niedziela, 28 września 2014

CHAPTER 11: You tell me that you're hurt and you're in pain and I can see your head is held in shame...

-Jenny, skarbie, wiem, że nie chcesz tam iść, ale musisz...- Jim po raz kolejny próbował namówić mnie do pójścia do szkoły. Do miejsca, w którym zostanę wyśmiana, w którym nie znajdzie się nikt, kto mnie obroni przed wyzwiskami. "No, może poza moimi przyjaciółmi... Chociaż oni też mogli inaczej postąpić. Powiedzieć wprost, co jest grane, zamiast bawić się w podchody."
-Jimini... Ja naprawdę nie dam rady...- jęknęłam płaczliwie. Siedziałam w domu dwa dni. Dziś był czwartek i mój kochany braciszek postawił sobie za cel wyciągnięcie mnie z mojej przyjaznej norki, w której czułam się tak bezpiecznie.
-Dasz radę!- oho, ksiądz się wkurzył... Czy to przystoi?- Jesteś Jennifer Angel Sorset, do cholery! Ze wszystkim sobie poradzisz tak, jak cię nauczyliśmy z rodzicami!
-Czy ty właśnie przekląłeś?- uniosłam brwi rozbawiona. Jim mruknął coś pod nosem. "Ciekawe czy kolejne przekleństwo."
-Mniejsza z tym. Pamiętasz, jak mama i tata mówili, że bez względu na wszystko przez życie trzeba iść z podniesioną głową? Nie zwracać uwagi na nic? Postępować w zgodzie z własnym sumieniem? Gdyby Jezus patrzył na tych powalonych faryzeuszy, to nigdy by im się nie postawił, tylko podporządkował!
-Ciekawy sposób nauki religii.- skomentowałam. Jim wywrócił oczami. Podszedł do łóżka, podkasał rękawy sutanny i wziął mnie na ręce jak dziecko.- Co ty robisz?!- nie odezwał się. Wyszedł z pokoju i ruszył w dół po schodach.- Jamesie Sorset, masz mnie natychmiast postawić! Jiiiim!!!- zrobił to, co mu kazałam. Wylądowałam na krześle w kuchni.
-Proszę bardzo.- podsunął mi pod nos kanapki i herbatę.- Jedz, wsuwaj. Idziesz potem na górę, ubierasz się, malujesz albo paćkasz twarz w jakimś mazidle, cokolwiek... A potem łapiesz za swoje książki, schodzisz na dół, grzecznie pakujesz się do samochodu i jedziemy do szkoły. Bez dyskusji. Za piętnaście ósma jesteś w aucie.- i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie osłupiałą przy stole.
Westchnęłam ciężko i skubnęłam róg kanapki. Nie miałam ochoty pokazywać się w tej szkole! "Ale przecież z Jamesem Sorsetem nie ma żartów! Za nic w świecie nie odpuści, gdy już się czymś zajął." Z trudem przełknęłam śniadanie i ruszyłam powoli na górę, żeby się ogarnąć. Dosłownie za piętnaście minut siedziałam już samochodzie z zadowolonym Jimem za kierownicą.
-Tak ciężko było ruszyć tyłek?- uśmiechnął się złośliwie, ruszając z miejsca w stronę szkoły. Nic nie powiedziałam, odwróciłam się do okna i obserwowałam mijane domy. "Wielce fascynujący widok..." Mój starszy brat w mega zadowolonym wyrazem twarzy zatrzymał się przed budynkiem, którego tymczasowo nie miałam ochoty oglądać.- Czy mam ci wysłać imienne zaproszenie, żebyś wysiadła z samochodu?- posłałam mu mordercze spojrzenie i z rozmachem otworzyłam drzwi naszego starego forda. Mało brakowało, a przywaliłabym w stojące obok auto.
-Na razie, braciszku.- wycedziłam i zatrzasnęłam drzwiczki. Odwróciłam się w stronę budynku i wzięłam głęboki wdech. "Dasz radę. Dasz radę. Po prostu ich ignoruj..."
Poprawiłam torbę na ramieniu i zrobiłam pierwszy krok w kierunku szkoły. Potem poszło już z górki. Odgarnęłam włosy z czoła i otworzyłam ciężkie drzwi. Czułam przewiercające mnie spojrzenia, słyszałam te śmiechy, drwiny, ale starałam się, żeby to po mnie spływało. Jakimś cudem dotarłam do swojej szafki. "Udało się, Jen. Na razie jest dobrze. Dawaj dalej." pomyślałam, ale zaraz miałam ochotę cofnąć te słowa. Gdy tylko przekręciłam zamek w drzwiczkach, uruchomił się jakiś dziwaczny mechanizm, który sprawił, że zostałam oblana lodowatą wodą. Zszokowana zaczęłam łapać powietrze. "Co to, do diabła, ma być?!" Nie miałam pojęcia, co zrobić, byłam cała mokra, wszystko, czego bym się dotknęła, zaraz by było wilgotne. Rozejrzałam się wokół. Większość uczniów miała niezły ubaw, ale Niall, stojący parę metrów dalej, obserwował scenę z szeroko otwartymi oczami.
-Jen... Nic ci nie jest...?- zapytał niepewnie, podchodząc bliżej. "Nie, wszystko w porządku... Właśnie wzięłam ekspresowy poranny prysznic, fajnie nie?"
-Jest... okej, Nialler, naprawdę.- wyjąkałam.- Muszę się tylko jakoś wysuszyć...
-Kto ci to zrobił?!- oho, mój kolega zaczął się wkurzać.
-Nie wiem.- powiedziałam cicho.- Komuś się nie podoba, że tańczyłam na balu z Zaynem.- gdyby to było możliwe, oczy Horana już turlałyby się po podłodze, a szczęka z łoskotem przebijała się do szkolnych piwnic.
-To... ty... To...- nie mógł się wysłowić.- Ty byłaś tym aniołem!- wykrzyknął wreszcie. Skinęłam głową potakująco.- To o tobie Malik bez przerwy gada!- zmarszczyłam brwi.
-Jeśli mówi, że mnie nie cierpi, nie rozumie i nienawidzi, to tak. To ja.- Niall energicznie pokręcił głową.
-Nie, nie, nie! On mówił, że w życiu nie spotkał kogoś takiego jak ty! Zauroczyłaś go.
-Nialler, sorry, ale zauroczył go Anioł. Nie ja, nie Jennifer Sorset. Kiedy się dowiedział, że to ja... Boże, on był wściekły! Niall, Zayn mnie nie lubi i nic na to nie poradzę. Ty też nie.- zamknęłam z hukiem szafkę i odwróciłam się od chłopaka.- Przepraszam, ale muszę się wysuszyć, nie pójdę tak na lekcje.- rzuciłam przez ramię i szybkim krokiem poszłam w stronę łazienek.
Na szczęście w środku nikogo nie było. Żadna dziewczyna nie była świadkiem moich karkołomnych akrobacji pod suszarką do rąk. "To powinna być jedna z dyscyplin sportowych. Medal dla tego, komu uda się wysuszyć pod tym czymś." pomyślałam, gdy po raz kolejny mało nie zaliczyłam sporego guza od umywalki znajdującej się przy suszarce. Byłam spóźniona już dobry kwadrans na pierwszą lekcję. Kij z tym, nie pójdę. "Zwłaszcza dlatego, że to matma. Gordon i tak mnie wykończy, prędzej czy później. Mimo wszystko wolę później." Korzystając z pustego pomieszczenia rozłożyłam bluzę do suszenia na kaloryferze. Usiadłam na podłodze i zaczęłam przeglądać ostatnie notatki z angielskiego. Jakoś udało mi się wyciągnąć je od Scarlett. Oby Hollins się nie przyczepił. "Może profesor nie, ale pan Malik na pewno pogorszy ci humor..." Ach, ta niezawodna podświadomość. Zamknęłam zeszyt ze złością.
"Zauroczył się... Może jeszcze zakochał? Gdyby tak było, nie zareagowałby tak impulsywnie na wiadomość, że to ja jestem... Zaraz. To ze mną musi być coś nie tak! Gdyby się okazało, że ktoś inny był Aniołkiem, to Zayn na pewno byłby szczęśliwszy. A przynajmniej nie tak negatywnie nastawiony." Zadzwonił dzwonek na przerwę, więc podniosłam się z podłogi i zebrałam swoje rzeczy. Poszłam do sali od angielskiego. "Mokre buty. Najnowszy hit sezonu." Nie udało mi się wysuszyć trampek, więc musiałam iść w przemokniętych. Oczywiście wszyscy oglądali się za mną, bo kto normalny chodzi z mokrymi włosami, ciuchami i butami po szkole? "Tylko i wyłącznie ofiara jakichś nieuzasadnionych prześladowań. Tylko dlaczego to muszę być akurat ja? Co zrobiłam?!" Weszłam po cichu do klasy, w której gromadzili się już uczniowie.
Zayn. Siedział. Na. Swoim. Miejscu. "Obiecałaś mu, że się nie odezwiesz, nie będziesz zwracać uwagi, nic. Pamiętasz?" No jasne, że pamiętam. Trudno byłoby zapomnieć. Przełknęłam ślinę i wolnym krokiem skierowałam się do swojej ławki. Bez słowa usiadłam na krześle i, jak gdyby nigdy nic, otworzyłam lekturę i udałam, że czytam. Tak naprawdę byłam mega daleko myślami, na pewno nie na trasie przejazdu Don Kichota. "Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Stuka w ekran telefonu... Jeśli serio coś by "czuł", to chociażby zerknął. Na sekundę... Czy mnie obchodzi, że on nie zwraca na mnie uwagi?!" Totalnie straciłam zainteresowanie książką. Zaczęłam intensywnie rozmyślać nad tym, do czego przed chwilą doszłam. Czy to jest możliwe, że ja, Jennifer Angel Sorset, nie lubiana przez Zayna Malika, zaczęłam coś do niego czuć...? ŻE CO?! To jest niemożliwe! Impossible! Totalne nieporozumienie, niemożliwa niemożliwość, jeśli coś takiego w ogóle istnieje. A jednak... Gdy on wtedy mimo swoich uprzedzeń mnie przytulił, pytał, co się stało... Czułam się znacznie lepiej. Naprawdę. Może jednak to jego oblicze Diabła było prawdziwe? Wtedy, na tamtej imprezie... Czy on wtedy był sobą...? A może tylko udawał. Nie wiem! Mam już totalny mętlik w głowie! Zaraz po prostu...
Nagłe szturchnięcie w ramię wytrąciło mnie z równowagi. Podniosłam nieprzytomny wzrok w górę i napotkałam ostre spojrzenie Hollinsa.
-Panno Sorset! To już jest szczyt wszystkiego! Całkowicie pani nie uważa na lekcjach, nie zwraca uwagi na nauczyciela, nie odpowiada na pytania! Co się z panią dzieje?!- czułam się  jak słup soli. Jeszcze nigdy żaden nauczyciel na mnie nie nawrzeszczał. Dziwię się sobie, że jeszcze się nie rozryczałam.- Co więcej! Widziałem na własne oczy, jak wymykałaś się ze szkoły po lekcji angielskiego, na którą nie poszłaś! To jest niedopuszczalne! Wagary na angielskim, przedmiocie, który był jednym z najlepszych w pani wykonaniu. Za tę zniewagę musi być kara.- staruszek aż poczerwieniał. Zsunęłam się po krześle w dół. "Proszę, skończ!" Nie dość, że zostałam publicznie ośmieszona, wyśmiana, to jeszcze teraz obrywa mi się przy klasie. Kątem oka widziałam, jak Scarlett zerka na mnie niespokojnie. Tylko Zayn znów obserwował widoki za oknem. Hollins przeszedł się między ławkami z założonymi z tyłu rękami, aż w końcu zatrzymał się przy swoim biurku.- Wiem, jak mogę cię ukarać.- wstrzymałam oddech. Siedzenie po lekcjach? Sprzątanie szkoły? Może jakiś referat...- Dołączysz do grupy teatralnej.
-Nie!- zaprotestowałam jednocześnie z panem Malikiem. "To niemożliwe, mam chodzić z nim na te same zajęcia i może znów pracować w grupie? Nie chcę, nie mogę..."
-Od tej kary nie ma odwołania. Skończy się z chwilą wystawienia szkolnego przedstawienia, czyli pod koniec roku szkolnego. A teraz radziłbym uważać.- i jak gdyby nigdy nic wrócił do omawianego wcześniej tematu.
Oparłam czoło na dłoni i zacisnęłam z całej siły powieki. "Jasny gwint! Czy ten dzień może być gorszy?! Nie. Zdecydowanie. Limit wpadek chyba wyczerpany." Czułam na sobie mordercze spojrzenie Zayna, który chyba postawił sobie za cel zabić mnie w jak najkrótszym czasie. Nie miałam odwagi na niego popatrzeć. Wręcz byłabym przeszczęśliwa, gdyby jego wzrok mnie unicestwił.
Od razu po angielskim pobiegłam do kafejki. Potrzebowałam czegoś, co mnie ożywi. Nawet dziwna w smaku kawa z automatu była w porządku. Usiadłam z ciepłym papierowym kubkiem przy stoliku i schowałam twarz w dłoniach. To. Była. Jakaś. Porażka. "Niech to się już skończy!" pomyślałam, gdy mijający mnie ludzie wytykali mnie palcami. No jasne, ciągle stanowiłam szkolną sensację. Zacisnęłam zęby i uniosłam głowę. Gniewnym spojrzeniem zmierzyłam najbliższe gapiące się na mnie osoby. Czterech chłopaków i dziewczyna od razu odwrócili wzrok, udając, że najlepszym tematem do rozmów jest zbliżająca się lekcja. Uśmiechnęłam się triumfalnie. "I tak ma być. Nie dam im się." Wyciągnęłam książkę do francuskiego i próbowałam zrozumieć choć słowo z tego dziwacznego, pokręconego języka. Masakra... Ale przynajmniej nie myślałam o obgadujących mnie uczniach. Do czasu.
-Możemy pogadać?- uniosłam głowę i spojrzałam na Scarlett. Wyglądała na zasmuconą...? Skruszoną? Zmrużyłam oczy i powoli zamknęłam książkę. Dziewczyna usiadła na wprost mnie, odłożyła torbę i wzięła głęboki wdech.- Uznałam, że przydadzą ci się wyjaśnienia.
-Domyślam się, że chodzi ci o Nialla.- oparłam łokcie na stole i spojrzałam Scarlett prosto w oczy. Przygryzła wargę i skinęła głową.
-Tak. Chodzi o to... Bo wiesz, ja się wtedy tak przeraziłam, bo Niall... Bo on... Cholera.- zaklęła, waląc się ręką w czoło.- Nie umiem się wysłowić!
-Spokojnie.- odchyliłam się na oparcie fotela.- Krótko, zwięźle i na temat. Niall był kiedyś twoim chłopakiem czy co?- aż się zachłysnęła powietrzem.
-Co?! Nie! NIE!- popatrzyła na mnie jak na idiotkę.- To zupełnie inna sytuacja! Moim chłopakiem był Har...- zatkała usta ręką. Wytrzeszczyłam oczy. Moja szczęka z hukiem potoczyła się po podłodze kafeterii.
-Czy ja mam omamy słuchowe, czy ty chciałaś przed chwilą powiedzieć, że Harry Styles był twoim chłopakiem?- powiedziałam zszokowana. Scarlett momentalnie położyła mi dłoń na ustach.
-Ciiiiszej!- syknęła.- Nikt nie musi wiedzieć!- odsunęła się ode mnie i rozejrzała na boki. Westchnęła ciężko.- Tak, Harry był moim chłopakiem przez półtora roku. Zadowolona?
-Raczej... osłupiała. Chyba. Ale jak to się ma do Nialla?
-Muszę ci to opowiedzieć od początku.- mruknęła.- Pod koniec podstawówki zaczęłam chodzić ze Stylesem. To był zupełnie inny facet niż teraz. Wiecznie uśmiechnięty, opiekuńczy, troskliwy... Nie dziw się tak, to prawda! No więc... Przez dłuższy czas poszukiwał pracy. W końcu trafił do jakiegoś kolesia. Mroczny typ, spotkania z nim nie polecam. Wtedy Harry zaczął się zmieniać, ale ja tego jakby... nie zauważałam. Lub nie chciałam zauważać. Pewnego dnia spotkałam go na mieście z kumplem. Farbowany blondyn, naćpany tak, że bardziej już chyba nie można. Na oko stanowił obraz nędzy i rozpaczy. Ale potem zaczęliśmy gadać... Zaprosiłam ich obu do domu. Na nieszczęście nie przewidziałam, że może tam być moja mama. Gdy tylko zobaczyła Nialla... Jezu, Armagedon przy tamtej awanturze to pestka. Wywaliła ich obu z domu. Okazało się, że Horan... On jest moim bratem. Przyrodnim.- nie wiem, który szok był większy. Ten w tej chwili, czy ten poprzedni przy nowinie, że Scarlett chodziła ze Stylesem. Paranoja na resorach.
-Ale zaraz...- zmarszczyłam brwi.- Jesteście w tym samym wieku... Czyli że co, wasz ojciec w tym samym czasie zabawiał się z dwiema kobietami?- Scarlett skinęła głową ponuro.
-Tak. Na to wygląda. A już na pewno zdradził swoją żonę z moją mamą. Chore, prawda? No, ale wracając do poprzedniej historii... Z Harrym coraz częściej się kłóciliśmy. Nie akceptowałam ludzi, z którymi się widywał, dla których pracował. W końcu tak go wkurzyłam, że ze mną zerwał. Prawie... Prawie mnie uderzył.- przyznała cicho. Odruchowo złapałam ją za rękę.- Rok temu okazało się, że trafiliśmy do tego samego liceum. Ale oni... Harry traktuje mnie jak powietrze, jakbym była dla niego niczym, a przecież przez pieprzony rok, pięć miesięcy i dwadzieścia jeden dni powtarzał mi, że mnie kocha. A Nialler... On na szczęście stanął na nogi. Zwalczył nałóg, ale... Nie wie, kim jestem. Nie powiedziałam mu, a moja mama wykrzyczała to po ich wyjściu z domu... Więc widzisz. Całowałam się namiętnie z własnym bratem.- zakończyła ponuro.
Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Historia rodem z serialu, tasiemcowej, argentyńskiej opery mydlanej. "Nie wiem, jak zareagować..." Chyba nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Nie tego się spodziewałam.
-Scarlett...
-Nic nie mów.- uniosła rękę i wstała od stołu.- Należały ci się wyjaśnienia. Tylko proszę... Nic mu nie mów. Znaczy Niallowi. Ani słowa.- kiwnęłam głową potakująco. Przyjaciółka wzięła swoją torbę i wyszła szybkim krokiem ze stołówki.
Jakiś niewielki fragment układanki wskoczył na swoje miejsce, ale te wielkie puzzle zwane moim życiem i tak przypominały w większości chaos. Pytania na dziś: kto mnie załatwił tymi plakatami? Kto stoi za wodą w mojej szafce? Czy to jedna i ta sama osoba? Co zrobiłam, że ktoś mnie tak nie cierpi? Masa pytań, zero odpowiedzi. I jeszcze to piekielne kółko teatralne.




