-Przepraszam! Przepraszam.- natychmiast podniosłam się na nogi miażdżąc przy okazji brzuch leżącego na ziemi Zayna. "Czemu musiałam wpaść akurat na niego?"
-Chryste, Jennifer, nie umiesz chodzić jak człowiek?!- podniósł się i zaczął otrzepywać bluzę.
-Powiedziałam, że przepraszam.- założyłam ręce na piersi i spuściłam głowę.
-Super, to na bank pomoże zgniecionej wątrobie.- prychnął wbijając ręce do kieszeni. "Jezu, czemu się rzucasz? Przeprosiłam przecież! Nic więcej raczej nie zrobię."
-Wiesz co? Z tobą chyba nie da się normalnie porozmawiać.- podniosłam głowę patrząc mu wyzywająco w oczy.
-Brawo! Nareszcie załapałaś!- zaczął teatralnie klaskać w ręce. Wywróciłam oczami i wróciłam na swoją ławkę. Otworzyłam książkę tam, gdzie skończyłam, ale nawet ujmująca osobowość pana Rochestera nie mogła mnie zmusić, żebym się skupiła. Cały czas uciekałam wzrokiem w kierunku tego wkurzającego mnie chłopaka. Zayn zapalił papierosa i obojętnie patrzył się na Macy i towarzyszącą jej dziewczynkę. Powędrowałam za jego wzrokiem i dopiero teraz dostrzegłam uderzające podobieństwo. "To musi być jego siostra!"
Macy i siostra Malika bawiły się właśnie przy drabinkach. Wspinały się na samą górę i zeskakiwały z wysokich szczebli. Za każdym razem, gdy właziły wyżej, serce podchodziło mi do gardła w obawie, że Macy coś się stanie, a to ja jestem za nią odpowiedzialna. Zerknęłam niespokojnie na zegarek, ale miałyśmy do wyznaczonej nam godziny policyjnej jeszcze masę czasu. Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Podniosłam wzrok i napotkałam brązowe spojrzenie Zayna. Nawet się nie speszył tym, że go przyłapałam na obserwowaniu mnie. Mierzyliśmy się wzrokiem i żadne nie chciało odpuścić. "Istna walka z czlowiekiem-zagadką..." Zmarszczyłam brwi i już miałam coś powiedzieć, gdy rozległ się krzyk Macy. "Wykrakałam..." Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do płaczącej dziewczynki.
-Macy, co się stało, skarbie?- Macy chlipiąc wskazała na lewą nogę. Spodnie były lekko zakrwawione. Ostrożnie podwinęłam nogawkę i zobaczyłam sporą rozszarpaną ranę.- Musimy jechać do szpitala, żeby ci to zszyli.
-Ale Macy nic nie będzie?- zapytała niespokojnie siostra Zayna, która cały czas przy nas stała. Nawet nie zauważyłam jej obecności.
-Nie, na pewno wszystko będzie dobrze.- powiedziałam, żeby nie siać paniki. Tak naprawdę, to cały czas modliłam się, żeby nie wdało się jakieś zakażenie.- Musimy tylko zamówić taksówkę, żeby nas zawiozła na izbę przyjęć.- sięgałam już do kieszeni po telefon, gdy dziewczynka mi przerwała.
-Zayn może nas zawieźć. Zayn! Proooszę...- zrobiła do brata słodkie oczka.
-Safaa, nie kombinuj.- odpowiedział ostro.
-Przydałoby się zrobić opatrunek uciskowy. Ma ktoś z was jakąś chustkę albo szalik?- rozejrzałam się. Pan Malik westchnął, ale po chwili wręczył nam czarną bandanę.- Dzięki, potem ci oddam.- zawiązałam chustkę powyżej rozcięcia, wzięłam swoją torbę i pomogłam Macy wstać. Dziewczynka ciągle płakała, ale jakoś udało jej się ostrożnie stanąć.
-Zaaaayn... Proszę cię, pomóżmy im!- Safaa szarpała brata za rękaw bluzy.
-Safaa, one sobie na pewno poradzą...
-Zayn!- tupnęła nogą.- Bo powiem mamie!- zrobiła proszącą minkę. Chłopak westchnął ciężko i z wielką łaską odwrócił się w naszą stronę.
