-No, co ty nie powiesz, Sheridan.- Wywróciłem oczami, mijając go w bramie.
-Powodzenia, stary. Nawet cię lubiłem.
-Taaa, wzajemnie. Ale sorry, więcej cię nie odwiedzę.- Przybiliśmy sobie piątkę i wreszcie wyszedłem na rozpaloną słońcem ulicę.
Po tym, jak sam zgłosiłem się na policję, sprawy potoczyły się mega szybko. Jeszcze tego samego dnia trafiłem do aresztu śledczego, a potem przez kilka dni regularnie mnie przesłuchiwali. Mieli szczęście, że postanowiłem powiedzieć im absolutnie wszystko. Zaczynając od wypadku spowodowanego przeze mnie, przez handel narkotykami, aż po wsypanie Gregory'ego i jego "firmy". Podobno policja zrobiła nalot na jego siedzibę i zgarnęli dosłownie wszystkich. Oprócz góry pieniędzy, jaką zdołał zgromadzić przez ładnych parę lat, dobrali się też do mini plantacji marihuany, kontaktów ze światkiem przestępczym całej Anglii i sporej liczby przemytników. Ogólnie można powiedzieć, że dzięki mnie rozbito gang. "Możesz być z siebie dumny."
Sypanie szefa i tak nie zadziałało na moją korzyść. Znaleziono u mnie broń, którą dał mi Gregory, przesłuchali jego goryli, którzy zaraz nawymyślali o mnie niestworzone historie. A ja... jak ostatni kretyn przyznałem się do wszystkiego, co mi zarzucali. Oprócz jakichkolwiek morderstw. Na szczęście nie mieli na nie żadnych dowodów.
W połowie sierpnia odbył się proces. Zarzuty? Prowadzenie pojazdu po pijanemu, nieumyślne spowodowanie śmierci, nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku, nielegalne posiadanie broni, handel narkotykami, bójki, uszczerbek na zdrowiu kilku osób, paserstwo... Tak, odrobinkę się nazbierało. Wyrok? 4 lata, w zawieszeniu na 5.
Od razu po procesie umieszczono mnie w zakładzie karnym. A mówiąc krótko, wsadzili mnie do pierdla. Lepiej bym tego nie ujął. Pierwsze pół roku to było piekło. Cela z prawdziwym mordercą, przemytnikiem i chorym psychicznie gwałcicielem. Z nas czterech byłem najmłodszy, przez co przez dłuższy czas byłem ich popychadłem, kimś, na kim można się wyżyć. Taki worek treningowy. Do tej pory się zastanawiam, czemu tak właściwie im nigdy nie oddałem. A nie, jednak wiem. Nie chciałem, żeby mnie przymknęli na dłużej. Chciałem wyjść do ludzi, spotkać się z rodziną, z... Z Nią.
Dopiero po roku przenieśli mnie do innej celi, gdzie jedynym moim towarzyszem był gość oskarżony niesłusznie o napad na kilka sklepów jubilerskich. Miał facet pecha, znalazł się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze. Nawet się z nim zakolegowałem. Ale i tak najlepsze stosunki miałem ze strażnikami. Na przykład Michael Sheridan. Starszy ode mnie o pięć lat, świeżo po szkole wojskowej, ojciec rocznego Jake'a i mąż Georgii. Opowiadał mi często o swojej rodzinie i chyba mnie polubił. Ja jego zresztą też. Przynajmniej dostarczał regularnie papierosy i w razie co przekazywał jakieś wiadomości między mną a rodzinka i kumplami.
Mama przychodziła do mnie co tydzień. Jej pierwsza reakcja po tym, jak wyznałem jej prawdę... Była załamana. Płakała przez kilka godzin, cały czas pytała, czy jestem tego pewny, czy mówię prawdę. A może się pomyliłem? Ale gdy powiedziałem jej, że mam zamiar do wszystkiego się przyznać, przytuliła mnie. Byłem w szoku, gdy odparła, że cieszy się, że zachowałem jeszcze resztki godności. Podczas procesu stała za mną murem, załatwiła najlepszego adwokata i broniła mnie przed całym światem, który się uparł, żeby mnie dobić. "Najlepsza matka świata, na którą nie zasłużyłem..."
Niall i Harry nie dostali takiej kary jak ja. Harry'emu, ze względu na stan zdrowia, fizyczny i psychiczny, zamienili odsiadkę na pięćset godzin robót społecznych po ukończeniu rehabilitacji. Z tego, co mi mówił, to już się z tym uporał i obecnie walczy z biurokracją, zakładając warsztat samochodowy. Nialler odsiedział dziewięć miesięcy i wypuścili go za dobre sprawowanie. Farciarz. A miał wyrok na półtora roku.