Normalnie chyba cały świat zwrócił się przeciwko mnie. Jakieś wielkie mega fatum krąży nade mną i ciągle podsuwa Jennifer gdzieś koło mnie. "Czy ona nie mogła choć raz uważać na lekcji? Albo bujać w obłokach na matmie lub chemii, nie u Hollinsa?! Teraz mam jeszcze znosić ją na tym całym popierdolonym kółku teatralnym!" myślałem, idąc w kierunku auli, gdzie odbywały się zajęcia. Sami ukarani, nieuważający u Hollinsa, niereformowalni i ci reformowalni, ogólny odrzut, totalny brak ludzi zainteresowanych teatrem. "I po co było tworzyć coś takiego?!"
-Siema Malik!- Horan, wiecznie chodzący optymizm, uśmiech, od którego aż wykręcało człowieka. "Jupi..." jęknąłem w myślach i szybko przybiłem mu piątkę.
-Cześć.- mruknąłem w kierunku Niallera i dziwnie zadowolonego z siebie Stylesa. "Co on znowu wykręcił?" Pewnie udupił kolejnego człowieka i ma z tego radochę.
-Witam państwa!- stary profesor wszedł na scenę, gdzie się wszyscy zebraliśmy.- Przede wszystkim powitajmy nowych uczniów, którzy mieli szczęście do nas dołączyć. Panno Sorset i panie Tomlinson, zapraszam.- "CO?! Jeszcze on???" Patrzyłem z niedowierzaniem na dawnego kumpla, który wszedł na scenę i stanął obok profesora. Zaraz za nim na swoje miejsce wsunęła się Jen. "Czy ona ma wilgotne włosy?" zainteresowałem się, widząc mokre kosmyki na jej ramionach.- Siadajcie przy kolegach.- Jennifer zawahała się chwilę przed wyborem miejsca. Widziałem, jak omijała mnie wzrokiem i skierowała się do najbardziej odległego kąta sceny.
-Hej, Jenny!- Niall-bądź-przeklęty-Horan pomachał w jej stronę.- Chodź tutaj!- dziewczyna nie wiedziała, czy podejść, czy nie, ale na ponaglający gest Niallera niechętnie do nas podeszła.- Jak się czujesz po dzisiejszym ranku?- zapytał Horan. Zmarszczyłem brwi. "Jakim ranku? Czy oni coś... W sensie ktoś jej coś zrobił? Nialler?!"
-Jest okej.- powiedziała cicho.- Za dużo o tym myślałam i wpakował mnie do teatru. Ale przynajmniej włosy schną. Dobrze, że to nie była jakaś farba lub glina.- uśmiechnęła się niepewnie i zwróciła w stronę nauczyciela. Patrzyłem na nią jeszcze chwilę, ale w końcu sam popatrzyłem na ględzącego o czymś Hollinsa. Kątem oka uchwyciłem jeszcze spiętą sylwetkę Harry'ego, który zdenerwował się jeszcze bardziej, gdy Jen usiadła obok nas.
-... i właśnie dlatego dziś zajmiemy się Szekspirem. Jest was parzysta liczba, więc dobierzemy się w pary i przećwiczycie scenki z jego największych dzieł. Więc najpierw... Styles i Richards. "Makbet", scena zabicia króla Dunkana. Pan Styles będzie Makbetem, a panna Richards lady Makbet. Dalej...- powoli wszyscy znajdowali swoje pary. Wszyscy oprócz...- I na koniec. Pan Malik i panna Sorset. Moje ulubione szekspirowskie dzieło. "Romeo i Julia", scena na balkonie. Pan Malik jako Romeo i panna Sorset jako Julia.
"Ja pierdolę!!!" Spojrzenie moje i Jen spotkały się po raz pierwszy od pamiętnej rozmowy za wierzbami. "Czy wszystko musi się sprzymierzać przeciwko mnie?!"



______________________________________________
Przepraszam za czas dodania, jakość i długość rozdziału. Przeprowadzka do Lublina zadziałała na mnie jak magiel i czuję się wyprana z wszelkich sił, emocji, weny itp. itd.
Anon, będziesz miała pole do popisu w wyszukiwaniu błędów, bo nie sprawdzałam xD

Notatki tyle, bo nie dam rady. Kolejny rozdział postaram się z całej siły za tydzień. Trzymajcie za mnie kciuki, jutro zaczynam wykładem z biofizyki, potem wykład z anatomii i ćwiczenia, też z anatomii. Stres na maksa, latające ręce, ogólnie rozproszenie w wysokim stopniu. Może stąd ten niski poziom weny.

Roxanne xD

niedziela, 21 września 2014

CHAPTER 10: But I bet you if they only knew, they will just be jealous of us...