-Zaczekajcie tu, pójdę po samochód.- przeszedł przez furtkę i zniknął za zakrętem uliczki.
-Widzicie?- jego siostrzyczka puściła do nas oczko.- Zawsze się uda go uprosić.- usiadłyśmy na ławce, żeby Macy nie musiała nadwyrężać nogi.- Bardzo cię boli?- zapytała z troską mojej małej przyjaciółki. Macy pokręciła przecząco głową i wytarła mokre policzki. "Chyba chciała udawać bohaterkę przed starszą koleżanką." pomyślałam przysłuchując się Safie opowiadającej o swoich przygodach w szpitalu. Złamana noga, wybity nadgarstek... Za każdym razem przekonywała Macy, że to, co jej się stało, to naprawdę nic.
Przed furtką placu zabaw zaparkował czarny samochód i zatrąbił kilka razy. Pomogłam Macy wsiąść na tył, zaraz obok niej ulokowała się Safaa. "Czyli zostało mi siedzenie na przodzie obok pana Malika..." westchnęłam i usiadłam na fotelu pasażera. Zayn nic nie mówiąc ruszył przed siebie. Jechał szybko, na granicy przepisów. Miałam ochotę mu coś na ten temat powiedzieć, ale mimo wszystko nam pomagał... Chyba mogłam parę spraw przemilczeć, żeby nie wywoływać kłótni. Poza tym miałam coś innego na głowie. "Co powie Rebeka? Obiecałam się opiekować Macy!" panikowałam w duchu i nawet nie zauważyłam, kiedy samochód zatrzymał się przed szpitalem.
-Jesteśmy.- mruknął Zayn.
-Zayn, chodź!- Safaa już wysiadła z auta.- Nie będziemy siedzieć w samochodzie, a trzeba będzie je odwieźć!
-Safaa...
-No chodź!!!- siostrunia wyciągnęła go za rękę z samochodu. Mimowolnie uśmiechałam się widząc, że ta mała dziewczynka potrafi zrobić ze swoim starszym bratem dosłownie wszystko, a on nie umie jej niczego odmówić.
-Jeśli nie chcesz, to nie musisz nam pomagać. Jakoś się dostaniemy do domu...- nie zdążyłam dokończyć, bo mi przerwał.
-Jen, idź już i nie gadaj tyle.- i niespodziewanie wziął Macy na ręce i zaniósł ją w kierunku wejścia. Wmurowało mnie na sekundę, ale zaraz podreptałam pospiesznie za nimi. Za chwilę siedzieliśmy na izbie przyjęć, do której zostaliśmy skierowani przez śliniącą się na widok pana Malika recepcjonistkę. "O rany... Kolejna ustrzelona przez Amora..." Z gabinetu wyszedł starszy lekarz.
-Witam, co my tu mamy?- uśmiechnął się szeroko na nasz widok.- Coś się stało państwa córeczce?- zakrztusiłam się powietrzem. "Naszej córeczce?! Aż tak staro wyglądamy?! To jest... Co ja gadam... W sensie mojej i Zayna? W sensie że my... Że jak para?!!!"
-Emmm, to nie nasza córka... To moja... siostra!- wypaliłam.
-Aaa... To przepraszam. Tak po prostu to wyglądało...- plątał się w wyjaśnieniach.- Nieważne. Co się stało?
-Macy skaleczyła się w nogę.- lekarz klęknął przy dziewczynce siedzącej na kolanach Zayna i ostrożnie dotknął rany. Macy syknęła, w jej oczach znowu pojawiły się łzy.
-Dobrze, kochanie. Zaraz zrobimy opatrunek, rana nie jest głęboka, tylko strasznie wygląda, ale jakiś szew się przyda... Niech pan ją wniesie do gabinetu. Macy, wytrzymasz bez swojej siostry?- dziewczynka niepewnie kiwnęła głową. Malik zaniósł Macy i zaraz wrócił na korytarz. Nie wiedziałam, czy coś do niego zagadać po tym, co wymyślił ten lekarz. Szczerze, to średnio wyobrażam sobie siebie i Zayna jako parę. To raczej niemożliwe. "W życiu nic nie jest niemożliwe..." przypomniałam sobie słowa mojego taty.
