi nie możesz?
-To skomplikowane.- Ucięłam temat. Nie chciałam teraz o tym rozmawiać.
-Skomplikowane, czy po prostu wolisz zmienić temat? Nie uciekaj, Jen. Przecież już się pogodziłaś z ich śmiercią.
-Czego ty się tak boisz?- Do akcji "zadręczmy Jennifer poczuciem winy" włączyła się Danielle.
-Boję się, że to moje czarne wyobrażenie Zayna jest prawdziwe. Że ten wypadek to może i był niechcący, ale on kiedyś zrobi coś gorszego i to z premedytacją. Nie wiem, czego mam się po nim spodziewać.- Sama siebie zadziwiając, wypowiedziałam na głos wszystkie te wątpliwości, które miałam w głowie przez ostatnie tygodnie. Dziewczyny spojrzały po sobie.
-Jeżeli uważnie obserwowałaś Zayna podczas tych dni, kiedy byliście ze sobą, to wiesz, że on o ciebie dbał jak o nikogo innego. I nie zrobiłby czegoś takiego. Wykreował sobie taki wizerunek, ale w głębi duszy jest jak Harry. Zagubiony, mały chłopiec, który potrzebuje pomocy.- Podsumowała Dani.
Zamyśliłam się. Może moja przyjaciółka miała rację... Może nie przemyślałam tego aż tak dokładnie... Ale od rozmyślań też najlepiej uciec.
-Dziewczyny, zamknijmy ten temat.- Uniosłam ręce w poddańczym geście.- Jutro macie egzamin. Wracamy do roboty.





-Louis, opanuj się!- Krzyknąłem na chłopaka.- Nie ma pieprzonej opcji!
-Harry...- Wyjęczał.- Tylko jedną działkę, rozumiesz? Jedną, maleńką... Może być okruszek... Ziarenko. Ale daj. Wiem, że masz.
-Zadzwonię po Nialla, okej?- Wolałem nie ryzykować, że zaraz wpadnie we wściekłość i się na mnie rzuci. Jedyna obrona, na jaką mogłem się zdobyć, to nabicie mu na czole guza kulą. A to by go nie unieszkodliwiło.
-Przywiezie działkę?!- Rąbnął pięścią w stół. Oho, zaczyna się.
-Tak, przywiezie.- Powiedziałem uspokajająco i wyciągnąłem telefon.
-Co jest, Styles? Płaczesz, że przez ten szpital będziesz kiblował?- Usłyszałem przez głośnik drwiący głos Horana.
-W tej chwili Louis płacze, że nie ma co ćpać.- W słuchawce zapadła cisza.
-Jest u ciebie?
-Tak. Przyjedź, stary, bo gipsem na nodze się nie obronię.
-Zaraz będę.- Rozłączył się.
-I co?- Louis teraz siedział na krześle, nerwowo podrygując nogami.
-Przyjedzie z działką.- Odpowiedziałem, przyglądając się Tomlinsonowi.
Wyglądał strasznie. Włosy zlepione i brudne, ziemista cera, podkrążone oczy, pogryzione do krwi usta. Ręce popuchnięte, w niektórych miejscach widać było czerwone plamki po wkłuciu igłą. Zerwał się z krzesła i zaczął chodzić w tą i z powrotem. W głębi duszy cieszyłem się, że tuż przed jego przybyciem mama pojechała do psychologa na swoją wizytę. Starczy jej już wrażeń na całe życie.
Stanął przy oknie i gapił się w nie przez chwilę. Dłonie mu drżały, jakby miał zaawansowanego Parkinsona. A to tylko głód... Czułem straszne wyrzuty sumienia, że sprzedałem mu pierwszą działkę koki. A potem herę.
-Ile jeszcze, do cholery?!- Wrzasnął, zrzucając z blatu kubek po herbacie. Rozbił się na miliard drobniutkich kawałków.
-Co ty myślisz, że mamy stale pełny magazyn?- Odgryzłem się, szukając gorączkowo czegoś, czym mógłbym się ewentualnie obronić przed agresywnym narkomanem.
-Nie rozumiesz, człowieku. Matka boi się do mnie odezwać. Moja dziewczyna mnie rzuciła. Wyjeżdża do pierdolonego USA. Muszę wziąć, czaisz? Muszę zapomnieć, muszę poczuć, że będzie lepiej...
-Louis!- Straciłem cierpliwość.- Nic nie będzie dobrze, jasne? Dragi ci nie pomogą! Chcesz się zaćpać na śmierć?! Chcesz, żeby Eleanor się obwiniała? Chcesz wszystkich rozczarować?
-Ja już wszystkich rozczarowałem, Harry...- W jego oczach pojawiły się łzy.- No i gdzie on, kurwa, jest?!- Wrzasnął. Z przerażeniem obserwowałem jego zmiany nastroju. Nigdy jeszcze nie widziałem tak podminowanego człowieka. Emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie.
-Jestem!- Nialler wpadł do kuchni.
-Gdzie działka!- Louis rzucił się na niego i prawie zaczął mu obszukiwać kieszenie.
-Ej, ej, ej! Spokojnie!
-Dawaj mi te cholerne dragi albo cię zabiję!- Zawył Louis, rzucając mu się z pazurami do oczu. Horan na szczęście nie stracił refleksu i szybko złapał opętanego głodem chłopaka w mocnym uścisku.
-Zabieram go. Brat Jennifer zna taki ośrodek leczenia uzależnień. Gadałem z nią, mówiła, że Jim załatwi mu miejsce.
Kiwnąłem tylko głową, niezdolny do mówienia. Gdy tylko Horan zabrał wyrywającego się i wrzeszczącego Tomlinsona, oparłem głowę na stole i zamknąłem oczy.
"Chciałbym mieć czyste konto. Tak totalnie czyste konto, żebym nie musiał na każdym kroku przypominać sobie, jak bardzo spieprzyłem komuś życie..."