-I podania w parach! Kozłem przez salę i dwutakt! Na przemian, ruchy, ruchy!- poganiała nas trenerka. Szybko złapałam za najbliższą piłkę i rzuciłam do Scarlett. Dziewczyna odbiła ją o podłogę w moją stronę, przesuwając się w stronę kosza. Odrzuciłam z powrotem, a Scarlett zrobiła dwa przepisowe kroki i pięknym ruchem umieściła piłkę w koszu. Ominęłyśmy pozostałe pary i bez słowa wróciłyśmy na początkowe miejsce, żeby zacząć ćwiczenie od początku.
Od kilku dni ze sobą nie rozmawiałyśmy. Scarlett nie chciała poruszać tematu balu, przez co nie siadała z nami na stołówce. Dani i Eleanor stale komentowały imprezę, bo nasza grupowa "informatorka" miała coraz to nowe ploteczki o uczniach i ich przebraniach. "Na szczęście żadna z nich nie wypytywała mnie już o Diabła..." pomyślałam. Złapałam piłkę i szybko wykonałam perfekcyjny dwutakt. "Przynajmniej mogę się wyżyć na boisku." Scarlett przejęła piłkę i wróciłyśmy znów na pozycje wyjściowe. Zabrzmiał gwizdek.
-Dobra, starczy!- wrzasnęła trenerka.- Dzielimy się na drużyny i gramy! Katie i Anabell, wybierajcie składy.
Trafiłam do drużyny Katie, a Scarlett znalazła się w grupie Anabell. Kolejny dźwięk gwizdka i zaczęłyśmy grę. Raven podała do mnie. Przejęłam piłkę i pokozłowałam w stronę kosza przeciwnej drużyny. Przede mną stanęła Sue. Osłoniłam się jedną ręką i odbiłam do Katie. Piękny wyskok i dwa punkty dla nas. Skupiłam się maksymalnie na grze, żeby nie myśleć o ostatnich wydarzeniach. "I tak masz to ciągle w głowie. Zayn był twoim Diabłem..." Wytrącona z równowagi nie złapałam piłki i trafiła ona do rąk Scarlett. Cholera. Jesteśmy punkt do tyłu. "Nie myśl o niczym, tylko o grze. Skup się!"
-Sorset, co jest?! Do roboty, nie stój jak kołek!- nauczycielka też postanowiła mnie obudzić. Zerwałam się do biegu i zaczęłam blokować jedną z zawodniczek, której imienia nie pamiętałam. Niestety, nieudolnie. Piłka prześlizgnęła mi się między rękami i kolejne punkty zdobyła drużyna Anabell. "A niech to!"
Kolejne minuty meczu były coraz gorsze. Równie dobrze mogłam nie przychodzić na trening. Jeszcze ten katar. Zatkany nos i zatoki nie pomagają w grze. Tylko dzięki innym dziewczynom nasza drużyna nie była bardzo do tyłu. Wreszcie trenerka dała upragniony sygnał do zejścia z boiska. "Jeszcze trochę, a padłabym na parkiet i nigdy nie wstała." Powlokłam się do szatni pod prysznic. Zimna woda na przemian z ciepłą rozluźniła moje zmęczone mięśnie. Nie mam pojęcia, ile się chlapałam, ale gdy wróciłam do głównego pomieszczenia szatni, siedziało tu tylko trzy dziewczyny. W tym Scarlett. "To jest dobry moment. Najwyższa pora, żeby pogadać o paru sprawach..." Schowałam ciuchy do reklamówki, wcisnęłam ją do torby i stanęłam nad Scarlett, która mozoliła się z wiązaniem sznurówek.
-Ekhem.- odchrząknęłam głośno. Dziewczyna podniosła głowę, ale zaraz z powrotem ją opuściła. Wsunęła sznurówki do środka adidasów i wstała z ławeczki.- Nie uważasz, że powinnyśmy pogadać?
-Spieszę się, Jen.- wzięła torbę i skierowała się do wyjścia z szatni. Pobiegłam szybko i stanęłam przed nią, blokując przejście.
-Scarlett, co się dzieje? Unikasz mnie od prawie tygodnia! Chodzi ci o niego?
-Jen, ja naprawdę...- próbowała mnie wyminąć, ale jej się nie udało.
-Nie, Scarlett. Powiedz mi. Proszę.- spojrzała mi prosto w oczy. "Zdradzi, co się stało, czy nie?"
-Jennifer, nie teraz. Ja... Ja naprawdę nie mam siły o tym gadać.- odsunęła mnie lekko na bok i popędziła w stronę swojej szafki. "Co się dzieje? Co kiedyś łączyło Scarlett i Nialla?"
Niechętnie ruszyłam na pierwsze piętro po kurtkę i szalik. Na schodach minęłam się z Zaynem. Spuściłam głowę i pozwoliłam, by przeszedł koło mnie bez słowa. "Scarlett unika mnie, a ja unikam Zayna. Jak ognia. Istne błędne koło." Ciekawe, czy on to zauważył. Na pewno. Wreszcie nikt mu się nie narzuca. Stanęłam przed swoją szafką i otworzyłam ją. "Kurteczka, szalik i do domu..." Ubrałam się szybko i wybiegłam przed szkołę. Parking był prawie pusty, nie licząc pojedynczych samochodów, które na bank należały do nauczycieli. "A czego się spodziewałaś? Przecież jest piątek, czyli weekendu początek. Założę się, że połowa ludzi z naszej budy już leci na imprezę. A ja? Jak jakaś sierota do domu." westchnęłam w duchu. Powoli wlokłam się w stronę kościoła, pociągając nosem. Świeże powietrze nic nie pomogło na zapchane zatoki, wcale nie oddychało się lżej. Kiedy ten katar się skończy? "Nigdy." pocieszyła mnie podświadomość. Spoko.
-Jim?- krzyknęłam, wchodząc do domu.- Jesteś?!- odpowiedziała mi cisza. Czyli chyba siedzi w kościele. Albo pojechał do kurii. Miał załatwić organistę do kościoła. Przeszłam do kuchni i rzuciłam torbę na jedno z krzeseł. Sięgnęłam do wiszącej szafki i wyciągnęłam opakowanie wapna musującego. "Błagam, odetkaj się!" prosiłam w myślach swój nos. Czułam się makabrycznie. Może nie powinnam była iść na trening... Taa, to już totalnie bym zwariowała. Potrzebowałam ruchu, a koszykówki za nic bym nie odpuściła. Wypiłam kwaśną, szczypiącą w gardło zawartość szklanki. Zerknęłam do lodówki. "Co my tu mamy... To, że mam upośledzony zmysł węchu i smaku, nie znaczy, że nie jestem głodna." Wyjęłam pojemnik z zapiekanką z sera, makaronu i warzyw. Nałożyłam solidną porcję na patelnię i zaczęłam podgrzewać.
-Jenny? Wróciłem!- trzasnęły drzwi wejściowe i do kuchni zajrzał Jim.- O, obiad. Ja też poproszę.- bez słowa dołożyłam na patelnię więcej zapiekanki. Brat poszedł do łazienki, żeby umyć ręce. Za chwilę wrócił, pryskając naokoło kropelkami wody.- Ale głodny jestem!- zatarł ręce i usiadł przy stole.- Co się nie odzywasz?
-Jestem przeziębiona.- odpowiedziałam przez zatkany nos. Jim zmarszczył brwi.
-Niech zgadnę. Polazłaś na trening kosza, spociłaś się, wzięłaś prysznic i wyszłaś od razu na dwór.- skinęłam głową, stawiając przed nim talerz.- Chryste, Jenny! Przecież ci się pogorszy!
-Nic mi nie będzie.- klapnęłam na krzesło i sięgnęłam po widelec.- Smacznego.- przez chwilę jedliśmy w ciszy.
Zastanawiałam się, czy pogadać z Jimem o TEJ sprawie. W sensie o balu. "I o pocałunku. Zwłaszcza o pocałunku!" Jasne, zaraz zacznie gadkę o sumieniu i tak dalej, ale też będzie mógł mi doradzić. Jak brat. "Jak brat... To jest to!"
-Jen?- podniosłam głowę znad talerza. Jim patrzył na mnie skonsternowany.- Pytałem, jak było na tym treningu, ale ty bujasz w obłokach, a przed chwilą uśmiechnęłaś się jak obłąkany morderca.- mimowolnie parsknęłam śmiechem.
-Jim, muszę z tobą o czymś pogadać.- oznajmiłam, gdy już powstrzymałam śmiech.- To znaczy, powiedzieć ci o czymś.- uniósł brwi i uśmiechnął się lekko.
-Co zbroiłaś?- nabrał sporą porcję zapiekanki na widelec i włożył do ust.
-Zanim ci powiem, musisz mi obiecać, że najpierw zachowasz się jak brat, a dopiero potem jak ksiądz.
-Chyba nie bardzo rozumiem...- odparł powoli. Westchnęłam ciężko i odsunęłam od siebie talerz.
-To proste. Na to, co zaraz usłyszysz, masz zareagować jak brat, a dopiero potem zwymyślać mnie jak najlepszy kaznodzieja.
-Okeej?- zdziwiony odłożył widelec i oparł się łokciami o stół.- Brat, potem ksiądz. Chyba załapałem.
-Dobra.- wzięłam głęboki wdech.- Na balu halloweenowym w szkole całowałam się z chłopakiem przebranym za diabła, a potem okazało się, że to Zayn.- wypaliłam. Jim wybałuszył oczy.
-Co...? Znaczy... Em, czekaj, jak brat.- zastanowił się chwilę i za sekundę zagwizdał pod nosem.- Siostra! To pojechałaś po bandzie!- zaśmiał się, ale zaraz spoważniał.- Mogło być?
-Powinieneś zostać aktorem.- mruknęłam, z trudem opanowując śmiech.
-Okej, teraz na poważnie. CO?! Czemu się dowiaduję dopiero teraz?!
-Bo jakoś... Bo... Nie wiem, okej?- zakryłam twarz dłońmi.- Nudziłam się, więc wyszłam na dwór. Możliwe, że wtedy załapałam ten katar. On wyszedł po jakimś czasie i zaczęliśmy gadać. Było super, w ogóle nie przypuszczałam, że to mógłby być Zayn. Poprosił mnie do tańca i się zgodziłam. Akurat leciała wolna piosenka i było tak romantycznie... I w pewnym momencie po prostu spojrzeliśmy sobie w oczy i...
-I?- popędzał mnie Jim.
-No... I się pocałowaliśmy. Ale zaraz się zorientowałam, że wcale go nie znam i uciekłam.- dodałam szybko. Podniosłam wzrok na Jima, ale miał minę nie do odgadnięcia. Zero emocji, czysta obojętność i skupienie. "Pewnie już obmyśla, jaki grzech popełniłam..."
-I co dalej?- spytał i wziął kolejny kęs zapiekanki. "On może jeść w takim momencie?"
-Parę dni temu dowiedziałam się, że to był Zayn. Nie pytaj, jak. Musiałam gadać z paroma osobami, żeby mieć pewność.
-Iiii... Czego ode mnie oczekujesz?- przesuwał widelcem po talerzu, żeby zebrać resztki zapiekanki.
-Żebyś mi coś poradził. Zayn mnie nie cierpi i unika jak ognia na każdym kroku. Teraz ja robię to samo, znaczy uciekam, gdy tylko go zobaczę. Boję się, że się wścieknie, gdy się dowie, że to ja.
-Czyli on jeszcze tego nie wie...- zamyślił się Jim. Wstał z krzesła i nalał sobie soku z kartonu.
-Jeszcze.- szepnęłam i wzięłam się za kończenie obiadu.
-Jennifer.- Jim postawił szklankę z sokiem na stole. Odwrócił krzesło i usiadł na nim okrakiem, kładąc ręce na tylnym oparciu.- Powiem ci, że głupio postąpiłaś. Być może narobiłaś chłopakowi nadziei, być może mu się spodobałaś, być może teraz poszukuje dziewczyny anioła. Z drugiej strony... Z tego, co mi opowiadałaś, to Zayn prawdopodobnie potraktował to jako jakąś przygodę, nic nie znaczący incydent. Nie mam pojęcia, jak zareaguje na wieść, że to ty. Już wcześniej zauważyliśmy, a przynajmniej ja zauważyłem, z tego, co mi mówiłaś... To on ma jakiś problem w kontaktach z innymi ludźmi. Powściągliwość, skrytość, czy coś w tym rodzaju. Mniejsza o to. Mimo wszystko chyba jest wybuchowym człowiekiem, więc może się wściec, gdy się dowie, że to ty. Pytanie, co w tobie jest, że tak się ciebie boi.
-Boi się mnie?!- wytrzeszczyłam oczy. Mój wszechwiedzący brat skinął głową. "Poważnie?!"
-Najczęstszą formą obrony jest atak. Niektórych ludzi strach paraliżuje, a inni zamykają się przed nim w skorupie. Jeszcze inni chwytają byka za rogi i walczą ze strachem. A niektórzy bronią się przed nim. Uciekają w coś innego. Obrona przez atak z drugiej, zupełnie niespodziewanej strony. Doskonała taktyka.- łyknął soku.
-To teraz, Sokratesie, powiedz mi, co mam do cholery robić.
-Jenny, język.- upomniał mnie Jim. Przewróciłam oczami. "I tak nie klnę jak pewne osoby..."- Co masz zrobić...- westchnął i odsunął od siebie pustą już szklankę.- Nie wiem. Na pewno nie mów Zaynowi, że to byłaś ty. Może potraktować to jak jakieś wyzwanie lub pomyśli, że zrobiłaś to specjalnie, żeby się do niego zbliżyć. Na twoim miejscu zachowywałbym się normalnie, tak jak przed balem i czekałbym na rozwój wydarzeń.- pokiwałam głową. "To chyba faktycznie jedyne rozsądne wyjście."- A teraz, siostra, powiedz mi, jak się czujesz. Bo wyglądasz blado i tylko dlatego nie chciałem cię mocniej ochrzaniać.
-Dzięki, łaskawco.- wymamrotałam. Czułam się nieciekawie. W gardle miałam sucho od tego ciągłego oddychania przez usta plus ten okropny posmak, gdy próbowałam przełknąć ślinę. Wolałabym kasłać przez miesiąc niż mieć katar przez trzy dni.- Jest beznadziejnie.
-Pokaż czoło.- nachylił się nad stołem i dotknął wierzchem dłoni mojej głowy.- Chyba masz gorączkę.- zmarszczył brwi i wstał z krzesła.- Leć na górę, wskakuj w piżamę i do łóżka. Żałuj, że jest piątek, inaczej następnego dnia nie poszłabyś do szkoły. Zero pana Malika na korytarzu, luksus nie?- puścił mi oczko i lekko popchnął w stronę schodów.- Idź, zrobię ci herbaty z miodem, znajdę termometr i jakieś leki na zbicie gorączki.
Posłusznie skierowałam się do swojego pokoju. "Czemu Jim nie mógł od razu mi powiedzieć: rób swoje i siedź cicho?!" Od rozważania jego pokrętnych "co by było, gdyby" rozbolała mnie głowa. Weszłam do mojego małego królestwa, rzuciłam torbę na podłogę przy biurku i padłam na łóżko. "Litości... Nienawidzę kataru, przeziębienia, nienawidzę być chora... Nie nadaję się do bycia chorą!" Przekręciłam głowę w stronę okna. Chyba muszę je zamknąć, od rana się tu wietrzyło. Wstałam z ciężkim westchnieniem i stanęłam przy firance. Wyciągnęłam rękę, żeby zamknąć okno, ale nagle znieruchomiałam. Zmarszczyłam brwi i odsunęłam zasłonkę, żeby lepiej widzieć. "Czy przed moim domem ktoś stoi...?" Przycisnęłam zatkany nos do zimnej szyby. To był ewidentnie chłopak. Wysoki, z ciemną czupryną. Jedną rękę schował do kieszeni, w drugiej trzymał telefon. Stał po drugiej stronie ulicy, przodem do mnie. "Co, do diabła?" Chłopak podniósł głowę, spojrzał prosto na mnie i uśmiechnął się... dziwnie. Odruchowo się cofnęłam. "Harry. Harry Styles. Czego on chce?" Stanęłam w tym samym miejscu, co przed chwilą. Zniknął. Nikogo już tam nie było. "Wyparował? Jest niewidzialny? Co on w ogóle tu robił? A może to przez gorączkę mam halucynacje?" Potrząsnęłam głową i zamknęłam okno. Zasunęłam zasłonkę i wróciłam do łóżka. Wyciągnęłam piżamę z szafy i szybko się w nią przebrałam. Wsunęłam się pod zimną kołdrę, przytulając policzek do poduszki. "Może mi się tylko zdawało... Może to nie był on..." pomyślałam, zanim zmęczona katarem i ciężkim dniem usnęłam.