Jennifer pojawiła się tylko na procesie. Blada jak ściana, ze łzami w oczach. Zeznawała jako świadek, w sprawie śmierci rodziców. Przeciwko mnie. Ale nie miałem jej tego za złe. Wiedziałem, że robi to, co uważa za słuszne i nawet jeśli mnie tym pogrążyła, to kochałem ją dalej tak samo mocno, jak w dniu naszego pożegnania. Natomiast Jim wpadł do mnie kilka razy. Powiedział, że Jenny ukończyła szkołę i teraz poszła na kurs związany z bibliotekoznawstwem. Z pomocą Nialla i Scarlett otworzyła w mieście własną księgarnię. "I według słów Jima ciągle na mnie czekała..."
Od Jima dowiedziałem się też, co z Louisem. Na odwyku był trzy lata z przerwami. Teraz sam zaczął pracować w tym ośrodku, żeby pomagać innym wychodzić z uzależnień. Podobno kiedy tylko mógł, poleciał do Chicago i błagał na kolanach El, żeby mu wybaczyła. I przy okazji skuł mordę jej przyjacielowi, którego pomylił z jej facetem. Za to Els obraziła się na niego jeszcze bardziej. Dopiero niedawno zaczęli znowu ze sobą rozmawiać. Na razie przez Skype'a. "Kwestia czasu."
Serio, nie spodziewałem się, że po wyjściu z więzienia będę tak dobrze o wszystkim poinformowany. Każdy na siłę chciał mnie uszczęśliwić informacjami. Jak to dobrze, że teraz mogę to wszystko zobaczyć, nie tylko o tym usłyszeć. Cztery lata to cholernie dużo czasu... I tak powinienem się cieszyć, że nie dowalili mi piątego roku, ot tak, w prezencie.
"Ale w sumie można powiedzieć, że wszyscy powoli stają na nogi, podnoszą się po tym makabrycznym 2015 roku..."
Szedłem z uśmiechem na twarzy w stronę centrum miasta. Normalnie miałem ochotę uściskać każdego przechodzącego człowieka. Nareszcie! Jestem wolny. W każdym tego słowa znaczeniu.
Minąłem zakręt prowadzący do mojego domu. Jasne, powinienem pójść zobaczyć się z mamą, siostrą, przyjaciółmi, którzy już mnie uprzedzili o powitalnej imprezce, ale najpierw musiałem zobaczyć kogoś innego. Od Niallera się dowiedziałem, że za jakieś dziesięć minut wyjdzie z pracy. Szybko trafiłem pod podany adres i stanąłem na wprost księgarni, po przeciwnej stronie ulicy.
Wyszła, wołając jeszcze coś do osoby stojącej w środku. Zamknęła drzwi, śmiejąc się z usłyszanej odpowiedzi. Wyglądała wspaniale. Długie włosy rozwiewał jej wiatr, czarna bokserka była wsunięta w długą zieloną spódnicę, którą chyba miała na sobie, kiedy pierwszy raz przyszła do naszej kryjówki. Poprawiła torebkę na ramieniu i rozejrzała się, chcąc przejść przez ulicę. I wtedy mnie zobaczyła. Zamarła w pół gestu. "Chyba myślała, że jej się przywidziałem." Uśmiechnąłem się bezwiednie. Odwzajemniła to jakby z niedowierzaniem i błyskawicznie przebiegła przez ulicę. "Dzięki Bogu, że nic nie jechało!"
Stanęła przede mną, niepewnie przygryzając wargę.
-Jesteś...- Powiedziała cicho.- Wróciłeś.
-Już więcej cię nie zostawię.- Pokręciła głową ze łzami w oczach i rzuciła mi się w ramiona. Przytuliłem ją mocno, chowając twarz w jej włosach. Nareszcie. Nareszcie trzymam mój skarb. Nie mam zamiaru go więcej wypuszczać z rąk.
Uniosłem ja lekko w górę i okręciłem wokół własnej osi. Zaczęła się głośno śmiać, mocniej obejmując mnie za szyję. Postawiłem ją znowu na ziemi i odgarnąłem jej z czoła włosy, które opadły jej na twarz.
-Wybaczyłaś mi?- Zapytałem. Na chwilę spoważniała.
-Zrobiłam to już cztery lata temu. Wtedy na sali sądowej, kiedy do wszystkiego się przyznałeś i powiedziałeś, że szczerze żałujesz. Widziałam w twoich oczach, że mówisz prawdę. I już wtedy wiedziałam, że nie mogę ci nie wybaczyć. Bo to, że cię kocham jest mocniejsze niż jakakolwiek nienawiść.