Siedziałem w swoim pokoju i dumałem nad czystą kartką papieru. Zero pomysłów. Wziąłem do ręki ołówek i nabazgrałem jedno słowo: ZADOŚĆUCZYNIENIE.
Co mam, do jasnej cholery, zrobić? Jennifer traktuje mnie jak powietrze, co zaczyna mnie coraz bardziej boleć, kumple są zajęci, a Gregory znowu groził mojej siostrze. Bałem się. Cholernie się bałem tego, co mogło nastąpić.
Zadośćuczynienie. Jennifer chciała po prostu, żebym zapłacił za swoje czyny. Ale przecież nie wskrzeszę jej rodziców! Nie jestem cudotwórcą, nie cofnę czasu! A naprawdę nie wiem, jak mam jej pokazać, że żałuję i nie chcę, żeby cierpiała! Coś mi mówi, że zwaliłem całą sprawę. I jak mam teraz wytrzymać kolejny rok z nią w jednej ławce szkolnej, w jednej klasie, jednym budynku, gdy ona będzie mnie dalej ignorowała, rzucała spojrzenia i obwiniała o każdą, najmniejszą zbrodnię w tym wszechświecie? Przecież ja się wykończę. Może od razu popełnię samobójstwo albo najlepiej zrobię coś, o co by mnie i tak posądziła, wreszcie trafię za kratki i nikogo nie będę oglądał, w tym dziewczyny, w której się na zabój zakochałem.
Podniosłem wzrok na rysunki przedstawiające moją ukochaną dziewczynę. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc te przecudowne oczy, te usta, te włosy, te długie rzęsy, ten uśmiech... Ten przepiękny uśmiech, który czarował wszystkich. I pogrążył mnie.
Nagle wpadłem na pomysł. Nieciekawy. Ale jeśli tylko dzięki temu odpokutuję swoje winy, to jestem gotowy pójść tam na zawsze. Ale najpierw... Najpierw muszę wszystko komuś wyznać. Komuś, kto powinien wiedzieć to już od dawna.
-Mamo?- Zbiegłem po schodach na dół. Mama popatrzyła na mnie z uśmiechem. "Już niedługo... Za chwilę przestanie się uśmiechać na długi, dłuuugi czas..."- Muszę ci coś wyznać. I lepiej usiądź, bo tego się na pewno nie spodziewałaś. Ale... po prostu musisz znać o mnie prawdę.