Odszedłem od domu Jen tak szybko, jak tylko potrafiłem, żeby mnie znów nie zobaczyła. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby tam leźć. "Styles, zapamiętaj to wreszcie, ona nigdy nie zwróci na ciebie uwagi!!!" podświadomość próbowała przemówić mi do rozsądku, ale nie bardzo jej się to udawało. Może i Jennifer nigdy nie pomyśli o mnie w TEN sposób, ale co szkodzi próbować. A poza tym... Gdy tylko ją wszyscy wyśmieją, będzie potrzebowała pocieszenia. I to ja będę tym, który ją pocieszy. "Chyba że Zayn znów cię wyprzedzi..." Na tę myśl zacisnąłem pięści i z trudem się opanowałem. Cholera, nie dość, że to on całował się z Jen, to jeszcze dzisiaj przed tym całym gównianym teatrem dyskutował z Niallem, czy warto znaleźć kogoś, z kim się spędziło czas na balu. Kłopot w tym, że Horan jest totalnie zadurzony w tej swojej kocicy i był zdecydowanie za opcją poszukiwania. Natomiast Zayn przyznał się, że Aniołek ciągle siedzi mu pod czachą, ale potem umilkł i już się nie odzywał. I bardzo dobrze, bo jeszcze jedno jego słowo odnośnie Jennifer, a walnąłbym go w ryj. Nagle pewna myśl przyszła mi do głowy. A jeśli Zayn faktycznie zacznie szukać Jen? Wtedy zrobi się już totalnie jak w jakimś pieprzonym Kopciuszku czy innej disneyowskiej szmirze. Ale wtedy... Możemy nie zdążyć ze swoim planem. Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i wystukałem numer Caitlyn.
-Co chcesz, Styles?- odezwała się po pierwszym sygnale.
-Jesteś gotowa?- zapytałem skręcając w stronę centrum miasta. Dziś piątek, trzeba ogarnąć z towarem któryś klub.
-Zależy na co.
-Na wykonanie planu, idiotko.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz i twój durny plan pójdzie się bujać. Wiesz dobrze, że beze mnie tego nie zrobisz.- odpowiedziała ostro. Whoa, nie wiem, co Zayn wcześniej w niej widział. Na Halloween powinna była się przebrać za żyletkę. Albo za jakąś wiedźmę.
-Dobra, dobra. Powiedz, czy jesteś gotowa.
-Prawie. Na następny poniedziałek wszystko będzie idealnie.
-Następny poniedziałek, mówisz...- zamyśliłem się. Zaczęliśmy to planować tydzień temu, teraz kolejny tydzień... Czyli plan wykonamy... w ostatnim tygodniu listopada.- Trochę późno, ale okej.
-Co chcesz, Harry, to nie takie proste. Jeśli potrzebujesz dwóch tysięcy odbitek, musisz mieć papier, tusz i przede wszystkim drukarkę, a my mamy dopiero dobry projekt.
-Nie gadaj, Sherlocku.- prychnąłem.- Dobra, muszę kończyć. 23 listopada, w niedzielę, wszystkie te twoje odbitki mają być u mnie.
-Jasne, wasza wysokość.- zadrwiła.
-Spadaj. Na razie.- rozłączyłem się i ruszyłem szybciej do klubu. "Coś czuję, że dziś będzie dobry dzień. A raczej wieczór. Zaraz sprzedam tyle prochów, że zaćpają się wszyscy idioci w tym popierdolonym mieście."




Wlokłam się do szkoły jak na ścięcie. Miałam już dość tego milczenia, tej ciszy między mną a Jen. "To wszystko moja wina..." myślałam, przechodząc przez ulicę. Gdyby nie moje dziwaczne i popieprzone reakcje, już dawno planowałabym z Jen wyjście na jakąś imprezę. "A sorry, ona ma żałobę. No, to siedziałybyśmy przy jakimś filmie, czy coś..." Ale jakby nie było... Moja reakcja była jak najbardziej uzasadniona. Tylko Jennifer o tym nie wie. Boże, całowałam się z Niallem! Przecież to... To jest niemożliwe! Ale z drugiej strony, Jen musiała dobrze się dowiedzieć, skoro kumpluje się z Horanem, co nota bene jest odrobinę dziwne i ryzykowne. Chociaż z tej całej wielkiej trójcy Nialler jest najmniej groźny. Ciekawe, czy on w ogóle wie, że to właśnie mnie mija na korytarzu. Po tym, co zrobił... Zresztą on wtedy był w takim stanie, że może nawet nie miał świadomości, że ja to ja. Powinnam to jak najszybciej wytłumaczyć Jen. Powinna wiedzieć. Chyba...
Wcisnęłam ręce do kieszeni. Padał drobny deszczyk, powietrze było wręcz lodowate. Nie zdziwię się, jeśli w tygodniu spadnie pierwszy śnieg. Brrr, nienawidzę takiej pogody. Przede mną zamajaczył budynek szkoły, w którego stronę zmierzały pojedyncze osoby. Byłam dzisiaj trochę wcześniej, mama obudziła mnie, gdy wychodziła na siódmą do pracy. Jeśli się nie mylę, Jennifer ma na dziewiątą. Czyli jeśli nie złapię jej za jakąś godzinę, to będę mogła pogadać z nią dopiero na długiej przerwie. Może przez te wszystkie lekcje zdążę ułożyć sobie, co powinnam jej powiedzieć. Nagle raptownie się zatrzymałam. "Jasna cholera!" Na pierwszej lekcji mam sprawdzian z chemii! Ja pierdolę... Nie pamiętam, kiedy ostatnio zajrzałam do zeszytu. "Niech to szlag..." Z otępienia wyrwał mnie dzwonek telefonu.
-Halo?- nawet nie spojrzałam, kto dzwoni.
-Scarlett? Gdzie jesteś?- usłyszałam zdenerwowany głos Danielle.
-Przed szkołą, a co?
-Chodź szybko, spotkamy się przy szafce Liama. Wiesz, obok Jen.
-Co się stało?- ruszyłam szybciej w stronę szkoły.
-Sytuacja alarmowa.
-Po weekendzie? Alarm?
-Zamknij się, Scarlett, i chodź!- rozłączyła się. Zmarszczyłam brwi gapiąc się na telefon. "Co jest...?"
Posłusznie pobiegłam do szkoły i szarpnięciem otworzyłam drzwi. Już od pierwszej chwili czułam, że coś jest nie tak. "Rozdawali jakieś ulotki? Nowy kurs gotowania czy występ kapeli jazzowej?" Wszyscy, których mijałam, trzymali w rękach niewielkie karteczki i śmiali się z ich zawartości, jak głupi do sera. Kilka osób stało przed tablicą ogłoszeniową i nabijało się ze sporego plakatu. "Okeeej... Jakaś grubsza akcja." Otworzyłam swoją szafkę i na podłogę wypadła kartka podobna do tych, które trzymali ci ludzie. Szybko rozwiązałam szalik i podniosłam ją. Z jednej strony czysta, a z drugiej... Otworzyłam szeroko oczy i zakryłam usta ręką. "To jest... O MÓJ BOŻE!!!" Patrzyłam zszokowana na ulotkę, na której była Jen. A raczej tylko jej twarz, idealnie połączona z sylwetką jakiejś zdziry, prostytutki ubranej w porwany, wyzywający strój anioła. I to hasło... "Zayn, chcesz mi pokazać ciemniejszą stronę mocy? Co to w ogóle za slogan?! Kto to, do jasnej cholery, wymyślił?!!! Kurwa mać, na strzępy go podrę, powieszę, pochlastam!" Nie zdejmując już kurtki, zatrzasnęłam szafkę i poleciałam pędem pod szafkę Liama.
-Co to jest, do diabła?!- wrzasnęłam, hamując ostro przy przyjaciołach. Liam, Danielle, Eleanor i Louis stali razem i przyglądali się w milczeniu trzymanym w rękach ulotkom.
-Nie mamy pojęcia.- pokręcił głową Liam. Zgniótł kartkę w ręce.
-Skąd w ogóle tu imię Zayna?- dopytywał się Louis.
-Jen gadała, tańczyła i całowała się na imprezie z diabłem. Wygląda na to, że to był Malik.- wyjaśniłam skrótowo.
-Ale to chyba nie on to zrobił.- odezwała się Els.- Przecież to też ośmiesza jego. Ktoś tutaj stwierdza, że Zayn jest jakby męską dziwką.
-A prosiłem ją, ostrzegałem, żeby lepiej nie zbliżała się do Zayna. Wiadomo było, że on generuje kłopoty!- wściekał się Liam.
-Spokojnie.- Dani położyła rękę na jego ramieniu.- Nie mogłeś na nią wpłynąć. Jen jest ufna i za szybko chce się zaprzyjaźniać. Ktoś, kto to zaprojektował, dobrze wiedział, gdzie uderzyć.
-Jen chodziła ostatnio przygnębiona...- mruknęła El.- Chyba wiedziała, że to Zayn był tym całym diabłem.
-Musimy coś zrobić.- powiedział stanowczo Liam.
-Ale co? Te plakaty i ulotki są wszędzie.- spojrzałam jeszcze raz na obrzydliwą kartkę.
-Nie całkiem. Plakatów możemy się pozbyć. I na pewno uda się zmusić Jennifer, żeby nie przychodziła do szkoły.- Louis wyciągnął telefon i wystukał numer przyjaciółki. Przyłożył komórkę do ucha.- Abonent czasowo niedostępny!- oznajmił po chwili, przedrzeźniając operatora.
-Czyli co? Jen nie odbiera, a my ulotek wszystkim nie odbierzemy.- jęknęła Danielle.
-Nie, ale plakaty zdejmujemy.- zadecydował Liam.- Możecie sobie odpuścić pierwszą lekcję?- "Mogę? Jest sprawdzian..."
-Jasne, że tak.- odpowiedziałam szybko. "Chrzanić chemię!"
-Dobra, lecimy. Dziewczyny sprawdźcie drugie i pierwsze piętro. My obejdziemy parter i skrzydło w-fu. Jazda. Za czterdzieści minut spotykamy się tutaj z tym... czymś.- zakomenderował Louis.
Pobiegłyśmy szybko na drugie piętro. "Plakat na plakacie!" westchnęłam. Rozdzieliłyśmy się i zaczęłyśmy ściągać arkusze papieru ze ścian. "Właściwie to je zrywałyśmy. Ktoś dobrze wiedział, jakiej taśmy klejącej użyć." Obleciałyśmy całe pierwsze piętro, ale gdy już miałyśmy wracać do szafki Liama, zorientowałyśmy się, że zapomniałyśmy sprawdzić łazienki na samej górze. Wróciłyśmy się na schody. Nagle El, która szła pierwsza pierwsza, zatrzymała się gwałtownie. Prawie walnęłam nosem w jej plecy.
-Co się stało?- zapytała Dani, wychylając się zza jej pleców.
-Zo... zobaczcie.- wyjąkała dziewczyna i odsunęła się na bok. Spojrzałyśmy na wskazane miejsce. "Co do cholery?!" Plakaty wróciły. Ktoś powiesił nowe, gdy nas nie było. Rzuciłyśmy się do ścian i zaczęłyśmy jeszcze szybciej zrywać kartki.
-Dziewczyny, nie ma czasu.- wysapałam.- Jen zaraz będzie. Nie pozbędziemy się tego gówna, nie możemy jej pozwolić tu wejść!
-Chodźmy do chłopaków.- zdecydowała Eleanor. Wróciłyśmy pod szafki. Louis i Liam już na nas czekali.
-I jak?- spytał Lou, przytrzymując rozsypującą się stertę kartek.
-Ktoś powiesił to z powrotem. Nie mamy pojęcia, kto. To bez sensu.- wyrzuciła z siebie Dan, wciskając do szafki Liama plakaty.
-Czyli musimy zatrzymać Jen...- stwierdził Liam. Popatrzyliśmy po sobie i niemal jednocześnie sprawdziliśmy zegarki.
-Jasny gwint!- krzyknął Louis. Wszyscy razem popędziliśmy do wejścia.