Her light is as loud as many ambulances as it takes to save a savior...
Would he say, he's in L-O-V-E? Well, if it was me, then I would...
We don't wanna be like them, we can make it till the end, nothing can come between you and I...
I don't care what people say when we're together...
Let me be the one to light a fire inside your eyes...
You know I'll be your life, your voice, your reason to be...
Cause this love is only getting stronger...
Baby, you light up my world like nobody else...
Maybe we're fireproof...
Cause you make me strong...
~~THE END~~
______________________________________________________
Oto przed Wami zakończenie bloga! Czas na tradycyjne małe podsumowanie:
"Would you know my name? I know I don't belong here in HEAVEN..."
STATYSTYKI
Blog prowadzony od dnia 10 lipca 2014 roku do dnia 7 kwietnia 2015 roku, przez 9 miesięcy (269 dni).
Łączna liczba wyświetleń: 34 685
Łączna liczba komentarzy: 739
Liczba obserwatorów: 32
Ilość postów: 30
w tym:
prolog, 24 rozdziały, epilog,
2 posty ogłoszeniowe,
2 posty związane z nagrodami.
Ilość zakładek/stron na blogu: 5
Najczęściej otwierane posty:
CHAPTER 16: Baby, look...
CHAPTER 15: Never felt like this...
CHAPTER 13: One way or another...
Najczęściej otwierane strony:
SPIS TREŚCI
KONTAKT
BOHATEROWIE
Odbiorcy:
Polska- 31 998 wyświetleń
Stany Zjednoczone- 623 wyświetlenia
Francja- 491 wyświetleń
Niemcy- 305 wyświetlenia
Holandia- 298 wyświetleń
Bangladesz- 150 wyświetleń
Kenia- 137 wyświetleń
Indie- 83 wyświetlenia
Rosja- 58 wyświetleń
Wielka Brytania- 19 wyświetleń
a także:
Turcja
Ukraina
Hiszpania
Belgia
Włochy
Grecja
Słowacja
Czechy
Węgry
Norwegia
Szwecja
Irlandia
Algieria
Wenezuela
Argentyna
Bułgaria
Rumunia
Austria
Nagrody:
5 nagród Liebster Blogger Award przyznawanych przez innych blogerów
Blog został zaprezentowany w trzech spisach:
Spis Opowiadań o One Direction
Spis Blogów 1D
Blogobranie
Wykonanie szablonu:
Daisy Angel
Wykonanie zwiastunu:
Roxanne xD
Podsumowanie za nami. Zakończyłam kolejnego bloga!
Nigdy bym nie przypuszczała, że napiszę w całości choć jedno opowiadanie, a tu proszę: kończyłam "Everything's...", zabieram się za jego drugą część, czyli "Nothing's...", ukończyłam teraz "Would...", a w przygotowaniu mam "Dance...". Jestem w szoku, że jakimś dziwacznym zbiegiem okoliczności udało mi się to pogodzić z uczelnią, kolokwiami i innymi obowiązkami, na dodatek pozaliczałam jak na razie wszystkie kartkówki, egzaminy i nic nie musiałam poprawiać... Wow, wielkie wow, biorąc pod uwagę mój tryb uczenia się xD
Wiem jednak, że nic nie osiągnęłabym bez Waszego wsparcia. Dziękuję za ten niesamowity support, za pomoc duchową w trudnych chwilach, za cierpliwość, gdy nie dodawałam długo rozdziałów, za nie poganianie mnie, za wywoływanie mojego uśmiechu, nawet kiedy miałam ochotę się rozryczeć, za wszystkie komentarze, obserwowanie moich kont, za polecanie mojej pisaniny innym... Bez Was nie byłabym tu, gdzie jestem i za to MASSIVE, MASSIVE THANK YOU!!! <3 <3 <3
Na koniec mam małą prośbę: byłoby mi miło, gdyby każdy, kto czytał tego bloga, napisał komentarz. Wystarczy buźka, sam znak, świadczący o Waszej obecności :)
Jeszcze dodam, że będę tu pewnie zamieszczała posty informacyjne o kolejnych blogach, więc czekajcie na zwiastuny i krótkie wprowadzenia :P
Jeszcze raz dziękuję Wam bardzo za wszystko!!!
Do zobaczenia na "Nothing's..." i w niedalekiej przyszłości na "Dance..." ^^
Buziaki ;***
Roxanne xD