-Powodzenia!- Pomachałam Agnes i wyszłam na ulicę. Wszystko zaczynało się powoli układać. Agnes i Winston właśnie przywieźli z sierocińca Macy. Mała była tak uszczęśliwiona, że mogła z nimi zamieszkać, że przez całą drogę buzia jej się wprost nie zamykała. Przyjechałam tu razem z nimi, ale teraz wolałam zostawić ich samych. Niech się nacieszą sobą.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk smsa.
Od: Eleanor
Jestem na miejscu. Chicago wygląda wspaniale. Napiszę, gdy dostanę wyniki egzaminów. Jak poszło Danielle i Liamowi? Xx
Szybko jej odpisałam.
Do: Eleanor
Danielle jutro ma ostatnie egzaminy, do tej szkoły artystycznej. Liam twierdzi, że zdał i zaczyna się rozglądać za college'm z profilem informatycznym. Nie pytasz o Louisa? 
Odpowiedź przyszła błyskawicznie.
Od: Eleanor
Wiem, że i tak mi napiszesz, gdyby coś się z nim działo, a ja wtedy rzucę wszystko i będę cię przeklinać w samolocie. Xx
To fakt. Louis od dwóch dni był w ośrodku leczenia uzależnień po drugiej stronie Bradford. Na razie miał nałożony zakaz odwiedzin. Lekarze chcieli najpierw unormować jego funkcje życiowe, bo gdy go przywieźliśmy, stwierdzili, że jedna dawka za dużo i już by nie żył. Okropność. Chyba za bardzo zajmowaliśmy się swoimi sprawami, żeby pomóc mu, kiedy przeżywał załamanie nerwowe...
Rozległ się dźwięk kolejnego smsa. Myślałam, że to znowu El, ale kiedy odczytałam nadawcę, raptownie się zatrzymałam na środku chodnika.
Od: Zayn
Przyjdź proszę na róg Staple Road i Nelson Street. Jak najszybciej. Muszę z tobą natychmiast porozmawiać.
Wpatrywałam się w wiadomość jak w jadowitego pająka. Nie pisał przez prawie dwa miesiące, nie odzywał się... Dobra, może to ja go odpychałam. Ale naprawdę nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie chciałam tego robić teraz. W ogóle nie chciałam.
Jeszcze jedna wiadomość.
Od: Zayn
To naprawdę ważne, Jenny.
Jenny. Zabroniłam mu tak do siebie mówić, ale teraz, gdy zobaczyłam to w smsie, nagle za tym zatęskniłam.
Za tym, jak wymawiał moje imię. Za tym, jak się irytował, gdy upierałam się na coś, na co on nie miał ochoty. Za jego niepewną miną, kiedy pierwszy raz przekraczał ze mną próg kościoła. Za tym, jak mnie całował na powitanie i pożegnanie...
Podniosłam głowę znad telefonu i rozejrzałam się. Róg Staple Road i Nelson Street był za tym skrzyżowaniem. Praktycznie tuż obok.
Szybka decyzja.
Idę.