Nareszcie mogę oddychać jak człowiek. Wzięłam głęboki wdech. "Ach... Cudownie." Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona. Szybkim krokiem przemierzyłam odległość od bramy do drzwi głównych szkoły. Już miałam je otworzyć, gdy przez nie wylecieli moi przyjaciele.
-Nie ma to jak dobre powitanie.- zauważyłam. Zatrzymali się gwałtownie, prawie na mnie wpadając.
-Jen! Cześć!- zmarszczyłam brwi. Scarlett witająca mnie z szerokim uśmiechem? "Coś tu nie gra."
-Emm... Hej? Co tu robicie?- zapytałam, próbując ich ominąć, żeby dostać się do środka.
-Eee... Czekaliśmy na ciebie!- wypalił Louis.
-Serio?- kolejna próba ominięcia grupki. Liam zablokował mi wejście.- Możesz mnie przepuścić?
-Nie! Znaczy...- popatrzył na resztę, jakby szukał u nich pomocy. "Co tu się dzieje? Wyjaśni mi ktoś?!"- Jesteś pewna, czy chcesz iść dziś do szkoły? Taka ładna pogoda, po co się kisić w budynku...- otworzyłam szeroko oczy i sceptycznie popatrzyłam na niebo.
-Jeśli to dla ciebie ładna pogoda... To chyba powinieneś zamieszkać w Alei Tornad w USA. Miałbyś swoją ukochaną pogodę w wymiarze HD.- złapał mnie za ramiona, gdy próbowałam znów przejść.
-Jen, nie możesz tam wejść!- krzyknęła Eleanor. Popatrzyłam na nią jak na wariatkę.
-Ja MUSZĘ tam wejść. Zaraz mam angielski z Hollinsem. Zabije mnie, jeśli nie przyjdę.
-Jenny, nie chcesz ta wchodzić, uwierz mi.- Danielle położyła rękę na moim ramieniu.
-A powiecie mi, dlaczego?- cofnęłam się o krok.- Bo na razie tylko wzbudzacie moje podejrzenia.
-Jennifer... Chcielibyśmy ci to wytłumaczyć, ale...- Scarlett uśmiechnęła się przepraszająco. Zerknęłam w dół. Wykręcała sobie nerwowo palce. "Co tam jest, w tej szkole?"
-Dobra!- uniosłam ręce w górę.- Robię sobie dzień wolnego.- odetchnęli z ulgą i spojrzeli po sobie z uśmiechem. Skorzystałam z chwili ich nieuwagi i przepchnęłam się między Louisem a Liamem, zanim zdołali mnie zatrzymać. Wbiegłam do szkoły i rozejrzałam się dookoła. "Nic się nie zmieniło... Zaraz, czy oni się na mnie gapią?" Kilka osób zaczęło się śmiać na mój widok. Pełna najgorszych przeczuć ruszyłam dalej. Odprowadzały mnie kolejne nieprzyjazne spojrzenia. "Czy... Czy oni się ze mnie nabijają?" Zignorowałam ich i podeszłam do sporej grupki stojącej przy tablicy ogłoszeniowej. Nic nie mogłam zobaczyć, więc przecisnęłam się między ludźmi na sam przód. Momentalnie wmurowało mnie w ziemię, a oczy zaszły łzami. "O Boże... Co to jest?! DLACZEGO?!" Wpatrywałam się w moje spreparowane zdjęcie. I jeszcze ten podpis... "Zayn, chcesz mi pokazać ciemniejszą stronę mocy?" 
-Ej, patrzcie, to ona!- ktoś zawołał. Nie zwróciłam na to uwagi.
-Skarbie, może ja cię sprawdzę, co? Jestem lepszy w tych sprawach niż Zayn!- krzyknął jakiś chłopak przy akompaniamencie głośnych śmiechów i nawoływań. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zerwałam plakat. Z trudem powstrzymując płacz podbiegłam z powrotem do drzwi. Przyjaciele stali tam, gdzie ich zostawiłam.
-Wiedzieliście?- zapytałam łamiącym się głosem.
-Właśnie tego miałaś nie zobaczyć...- powiedziała cicho Scarlett. Przygryzłam wargę, ignorując łzy spływające po policzkach.
-Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie upokorzył...- wyjąkałam, odgarniając włosy z czoła.
-Jen...- Dani podeszła do mnie, ale się cofnęłam.
-Nie. Sorry, ale teraz chcę być sama.- ze szkoły wyszło dwóch nieznajomych chłopaków.
-Hej, aniołku! Niezłe ciałko.- zarechotał jeden z nich. Odwróciłam się na pięcie i na oślep pobiegłam w kierunku kryjówki za drzewami. Przedarłam się przez nagie gałęzie wierzb i usiadłam na gołej ziemi pod murem. Objęłam ramionami kolana. Dopiero teraz mogłam się rozkleić.
Dawno nie płakałam. Od pogrzebu rodziców. Na myśl o nich łzy popłynęły większym strumieniem. "Boże, kto to wymyślił? Co zrobiłam, żeby ktoś chciał mnie tak upokorzyć?" Przez to zdjęcie czułam się nic nie warta. Jak jakaś dziwka. Nawet jeśli z tej fotki tylko twarz należała tak naprawdę do mnie. Szlochałam rozpaczliwie na wspomnienie tych ludzi, śmiejących się ze mnie i wytykających mnie palcami. I to hasło... "Kto wiedział, że to z Zaynem tańczyłam?" Schowałam głowę w ramionach i próbowałam się z całych sił uspokoić. Nie mam pojęcia, jak długo tak siedziałam.
-Jennifer?- podniosłam gwałtownie głowę. Nade mną stał Zayn i wpatrywał się we mnie uważnie. Pospiesznie otarłam mokre policzki.
-Już, już sobie idę.- wydmuchałam nos w chusteczkę. Zauważyłam, że ciągle ściskałam w dłoni zwinięty plakat. Na jego wspomnienie znów pociekły łzy. Zayn powoli kucnął przede mną i oparł jedną dłoń na moim kolanie. Jego dotyk aż palił.
-Co się stało?- zapytał łagodnie. Aż mnie zatkało. "Zayn i łagodność? Może ten diabeł to było prawdziwe oblicze pana Malika?"- Ktoś cię skrzywdził?- pokręciłam przecząco głową. Nagle, pod wpływem jakiegoś impulsu, z całej siły wtuliłam się w chłopaka. Na chwilę zesztywniał, ale zaraz delikatnie objął mnie ramionami. Z trudem powstrzymałam kolejny szloch. Zaciągnęłam się jego zapachem. Kawa i papierosy... "Jen, stop!"
-Przepraszam.- odsunęłam się gwałtownie. Jeszcze raz otarłam łzy.- Nie powinnam była... Przepraszam.
-Nic się nie stało.- odpowiedział cicho.- Powiesz mi, kto cię doprowadził do płaczu?- potrząsnęłam głową.- Czy może to przez tę kartkę?- wskazał na trzymany plakat. Zgniotłam go mocniej pięścią.- Co to jest, Jen?
-Nie wiesz?- spytałam drżącym głosem. Zmarszczył brwi.
-A powinienem wiedzieć?- zdziwił się.
-Wszyscy wiedzą.- wyszeptałam.- To coś wisi w całej szkole.
-No, sorry bardzo, ale spóźniłem się do Hollinsa, a potem przyleciałem tu, bo nie zdążyłem rano zapalić.- jak na zawołanie wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i podpalił jednego czarną zapalniczką.- Daj to.- powiedział, trzymając papierosa między zębami. Chciałam schować plakat za siebie, ale złapał mocno moją rękę i wyciągnął spomiędzy palców arkusz papieru. Zacisnęłam powieki, kiedy go rozwinął. "Proszę, niech przynajmniej on się nie śmieje!"
-Co to, kurwa, jest?- zapytał zduszonym głosem. Otworzyłam oczy. Wpatrywał się w kartkę zszokowany. Podniósł na mnie wzrok.- To byłaś ty?!- serio, zwrócił uwagę tylko na to?
Skinęłam niepewnie głową. Zayn wstał gwałtownie i zrobił kilka kroków w stronę szkoły. Zatrzymał się gwałtownie i przeczesał palcami włosy. Odwrócił się w moją stronę.
-Czemu mi nie powiedziałaś?!
-A to ważne?- też się podniosłam z ziemi.
-Kurwa, tak! Gdybym wiedział... Ja pierdolę, my się całowaliśmy!
-No coś ty, nie wiedziałam!- zaczęłam się denerwować.
-Przestań! Co chciałaś zyskać, co? Komu się już pochwaliłaś, że Zayn Malik jest normalnym gościem i da się z nim pogadać, a nawet pocałować?- aż otworzyłam usta z oburzenia.
-Ja nawet nie wiedziałam, że to ty! Nie miałam pojęcia, dowiedziałam się dopiero jakieś dwa tygodnie temu. I żałowałam tego, jasne?! A teraz jeszcze to...- głos znów odmówił mi posłuszeństwa, gdy spojrzałam na kartkę.
-To co? Jakiś archanioł zstąpił z nieba lub piekła, cokolwiek, i namalował piękny, ośmieszający mnie plakat?!- zirytowany zgasił papierosa i niemal od razu zapalił nowego.
-Możesz skończyć? To nie z ciebie się śmiali na korytarzu! Jeszcze nigdy nie czułam się tak strasznie! Te plakaty są wszędzie, Zayn.- nowe łzy utorowały sobie drogę po mojej skórze.- Ty nie masz pojęcia, co ja czuję. Proszę cię... Przynajmniej ty mnie już nie dołuj.
-Pięknie!- oparł się o murek i wypuścił z ust kłąb dymu. Podniosłam z ziemi swoją torbę, próbując nie patrzeć na wkurzonego chłopaka. "Tylko pytanie... Jak się stąd wydostać bez wychodzenia przed szkołę? Żeby nikt mnie nie zobaczył..."
-Zayn?- podniósł na mnie wściekły wzrok.- Słuchaj... Obiecuję, że już nigdy nie spróbuję się do ciebie zbliżyć, z wyjątkiem tych zadań dla Hollinsa. Nie mam zamiaru ci się narzucać. Nie wiem, co sobie myślałam całując cię, ale... Mimo wszystko dzięki za fajnie spędzony wieczór, wiesz wtedy...- wywrócił oczami i zgasił papierosa.- Mogę się ciebie o coś zapytać? Potem obiecuję, już się od ciebie odwalę.
-Pytaj.- mruknął pod nosem, wbijając wzrok w ziemię.
-Jak stąd wyjść, żeby nikt mnie nie zobaczył?- zmarszczył brwi i spojrzał mi prosto w oczy. Podrapał po głowie i rozejrzał na boki. Próbowałam udawać, że jego wcześniejsze spojrzenie nie zrobiło na mnie wrażenia. "A tak naprawdę... Jakby przejrzał mnie na wylot."
-Idź pod murem, aż dojdziesz do bramy. Do samego końca będą drzewa. Ale lepiej poczekaj z dziesięć minut. Zaraz będzie lekcja.- odsunął się od murku i wyminął mnie szybko. Przeszedł pod gałęziami i zniknął za załomem budynku. Z westchnieniem usiadłam na murze, żeby odczekać te dziesięć minut. "Chcę już być w domu..."