Dreptałem w miejscu, czekając niecierpliwie na Jennifer. Nie miałem żadnej pewności, czy przyjdzie. Nie odpisała na moje wiadomości, nie oddzwoniła. Nic. A musiałem się z nią zobaczyć, zanim tam pójdę.
Musiałem się z nią pożegnać.
Oparłem się plecami o ścianę jakiegoś banku i zacząłem liczyć mrówki idące chodnikiem, żeby się bardziej nie denerwować. Jedna mrówka, druga mrówka, trzecia... Albo czwarta. I jeszcze jedna. Czy tu gdzieś jest jakieś mrowisko?!
-Przyszłam.- Wyprostowałem się gwałtownie. Stała przede mną. Wyglądała przepięknie. Jak zawsze w moich oczach.
-Dziękuję.- Odpowiedziałem szczerze.- Chciałem z tobą porozmawiać.
-Tak myślałam.- Mruknęła, patrząc na mnie spode łba. "Czas działać, panie Malik."
-Chciałem ci wszystko wytłumaczyć i proszę, żebyś nie przerywała.- Skinęła głową niepewnie.- Nikogo nie zabiłem umyślnie. Nigdy. W firmie Gregory'ego pracowałem, bo musiałem odrobić jego pomoc przy zatuszowaniu mojego udziału w wypadku twoich rodziców. Nie wiem, jak on tego dokonał, faktem jest, że mnie nie szukali. Bałem się, że mnie wsadzą za kratki, że spędzę resztę życia w poprawczaku. Zajmowałem się rozprowadzaniem narkotyków, głównie w klubach. W szkole było za duże ryzyko, że nas złapią. Harry'ego i Nialla znałem już wcześniej. Harry pracował u Gregory'ego, bo po prostu szukał dobrej roboty, w sensie, dobrze płatnej. Niall wisiał mu kasę za narkotyki. Kumplowaliśmy się z Louisem i Liamem... Liam był raczej dobrym znajomym, ale otwarcie nas krytykował za to, co robiliśmy. Louis... Louisa jakoś odtrąciliśmy sami. Nieważne.- Machnąłem ręką. Jennifer uważnie mnie słuchała.
-Po wypadku zamknąłem się w sobie. Nie umiałem się już porozumieć z kumplami, nie śmieszyły mnie ich durne dowcipy, kłóciłem się z mamą, Safaa mnie wkurzała, czułem się, jakby cały świat się na mnie uwziął. Aż w końcu pojawiłaś się ty. Pomogłaś mi odnaleźć prawdziwego mnie w tej skorupie, którą sobie zbudowałem. Uratowałaś mnie przed katastrofą. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, chciałem dla ciebie jak najlepiej.- Wziąłem ją za ręce. Spojrzała mi w oczy.
-Po co mi to mówisz?- Zapytała zdławionym głosem.
-Bo chcę, żebyś to wiedziała, zanim pójdę. Jim powiedział, że powinienem naprawić wszystko to, co zrobiłem złego. A jedynym sposobem jest unieszkodliwienie Gregory'ego i przyznanie się.
-Co ty chcesz zrobić?- Miała zaszklone oczy. Chciałem otrzeć jej wszystkie łzy, tak, żeby już nigdy nie musiała płakać.
-Ponieść karę. Zasłużyłem na nią. Robiłem okropne rzeczy, teraz ponoszę konsekwencje. Muszę się do tego przyznać i wydać Gregory'ego. Pamiętaj, Jen, że cię kocham. Kocham cię mocno i robię to dla ciebie. Chcę, żebyś zrozumiała, że dla ciebie jestem gotowy zrobić wszystko.
-Zayn... Nie chcesz się zabić, prawda?- Wyszeptała przestraszona. Mocno ją do siebie przytuliłem.
-Nie, skarbie. Jeszcze się spotkamy. Ale nie obiecuję, że szybko. Czekaj na mnie.
Delikatnie podniosłem jej głowę do góry i spojrzałem jej prosto w oczy.
-Kocham cię.
W odpowiedzi stanęła na palcach i ostrożnie dotknęła swoimi wargami moich. Natychmiast odwzajemniłem pocałunek, wkładając w to całe swoje serce, całe uczucie, które do niej żywiłem. Wiedziałem, że muszę się odsunąć. Zamknąłem mocno oczy, nie chcąc, żeby jakieś nieproszone łzy spłynęły mi po policzkach.
-Do zobaczenia, Jenny.- Puściłem ją i przebiegłem przez ulicę.
Przed wejściem do budynku odwróciłem się jeszcze i spojrzałem na nią. Stała w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłem. Popatrzyła na mnie i podniosła wzrok na fasadę budynku. Po przeczytaniu napisu nad drzwiami, przyłożyła rękę do ust i znowu popatrzyła na mnie. W końcu opuściła ręce i posłała mi blady uśmiech. Zrozumiała. Z ruchu jej warg mogłem odczytać słowa, na które czekałem dwa cholernie trudne miesiące. Kocham cię...
Odwróciłem się i przekroczyłem próg West Yorkshire Police Station.