______________________________________
Z rozdziału zadowolona nie jestem, sprawdziłam po łebkach, bo spieszyłam się na "Czas honoru" :)

Za podobieństwa do "The Walk To Remember" przepraszam, ale spostrzegłam to dopiero po napisaniu rozdziału. Fabuła odbiega od filmu, wiecie o tym dobrze.

Następny w niedzielę :*
Roxanne xD

niedziela, 14 września 2014

CHAPTER 9: If we could only have this life for one more day... If we could only turn back time...

-Cześć, kochani...- stanęłam przy grobie rodziców i położyłam na nich olbrzymi bukiet kwiatów, na który szarpnęłam się z kieszonkowego. "Zasługują na to..."- Wiecie... Nigdy nie myślałam, że to się tak potoczy. Że na Wszystkich Świętych będę przychodziła na wasz grób. Spokojnie, Jim też będzie, tylko skończy odprawiać mszę... Ja modliłam się w kościele wcześniej i od razu przyszłam do was.- pociągnęłam nosem i otuliłam się mocniej szalikiem. Po wczorajszym wieczorze spędzonym przed szkołą w cienkiej sukience czułam się trochę niewyraźnie. "Ale za to jakie miałam towarzystwo..."- Wiecie co? Chciałabym cofnąć czas. Zmusiłabym was, żebyście nigdzie nie jechali. Miałabym rodziców na miejscu. A tak... Każda myśl o was sprawia mi ból. Że nie ma was przy mnie, w tych najtrudniejszych momentach życia. Szkoła... Myślicie, że jest fajnie? Że jak się uśmiecham, to wszystko jest w porządku?! Wcale nie! Jest gorzej niż mogłam sobie wyobrazić! Jasne, mam przyjaciół, ale na przykład taki Zayn mnie nie cierpi i nie wiem, za co! Mam tyły z matmy i fizyki, grożą mi pały i egzamin klasyfikacyjny na koniec semestru! A na dodatek wczoraj całowałam się z jakimś zabójczo przystojnym kolesiem i nawet nie mam pojęcia, kim on jest! Ja jestem jakaś nienormalna!- złapałam się za głowę i usiadłam na ławeczce przed grobem.- Tak bardzo bym chciała, żebyście tu byli. Żebyście mnie przytulili i powiedzieli, że będzie dobrze. Nawet, jeśli mam poczucie winy jak stąd do nieskończoności. Nie powinnam była się z nim całować... A jeśli on ma dziewczynę i ją zdradził ze mną? A jeśli okaże się, że będzie chciał czegoś więcej? Chociaż z drugiej strony... To był najbardziej niesamowity pocałunek na świecie...- mimowolnie się uśmiechnęłam sama do siebie. "I wylazła z ciebie hipokrytka..." Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam w niebo. Jak przystało na deszczową Anglię, nade mną zbierały się ciemne chmury. "Jak nic, zaraz lunie... A ja znów nie mam parasolki." pomyślałam, spuszczając wzrok na nagrobek rodziców.
-Jennifer?- usłyszałam za plecami znajomy głos i odwróciłam się. Na ścieżce prowadzącej do cmentarnej bramy stała Eleanor i patrzyła się na mnie zdziwiona.- Przechodziłam koło ogrodzenia i zobaczyłam cię... Co tu robisz?- niepewnie podeszła bliżej i stanęła obok mnie. Przesunęłam się, robiąc jej trochę miejsca na ławeczce.
-Odwiedzam rodziców.- wytarłam nos w chusteczkę. Els popatrzyła na grób i zwróciła się w moją stronę.
-Tak strasznie mi przykro... Kiedy zmarli?
-Cztery miesiące temu.- mruknęłam.
-O rany... Faktycznie, sorry, nie spojrzałam na datę śmierci... Zmarli śmiercią tragiczną...- przeczytała.- Co się stało?
-Wypadek samochodowy. Ostry zakręt, motor z naprzeciwka, poślizg, zderzenie...- opowiedziałam skrótowo. Nie miałam siły na dłuższą relację.- Sprawca nawiał z miejsca wypadku i go nie znaleźli. Przez to nawet nie potrafili dokładnie odtworzyć przebiegu zdarzenia.- przez chwilę siedziałyśmy cicho. "Milczenie pomaga w cierpieniu... W ciszy najlepiej regeneruje się dusza." Tak mój brat mi wytłumaczył, dlaczego tak lubi przebywać w kościele. I chyba faktycznie coś w tym było. Automatycznie się uspokajałam.
-Wiesz co?- Eleanor nie umiała jednak długo milczeć.- Podziwiam cię. Ja na twoim miejscu już bym chyba umierała pogrążona w depresji... A ty? Śmiejesz się, wygłupiasz, normalnie funkcjonujesz, kolorowo się ubierasz, nawet byłaś wczoraj na tym balu... Jesteś naprawdę silna psychicznie.
-Zamartwianie się nic mi nie pomoże... Nie cofnę czasu.- odparłam odgarniając włosy z czoła. Wiatr znowu bawił się moimi kosmykami.- Rodzice zawsze powtarzali, że najważniejsze to się uśmiechać i iść przez życie z podniesioną głową. Jak mieszkaliśmy w Londynie, to nasz dom był chyba najweselszym w okolicy. Pamiętam...- przerwał mi dzwonek telefonu. Wyciągnęłam komórkę. Jim, a jakżeby inaczej.
-Jenny? Gdzie jesteś?- usłyszałam w słuchawce głos brata.
-Na cmentarzu, przecież wiedziałeś, gdzie idę.- odpowiedziałam zerkając na Eleanor, która w zamyśleniu obracała w palcach pasek torebki.
-Wróć na obiad, okej? Niedługo będzie gotowy. Siedzisz tam już trzy godziny.
-Już idę. A ty przyjdziesz dzisiaj do rodziców?
-Spokojnie, przyjdę. Ale po obiedzie, żeby mi się od nich nie dostało, że cię nie karmię.- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Dobra. Za piętnaście minut będę.- rozłączyłam się i wstałam z ławki. Wyjęłam z torby niewielki żółty znicz, zapaliłam zapałkę i przytknęłam do knota. Ogień zasyczał cicho i za chwilę lampka paliła się jasnym delikatnie drgającym płomieniem. Przesunęłam ją ostrożnie na środek płyty.
-Idziesz?- zwróciłam się do El chowając do torby zapałki. Dziewczyna skinęła głową i ruszyłyśmy powoli cmentarną alejką w stronę bramy. Skręciłyśmy w ulicę prowadzącą do kościoła.
-Ale się wczoraj porobiło, co?- zagadnęła El przerywając kolejną porcję ciszy. Zmarszczyłam brwi. "A co się porobiło? Coś mnie ominęło?"
-Co masz na myśli?- spytałam niepewnie. Els obrzuciła mnie zdumionym spojrzeniem.
-Nie wiesz? Przecież byłaś na balu.
-Wyszłam w połowie, musiałam do domu przed pierwszą.- wytłumaczyłam szybko.- Co się stało?
-Już ci mówię.- dziewczyna od razu przeszła do konkretów. "No tak, przecież ploteczki to jej żywioł."- Koło pierwszej, chyba tuż po twoim wyjściu, ktoś rozpylił w całej sali gaz łzawiący, potem oblał czerwoną farbą gościa od matmy, facetkę od geografii i francuskiego. Przymierzali się też do Hollinsa, ale ten kto miał to zrobić, został złapany. Próbowali też odciąć prąd w całej szkole, ale dwóch chłopaków przyłapano na grzebaniu w przewodach. Mówię ci, panika na sali, zamieszanie, a połowa uczniów przecież była podchmielona i dodatkowo nie kontaktowała, żeby nad nimi zapanować, trzeba było mieć jakieś nadludzkie zdolności. I zgadnij, kto zorganizował nam te wszystkie atrakcje?- wzruszyłam ramionami. "A skąd ja mam to wiedzieć? Jasnowidzem jeszcze nie jestem."
-Nie mam pojęcia.- oznajmiłam zgodnie z prawdą, poprawiając zsuwający się szalik. Eli posłała mi triumfalne spojrzenie z kategorii "Ha! A ja wiem!"
-Nasza wielka trójca. Zayn Malik, Harry Styles i Niall Horan.- powiedziała dobitnie. Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. "Serio? Po Harrym bym się tego spodziewała... No, po Zaynie też, ale Niall?"
-Jesteś pewna?- spytałam zatrzymując się przy swojej bramie.
-Widziałam na własne oczy. Zobaczysz, jeszcze w szkole o tym usłyszymy. Nauczyciele już planują dla nich mega karę, bo zawieszenie nic nie da. Mówię ci, pojutrze cała szkoła będzie o tym huczała.- zakończyła zadowolona z siebie Eleanor i zerknęła na zegarek.- O cholera. Spóźnię się na obiad, a potem jeszcze idę z Lou do kina. Trzymaj się, Jen! Do poniedziałku!- pocałowała mnie w policzek na pożegnanie i szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego domu, zostawiając mnie z głową pełną kotłujących się myśli. "No, to El miała rację. Faktycznie się porobiło..." pomyślałam wchodząc do domu.




Staliśmy przed nauczycielami na środku pokoju nauczycielskiego. Harry miał obojętną minę, jakby w ogóle go nic nie obchodziło. Niall udawał, że bardzo żałuje swojego postępowania, ale tak naprawdę w środku aż skakał z radości, że udało nam się wywinąć taki numer. "W sumie... Ja chyba też nie żałuję. Widok tych wszystkich ludzi z rozmazanymi od łez makijażami, profesora Gordona miotającego się po sali, oblanego krwistoczerwoną farbą... Bezcenny." Dyrektor Walter przechadzał się w tę i z powrotem po pomieszczeniu przysłuchując się dyskusjom nauczycieli. O rany, dajcie już nam tę karę i nas wypuśćcie! Bezmyślnym wzrokiem przebiegałem po ścianach. Moje spojrzenie zatrzymało się na jakimś obrazie przedstawiającym ciemnowłosą dziewczynę czytającą książkę. "Podobna do mojego Anioła..." stwierdziłem w myślach i od razu wróciły do mnie wspomnienia piątkowej nocy. "Dlaczego uciekła? Przestraszyła się czegoś? Rozpoznała mnie? Albo ma chłopaka..." pomyślałem z goryczą. Była piękna. I inteligentna. Dało się z nią porozmawiać, pożartować... Patrząc na to z perspektywy czasu, to chyba dawno się nie zachowywałem tak, jak wtedy w jej obecności. "Malik, debilu, ty się zakochałeś!!!" Co?! Nie, nie ma bata. Nie zakochałem się. "A może jednak..."
-No, to postanowione!- głos dyrektorka wyrwał mnie z zamyślenia. Zwróciłem się w stronę Waltera.- Wasz durny wybryk powinien skutkować zawieszeniem, ale doskonale wiemy, że na was to nie podziała. Ponieważ wiemy, że profesor Hollins miał być waszym kolejnym celem...- zawiesił głos wprowadzając niepotrzebne napięcie. "Wszystko jedno, jaką karę dostaniemy. Odbębni się ją, a potem wyskoczy z czymś gorszym. Jak zwykle..."-... to on wymyślił wam karę. Andrew?- staruszek wstał z fotela. "Normalnie wali piorunami z oczu." zakpiłem patrząc na rozzłoszczonego profesorka.
-Skoro tak bardzo lubicie się zabawiać... To w ramach odszkodowania dołączycie do karnej grupy teatralnej.- wytrzeszczyłem oczy, podobnie jak Niall. Harry wybuchnął drwiącym śmiechem.
-Kółko teatralne?- zakpił wciskając ręce w kieszenie.- Przykro mi, nie mam czasu na cyrki na estradzie.
-Ależ nikt się o to pana nie pyta.- Hollins założył ręce na piersi przeszywając nas ostrym spojrzeniem.- To bez znaczenia, macie czas czy nie. Po piątkowych lekcjach zostajecie w szkole, w auli.
-W piątek?!- wykrzyknął Nialler. Ja też trochę się wkurzyłem. W piątek najprościej było zarobić na dragach, więcej kasy szło do szefa, a co za tym idzie, skracał się czas naszej męczarni. "Głównie mojej."
-Tak, dobrze pan usłyszał, panie Horan. W piątek. Zbierzemy grupę zainteresowanych, a raczej ukaranych i zaczniemy przygotowania do szkolnego przedstawienia na koniec roku.
-Świetnie.- mruknąłem pod nosem. Nie dość, że mamy zwalony weekend, to jeszcze zbłaźnimy się przed całą szkołą. "Żyć, nie umierać."
-Coś chce pan dodać, panie Malik?- zapytał ironicznie Hollins. Z trudem powstrzymałem się od przywalenia mu w nos. "Dobra, wrzuć na luz, nie bij go, w końcu to staruszek, mógłby być twoim dziadkiem..."
-Nie pojawicie się choćby na jednych tych zajęciach, a zostaniecie wyrzuceni ze szkoły.- nic nie odpowiedzieliśmy. Doskonale wiedzieliśmy, że bez liceum nie będzie potem normalnej pracy, a wyjazd do szkoły do innego miasta nie wchodził w grę. Gregory w umowie wyraźnie zaznaczył, że obchodzi go sprzedaż na terenie Bradford. "Czyli utknęliśmy. Cholera jasna!"- Możecie iść na lekcje.- poszliśmy do wyjścia z pokoju. Harry, który wychodził ostatni, głośno trzasnął drzwiami, huk rozniósł się po korytarzu.
-Ja pierdolę, nie mogli nas zawiesić?!- wrzasnął waląc ręką w parapet.- Już gorszego gówna nie wymyślili, żeby nam dowalić.
-Przecież, jak nas, cholera, wywalą, to Gregory nam wszystkim przypierdoli!- pieklił się Nialler.
-Dobra, dajcie spokój. Nic nie zrobimy. Najlepiej jak najszybciej odbębnić ten idiotyzm.
-Jak najszybciej?! Czy ty siebie słyszysz, Malik?! To przecież będzie do końca pieprzonego roku!- krzyknął Harry.
-A pierwszy raz cię ukarali?- zapytałem retorycznie. Nie odezwał się.- No właśnie, więc skończ. Wrzaski tu nie pomogą, jeszcze dołożą ci sprzątanie szkoły za zakłócanie ciszy przed lekcjami.- wywróciłem oczami. Podeszliśmy do naszych szafek. Zerknąłem na plan zajęć i aż jęknąłem na myśl o kolejnej lekcji. "Angielski z Hollinsem i upierdliwą Jen w ławce. A nie mógłbym tak przypadkiem spotkać tego Anioła z imprezy?" pomyślałem z rezygnacją, wyciągając z szafki zeszyt i lekturę. Popatrzyłem z odrazą na okładkę. "Wieczna miłość Tristana i Izoldy. Normalnie wielki bełt. Rzygam tęczą." Trzasnąłem drzwiczkami szafki i odwróciłem się do chłopaków gadających o nowej dostawie, ale ku mojemu zaskoczeniu (i wkurzeniu!) stanąłem oko w oko z panną Jennifer.
-Czego chcesz?- burknąłem. Uniosła brwi i lekko się uśmiechnęła. "Dlaczego jej uśmiech coś mi przypomina?"
-Jak na razie chcę się dostać do swojej szafki, panie Malik.- zmrużyłem oczy, uważnie przyglądając się dziewczynie. "Co jest...?"- Zayn, przepuścisz mnie? Zayn, rusz się, do jasnej ciasnej!- zniecierpliwiona odsunęła mnie od szafki i otworzyła swoją. Szybko wsadziła tam kurtkę, szalik i rękawiczki, głośno kichnęła, wydmuchała nos, wymieniła kilka książek i zaczęła coś majstrować przy telefonie.
-Cześć, Jen!- Niall przysunął się bliżej dziewczyny. Podniosła głowę i odwzajemniła blondynowi uśmiech. Znowu coś mi on przypominał.- Byłaś na imprezie w piątek?
-Tak, byłam. Scarlett mnie wyciągnęła.- skinęła głową.- Ale wyszłyśmy wcześniej, brat chciał, żebym była w domu przed pierwszą.- Nialler parsknął śmiechem. Zauważyłem, że Harry zacisnął mocno pięści, jakby chciał coś rozwalić.
-Troskliwy twój braciszek. A rodzice?- Jennifer przełknęła ślinę i przez chwilę nie odpowiadała. "Po coś się o to zapytał, głupku? Nie widzisz, że jej smutno!" wydarłem się w myślach na Horana. Nie. Nie wierzę, że to pomyślałem!
-Moi rodzice nie żyją, Niall.- odparła cicho spuszczając głowę. Hazz zmarszczył brwi i popatrzył na nią... ze współczuciem? Z czułością? "Co, do diabła?"
-O kurwa... Znaczy, sorry, nie wiedziałem...- Niall zaczerwienił się i po chwili wahania ostrożnie ją przytulił. Harry znowu się spiął. Zacisnął szczękę tak mocno, że wydawało się, że za chwilę jego zęby nie wytrzymają siły nacisku i wystrzelą na wszystkie strony. "To by był ciekawy widok..." omal nie roześmiałem się na głos na wyobrażenie fontanny zębów Stylesa.
-Nie szkodzi, rozumiem.- Jen odwzajemniła uścisk i po chwili się odsunęła.- Muszę lecieć na angielski. Hollins chyba nie w humorze po tym, co wywinęliście.- puściła do nas oczko.
-Zaraz mówiłaś, że nie zostałaś do końca.- powiedział zdezorientowany Niall.
-Mam dobrych informatorów.- zaśmiała się i odwróciła w moją stronę.- Zayn, idziesz?- Harry upuścił jakiś gruby podręcznik i zaklął na cały głos. Wzruszyłem ramionami.
-Nom, idę.- nagle Styles zatrzasnął mocno drzwiczki swojej szafki i popychając stojących mu na drodze uczniów rzucił się w stronę wyjścia ze szkoły. Popatrzyliśmy na siebie z Horanem.
-Nie mam pojęcia, co mu się stało.- wymamrotał niepewnie Nialler w odpowiedzi na moje nieme pytanie. "Coś mu nagle wypadło? Obraził się o coś? Co, kurwa...?"- Dobra, mam francuski. To istna zmora.- powiedział przedrzeźniając francuski akcent. Jen wybuchnęła śmiechem, nawet ja uśmiechnąłem się pod nosem. Horan pomachał nam i zniknął za zakrętem korytarza.
Jen w milczeniu ruszyła po schodach na górę. Chcąc, nie chcąc, poszedłem za nią. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać, mijając całą masę dziewczyn na korytarzu zastanawiałem się, która z nich to mój Anioł. "Ty się na bank zabujałeś! Myślisz tylko o niej!" Dlaczego to drugie "ja" jest takie wkurwiające? Dobra, laska mi się spodobała, ale to nie znaczy, że od razu się w niej zakochałem! Po prostu... chciałem z nią jeszcze pogadać. Wydawało mi się, że była jedyną osobą, która mogłaby mnie zrozumieć. A ten pocałunek... Delikatny, słodki, tak bardzo do niej pasujący. A jej usta... Jakby zrobione na miarę do moich. Nawet nie zauważyłem, jak dogoniłem Jennifer i maszerowałem obok niej korytarzem. W drzwiach do sali ustąpiłem jej miejsca i po chwili usiedliśmy koło siebie w ławce. Nagle dotarło do mnie, co przed chwilą zrobiłem. "Czy ja właśnie byłem dla niej miły?! Przepuściłem ją w drzwiach?!!!"