______________________________________________
Oto ostatni rozdział. I teraz pytanie: KTO SIĘ SPODZIEWAŁ TAKIEGO ZAKOŃCZENIA?! xD

Jak już powiedziałam, ze względu na ostatnie wydarzenia, zakończenie tutaj będzie raczej pozytywne. Jeśli ktoś pragnie smutnej końcówki, to proponuję cierpliwie poczekać na "Live and DON'T let die..." z Niallem. Ale to dopiero po Harrym ;)

Jak przy pierwszej części "Everything's..." pod epilogiem rozpiszę wszystkie dane statystyczne, a tutaj chciałabym Wam wszystkim bardzo podziękować.

"Would you know my name..." było dla mnie wyzwaniem. Postawiłam sobie poprzeczkę dość wysoko, bo blogów, w których Zayn, Harry bądź Niall są tzw. bad boyami jest od groma. A ja, jak zwykle, nie chciałam, żeby ten blog był taki... podobny do innych. Miał się różnić. Stąd na przykład postać Jima, księdza, który raczej łamie te stereotypy i jest wsparciem dla wszystkich, którzy go poproszą o pomoc. Stąd postać małej Macy, żeby nie skupiać się tylko na wątku głównych bohaterów, ale zwrócić też uwagę na inne problemy.
"Would..." się teraz kończy i drugiej części raczej nie będzie. Nie wiem, jak mogłabym poprowadzić dalej Jen i Zayna. Zostawię zakończenie takie, jak napisałam. Resztę możecie dopowiedzieć sobie sami :) 
To opowiadanie pisało mi się ciężko, może z powodu studiów, może z powodu tych tematów, jakie tu poruszałam? Nie wiem. W każdym bądź razie, mam pewien niedosyt. Czegoś mi tu brakuje, coś bym dodała, coś rozszerzyła, coś usunęła. Nie będę się w to bawić teraz, ale później... No właśnie.
Mam taki pomysł, żeby napisać te historię od nowa. Poprawić ją. A potem spróbować wydać. Nie mam pewności, czy ktoś to zechce, raczej jestem nastawiona pesymistycznie. Moja przyjaciółka jest zdania, żebym próbowała wydać "Everything's...", bo jest lepsze i tu się z nią zgadzam. Boję się tylko, że nie będą chcieli tego wziąć ze względu na ochronę danych osobowych. Być może musiałabym uzyskać specjalną zgodę lub na potrzeby opowiadania stworzyć nowy, ale podobny zespół. Za dużo roboty. Gdy tylko nadejdą wakacje, zacznę prace nad "Would...". Jeżeli się uda, na pewno was poinformuję i może przekonam się do zrobienia czegoś z "Everything's...", bo jak pisałam wcześniej, uważam, że jest ono lepsze od tego opowiadania.

Mimo to, jestem z siebie dumna, że udało mi się zakończyć moje drugie opowiadanie ^^ nie spodziewałam się, że wytrwam do końca, a tu proszę :D zawdzięczam to wam, dlatego z całego serca dziękuję za wasze wsparcie, komentarze, obserwacje, wszystkie słowa krytyki i pochwały... Daliście mi mega kopa do działania xD  Kocham was z całego serca i DZIĘKUJĘ <3 <3 <3 

Pod epilogiem, który wstawię we wtorek, będzie ogólne podsumowanie i statystyki. Prosiłabym, aby pod epilogiem, na pożegnanie, każdy zostawił po sobie jakiś komentarz. Wystarczy zwykła buźka :P

Zapraszam też na "Everything's...", gdzie jutro pojawi się pierwszy rozdział drugiej części (czyli tak właściwie zapraszam was na "Nothing's... ;) i na "Dance...", które już niedługo zacznę publikować ^.^


Love ya ;***
Roxanne xD