-Okej, to się zaczyna robić męczące.- Scarlett postawiła tacę na naszym stoliku w kafeterii. Podniosłam zmęczone oczy znad podręcznika matmy. Nie rozumiałam tych dziwacznych całek, czy jak to się tam nazywało, ni w ząb, z całych sił próbowałam przyswoić sobie choć słówko, chociaż jeden maleńki fragmencik przykładowego równania... Na próżno. "Jesteś tępa, Jen, zrozum to wreszcie!" przekonywałam samą siebie. Scarlett wzięła talerzyk z frytkami i podsunęła mi pod nos.- Wsuwaj. Marnie wyglądasz, a przecież za parę godzin trening. Jadłaś śniadanie?
-Taaa...- ziewnęłam, zasłaniając usta ręką.- Jeśli przypaloną przez Jima jajecznicę nazwiemy śniadaniem. Spieszył się na mszę i nie zdążył zrobić zakupów, zostały tylko jajka. A gdy się człowiek cieszy, to się diabeł spieszy. Znaczy, na odwrót!- poprawiłam się. "Matematyka przeżarła mi mózg..."- Człowiek się spieszy, a diabeł cieszy. Chyba. A co zaczyna się robić męczące?- przypomniałam sobie pierwsze słowa dziewczyny.
-A to, że minął już tydzień z hakiem od balu, a ja dalej nie mogę znaleźć swojego przystojniaka w wampirzym przebraniu.- westchnęła.- A jak z tobą? Poszukiwania diabełka zakończone?
-Nie szukam diabełka.- powiedziałam bez przekonania. Wiedziałam, że Scarlett i tak będzie się upierała przy swoim. "I masz rację..."
-Aha,  jasne! No, dawaj, kto to może być?- zaczęła się rozglądać po sali.- Może Andy z drużyny footballowej? Albo ten! Nie, raczej ten!- wskazała na jakiegoś chłopaka, którego w ogóle nie kojarzyłam. Szybko złapałam jej rękę i ją opuściłam, zanim zaczęłaby pokazywać na kolejnych ludzi. I tak już niektórzy się na nas oglądali.
-Przestań!- syknęłam.- Nie muszę go znaleźć. Poza tym, tamten koleś jest za niski.- dodałam, dokładnie przypatrując się chłopakowi.
-Musisz go odszukać!- jęknęła kładąc głowę bokiem na stoliku.- To sprawa życia i śmierci! Zaraz po poszukiwaniu mojego wampira.
-Hej!- do stolika przysiadła się Danielle.- O jakim wampirze mowa? Czytacie "Zmierzch" u Hollinsa?
-Daj spokój, ten facet jest taki zacofany, że nie wie, że istnieje coś takiego jak komputer. Zatrzymał się w średniowieczu i tak stoi.- prychnęła Scarlett.- Wampir to mój partner z imprezy. Zajebisty facet, znaczy taki się wydaje, bo miał maskę. Muszę go znaleźć, żeby sprawdzić, czy to, jak całował to prawda czy jakieś złudzenie.
-To urządź konkurs, jak w "Kopciuszku".- zaśmiała się Dani.- Całuj każdego, kto się zgłosi i znajdziesz tego, kto cię tak wspaniale pocałował.
-Ty, to jest myśl!- ożywiła się Scarlett. Walnęłam się z całej siły dłonią w czoło i aż jęknęłam, wyobrażając sobie kolejkę chętnych do lizania się z moją przyjaciółką. "Ja się też ustawię w kolejce... Ale do zresetowania mózgu. Albo tego, co z niego pozostało po tej matematyce." pomyślałam i kichnęłam. Wyciągnęłam chusteczkę, żeby wydmuchać nos.
-Ej, to jest genialne!- zamarłam w pół gestu i podniosłam wzrok znad chusteczki.- Masz katar?- wolno skinęłam głową. Faktycznie, od Wszystkich Świętych męczył mnie katar. Przeziębiłam się albo na imprezie, albo stercząc na cmentarzu przez bite trzy godziny.- No! To sprawdźmy, którego z facetów zaraziłaś katarem!- wytrzeszczyłam oczy w nadziei, że Scarlett żartuje, ale ona znów zaczęła się wiercić, lustrując wzrokiem każdy kąt kafejki. Danielle ryknęła śmiechem.- O, ten smarka! Ten też... I ten. I tamten. Cholera, Jen, ilu ty gości całowałaś?- Dan autentycznie popłakała się ze śmiechu. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i schowałam podręcznik do torby.
-Idę stąd.- oświadczyłam dobitnie i ruszyłam w kierunku wyjścia.
-Jenny! Zaczekaj!- odwróciłam się powoli i spojrzałam na próbującą się uspokoić Dani.- Jak chcesz znaleźć tego faceta, to pogadaj z El. Wiesz, że ona orientuje się we wszystkim odnośnie szkoły.- skinęłam głową i wyszłam ze stołówki, ale poszłam na poszukiwania panny Calder. "Muszę odetchnąć świeżym powietrzem..." pomyślałam. Stanęłam przed szafką i wyjęłam z niej kurtkę i szalik. Okręciłam mocno szyję, żeby znowu mnie nie owiało i wyszłam przed szkołę. Do chemii zostało mi jeszcze pół godziny. W sam raz, żeby w spokoju przemyśleć parę spraw. "Między innymi problem z tajemniczym Diabłem..." Nie będę ukrywać, oczarował mnie. Spodobał mi się. Byłoby faj...
-Cześć, Jen!- koło mnie stanął Liam.- Co słychać?
-A nic ciekawego.- podniosłam torbę i patrzyłam, jak chłopak nurkuje w swojej szafce i wyciąga z niej stos podręczników.
-Widziałaś gdzieś Danielle?
-Jest na stołówce i próbuje mi pomóc odgadnąć tożsamość Diabła na balu.- mruknęłam, wycierając nos.
-Diabła?- wymamrotał znad przeglądanych papierów.- W sensie przebrania?
-Tak.
-Chyba Zayn był tak przebrany.- odpowiedział nieuważnie, patrząc na zegarek.- Cholera jasna! Muszę lecieć!
Stałam zszokowana pod ścianą i patrzyłam za znikającym w tłumie uczniów chłopakiem. "Że. Niby. Co?! Zayn Malik był przebrany za Diabła?! Nie, nie, nie, nie, nie! Liam musiał się pomylić!" myślałam rozpaczliwie. Pobiegłam w stronę wyjścia ze szkoły. Jak tylko przeszłam przez próg, owionęło mnie chłodne powietrze. Przynajmniej trochę się uspokoiłam. To jest niemożliwe, totalnie porąbane, tamten facet był całkiem inny! Miły, z poczuciem humoru, nawet może... troskliwy. Zayn nie umie się tak zachowywać. To do niego nie pasuje. Przecież on by mnie od razu wykpił, zwymyślał... "Ale on nie wiedział, że to ja. Przecież też miałam maskę." uświadomiłam sobie nagle. Stanęłam przed rzędem wierzb płaczących. Prawie nie miały już liści, ale gałązki dalej stanowiły szczelną powłokę chroniącą malutki kącik pod murem. Przesunęłam się między nimi i nagle coś mi się przypomniało. "O cholera..."
-Przecież ja się z nim całowałam!- powiedziałam na głos, łapiąc się za głowę. Upuściłam torbę na ziemię i gwałtownie kichnęłam. Cztery razy.
-Z kim się całowałaś?- usłyszałam drwiący głos.- Z katarem?- poderwałam głowę. "Czemu on?!" jęknęłam w duchu, patrząc prosto w czujne brązowe oczy. "Dokładnie takie same jak w tamtej masce, pamiętasz?" podpowiedziała nieoceniona, niezawodna podświadomość.
-Z nikim.- odparłam szybko i niepewnie się uśmiechnęłam. Malik zaciągnął się papierosem i powoli wypuścił dym przez usta. "Te cudownie całujące, delikatne ust... Nie wierzę, że to pomyślałam!!!"
-Gdzieś ty się tak załatwiła? Smarkasz od tygodnia.- stwierdził sarkastycznie. "To nie mógł być on. On by się tak nie zachował... chyba. Zaraz, czy on mnie obserwuje od tygodnia?!"
-Interesuje cię to, jak się pochorowałam?- spytałam. Oparłam się o murek i poprawiłam sobie szalik.
-Masz rację, nie.- wzruszył ramionami i zgasił papierosa. Złapał za swój plecak.
-Nie wyganiasz mnie stąd?- zdziwiłam się. Dzisiaj, jak nigdy, Zayn nie kazał mi się wynosić z jego "oazy spokoju".
-Po co, skoro i tak stąd idę?- zapytał retorycznie. Odtrącił kilka gałązek wierzby, które pacnęły go po twarzy.
-Zayn?- zatrzymałam go na chwilę. Westchnął ciężko i odwrócił się z powrotem w moją stronę. "Zapytam go teraz. Muszę mieć pewność."- Za... za kogo byłeś przebrany? No wiesz, na tym balu?- uniósł brwi i uśmiechnął się złośliwie.
-Zgadnij. Według plotek, kogo ci najbardziej przypominam?- nie czekając na moją reakcję, przeszedł pod wierzbami i skręcił za róg szkoły. "Uraziłam go? Zaraz... Czy mnie to w ogóle obchodzi?" Wzięłam swoją torbę i wyjęłam chusteczki. "No właśnie w tym problem, że obchodzi. I to bardzo. Bo to chyba on. Chyba."
Ze zrezygnowaniem powlokłam się z powrotem do szkoły. Schowałam kurtkę i szalik do szafki i poczłapałam pod salę chemiczną. Zauważyłam siedzącego na podłodze koło drzwi Nialla. "A gdyby tak... dla pewności... spytać jego najlepszego przyjaciela?" Podeszłam do chłopaka i klapnęłam na podłogę obok.
-Cześć, Niall.- uśmiechnął się, ale nie podniósł głowy znad książki.- Czy ja dobrze widzę, czy nauka chemii cię wciągnęła?- zażartowałam. Horan westchnął i odchylił głowę do tyłu. Oparł się wygodniej o ścianę i przymknął oczy.
-Nie.- odpowiedział.- Po prostu mam popieprzony dzień.
-To znaczy?- wyjęłam z torby zeszyt. Wypadałoby coś powtórzyć przed lekcją, której się nie lubiło.
-To znaczy, że jest piątek, a zamiast pójść gdzieś z kumplami, będę musiał zapierdzielać do auli na karne zajęcia teatralne Hollinsa za to, co zrobiliśmy na balu. Oprócz tego, moja dziewczyna na tym samym balu mnie zdradziła. W sumie... To nawet nie jest tragedia, bo jest bardzo prawdopodobne, że byłem z nią tylko dla seksu, ale mimo wszystko... Była dla mnie ważna. No i ja też nie jestem bez winy, bo na tym samym balu całowałem się z tak zarąbistą laską, że aż szkoda gadać.- znowu westchnął i spojrzał na mnie.- Najgorsze jest to, że nie mogę wyrzucić tej dziewczyny z głowy. To musi być jakaś ostra sztuka, wyglądała zajebiście w tym czarnym obcisłym kostiumie i z tymi kocimi uszami... I chyba jest blondynką, bo spod maski wystawał jej jasny kosmyk włosów. A mówiłem ci, że lubię blond.
-To dlatego farbujesz włosy?- zaśmiałam się czochrając go po grzywce. Nagle coś mnie tknęło. "Chwila, moment... Czarny obcisły kostium? Kocie uszy? Jasny kosmyk pod maską? O ja nie mogę..."- Niall, za kogo była przebrana ta dziewczyna?- zapytałam szybko. Zmarszczył brwi.
-No, za Kobietę Kota, przecież mówię.- wstrzymałam oddech. "Nikt inny nie miał takiego przebrania! Scarlett, nie musisz organizować konkursu z całowaniem..." Muszę ją szybko znaleźć. Wstałam energicznie.
-Popilnujesz mi torby? Jakby przyszedł nauczyciel, to wnieś mi ją do sali, i tak razem siedzimy.- skinął głową. Popędziłam korytarzem w stronę stołówki. "Scarlett, bądź tam, gdzie cię zostawiłam!" błagałam ją telepatycznie. Chyba mi się udało, bo wpadłam na nią przed drzwiami kafeterii.
-Jen!- złapała równowagę po zderzeniu.- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.- powiedziała niepewnie.
-Scar... wiem... kto... jest... twoim wampirem...- wydyszałam, opierając ręce na kolanach.
-Naprawdę?- ucieszyła się dziewczyna.- Skąd wiesz? Ciacho? Rozmawiałaś z nim? Też się we mnie zakochał?- uniosłam dłoń, żeby przerwać jej słowotok.
-Po pierwsze. Też? Zakochałaś się?- Scarlett wzruszyła ramionami. Machnęłam ręką.- Mniejsza o to. Po drugie, ciacho, i to niezłe. Po trzecie, tak rozmawiałam z nim. Opisał dokładnie ciebie. Po... któreś tam, to jest...- wzięłam głęboki wdech.-... Niall Horan.
Scarlett najpierw się uśmiechała, słuchając mojego opisu jej wampira. Gdy wymieniłam imię Nialla, otworzyła szeroko usta ze zdumienia. Nagle zbladła.
-Chcesz powiedzieć, że tańczyłam, gadałam, żartowałam i CAŁOWAŁAM SIĘ z Horanem?! Jaja sobie robisz?!- wydawała się być załamana. Nie rozumiałam jej reakcji.
-Ale... Scarlett...- dziewczyna odsunęła się ode mnie, kręcąc głową.
-To jest niemożliwe, rozumiesz! Masz mu nie mówić, że to ja! To nie może być prawda!- krzyknęła rozpaczliwie i szybkim krokiem skierowała się do łazienki. Zmarszczyłam brwi, próbując sobie to poukładać. Reakcja mojej przyjaciółki była co najmniej dziwna. "Co się stało? Dlaczego prawie się rozpłakała? Między nimi musiało coś być... kiedyś." Wolnym krokiem zawróciłam do sali chemicznej. Stanęłam pod nią akurat, gdy zadzwonił dzwonek. Niall podniósł się z podłogi i podał mi moją torbę.
-Gdzieś ty uciekła?- zapytał, zarzucając plecak na ramię.
-Musiałam coś załatwić.- odpowiedziałam wymijająco. Przypomniałam sobie, o co miałam go zapytać.- Niall?
-Co tam?- szukał zawzięcie czegoś między kartkami podręcznika.
-Wiesz może, kto był przebrany za Diabła na imprezie?- spytałam niby obojętnie. Zerknął na mnie kątem oka.
-Zayn. Sam mu doradzałem. A co?- przypatrywał mi się podejrzliwie.
-Nic.- wzruszyłam ramionami. Próbowałam udawać niewzruszoną, ale w środku wszystko się we mnie kotłowało. "A jednak, a jednak..."- Mignął mi ktoś tak przebrany w tłumie. Ciekawy pomysł.
-Oryginalny.- zaśmiał się Niall. "Mnie jest nie bardzo do śmiechu..."- Chyba nie było nikogo tak przebranego. Mi się nie chciało nic takiego wymyślać. Wampirek starczył.- na horyzoncie pojawiła się facetka od chemii i po otwarciu drzwi przez nauczyciela weszliśmy do klasy. Miałam istny mętlik w głowie. "Jak to możliwe, że spędziłam miły, podkreślam MIŁY, wieczór z Zaynem Malikiem, tańczyłam z nim i na dodatek go pocałowałam? To po prostu jakaś paranoja."




-Witam piękne panie!- uśmiechnąłem się do Jess i Caitlyn, stojących pod szkołą i popalających papierosy.
-Cześć, Hazz.- Jessica wypuściła dym prosto na mnie.- Co chcesz?
-Ciebie, złotko.- objąłem ją ramieniem i sięgnąłem po jej papierosa. Odepchnęła mnie łokciem i wsadziła peta między zęby.
-Bez jaj.- wywróciła oczami.- Harry Styles jeszcze się nie znudził po ostrej jeździe w toalecie podczas balu? Zwykle jeden raz ci wystarczył, żeby olać jakąś laskę.
-Jakoś tak wyszło, że się nie znudziłaś.- wyjąłem paczkę papierosów z kieszeni i podpaliłem jednego. "Od razu lepiej..." Zaciągnąłem się dymem i wypuściłem go do góry.- Słyszałem, że Horan z tobą zerwał.
-Jakoś tak wyszło.- przedrzeźniała mnie.- Może to i lepiej. Mam już inne ciacho na oku.
-Kogo?- zaśmiałem się pod nosem. "Szybka jest."
-Taki Gabe, informatyk. Warto by go sprawdzić.- puściła mi oczko.
-A ty, Caitlyn? Co tak nic nie mówisz?- trąciłem dziewczynę łokciem. Posłała mi mordercze spojrzenie.- Wow, spokojnie. Nie zabijaj.- odsunąłem się od niej.- Ty z kolei cierpisz z powodu faceta, tak?
-Malik mi za to zapłaci.- warknęła.- Potraktował mnie jak totalnego śmiecia, jak zabawkę, którą można odstawić na półkę, jak się znudzi. Gnojek jebany.- syknęła i gwałtownym ruchem zgasiła papierosa.
-Chcesz się na nim zemścić?- skinęła głową, nie patrząc w moim kierunku.- A nie wolisz załatwić laski, która mu się spodobała?- rzuciła mi badawcze spojrzenie.
-Zayn się zabujał w jakiejś dziewczynie?- przytaknąłem dmuchając dymem w jej twarz. Niecierpliwym gestem odgoniła szarą chmurkę.
-Kim ona jest?
-Kimś, kogo w życiu nie uda mi się przelecieć. A szkoda.- westchnąłem z udanym żalem. Zgasiłem peta.- Pomożesz mi ich pogrążyć?- zapytałem poważnym tonem. Caitlyn wymieniła spojrzenia z Jessicą i skinęła głową z zadowoleniem.
-Kiedy?
-Za jakiś czas. Najpierw musimy się przygotować.- uśmiechnąłem się krzywo. "Aniołek i Diabełek staną się pośmiewiskiem całej szkoły. Zero życia w grupie. I o to właśnie chodzi."



______________________________________________
I mamy kolejny rozdział :) jesteście happy? ;D

Pisało mi się go strasznie opornie, jakoś słaba wena... Potrzebuję doładowania. M&M'sy orzechowe, strzeżcie się! xD następnego spodziewajcie się w kolejną niedzielę ^^

Dziękuję za komentarze i obserwacje :* zapraszam też na "Everything's gonna be all right...", gdzie 18 września ukaże się epilog... szkoda, łezka w oku się kręci ;(

Pozdrawia was zmęczona, ale zadowolona, że się wyrobiła...
Roxanne xD