-Macy to twoja siostra?- Safaa usiadła koło mnie na krześle z szerokim uśmiechem. "Ciekawe, czy z uśmiechu też jest podobna do Zayna? Ciężko stwierdzić, przecież on się nie uśmiecha."
-Nie, tak tylko powiedziałam. To bardziej moja przyjaciółka.- wyjaśniłam nie zagłębiając się w szczegóły. Malik odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. "No tak, to bardzo męczące przebywać w moim towarzystwie..."
-Często przychodzicie na plac zabaw? Bo mnie Zayn często tam zabiera. Nie mogę chodzić sama, bo mama mówi, że jestem jeszcze za mała, a trzeba przechodzić przez ulicę, ale jak tylko poproszę Zayna, to ze mną idzie. Jest najlepszym bratem na świecie.- wtuliła się w ramię swojego brata.
-Nie podlizuj się, Safaa.- mruknął nie otwierając oczu.
-Nie podlizuję się! To szczera prawda!- oburzyła się dziewczynka.- Przecież chodzisz ze mną na plac zabaw i do wesołego miasteczka i do sklepu z zabawkami i na lody i...
-Czyli po prostu wszędzie cię zabiera.- uśmiechnęłam się.- Mój starszy brat też taki był.- Zayn otworzył jedno oko i łypnął na mnie.
-To teraz nie jest?- zapytała Safaa.
-Wiesz, chyba jestem już za duża na to, żeby zabierał mnie na plac zabaw czy do wesołego miasteczka. Nie ma za dużo czasu, musi pracować.
-A gdzie pracuje?
-W kościele. Jest księdzem. Taki jakby pastor.- wytłumaczyłam jej.- I do tego prowadzi jeszcze szkółkę bokserską i zapaśniczą dla dzieci. Chłopaki często przychodzą, żeby zagrać z nim w kosza albo w nogę u nas na podwórku.
-Macie kosza? Mogę kiedyś do was przyjść?- zaczęła prosić panna Malik.
-Jeśli rodzice ci pozwolą, to pewnie, że tak.
-Poproszę Zayna, to mnie przyprowadzi!- "Taaa, jasne. Już to widzę." Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo z gabinetu wyszedł lekarz i za nim wykuśtykała Macy.
-Dostałam naklejki! Jestem dzielnym pacjentem!- pokazała kilka kolorowych naklejek.
-Tak, to była naprawdę dzielna pacjentka. Założyłem cztery szwy. Opatrunek trzeba będzie rano zmienić, ale nic nie powinno się dziać. W razie problemów proszę się zgłosić.
-Dobrze, dziękuję bardzo, panie doktorze.- wzięłam Macy za rękę i powoli wyszliśmy ze szpitala.
-To teraz do twojego domu?- spytał Zayn. Pokręciłam głową zapinając pas. Podałam chłopakowi adres. Spojrzał na mnie dziwnie, ale włączył silnik i ruszył w danym kierunku.
-Safaa, zostawię cię w domu, bo muszę potem załatwić pewną sprawę, okej?- dziewczynka pokiwała głową nie przerywając rozmowy, jaką prowadziła z Macy. Malik zjechał na podjazd jakiegoś ładnego domu i kazał siostrze wysiąść.
-To ja cię kiedyś odwiedzę, dobrze?- wsadziła jeszcze głowę przez moje okno. Uśmiechnęłam się do niej.
-Jasne, już nie mogę się doczekać.
-Jasne, już się nie mogę doczekać.- moja siostra wreszcie uczyniła nam ten zaszczyt i się ulotniła. Wkurzało mnie jej zachowanie, ale mimo wszystko nie potrafiłem jej się przeciwstawić. Można chyba powiedzieć, że była dla mnie najważniejsza na całym świecie... Ale za to Jennifer mnie na serio zirytowała. Znaczy, to trochę przez Safę, ale żeby od razu zapraszać ją do siebie? Zaraz będę musiał tam poleźć, bo przy małej nie znam słowa "nie" i będę musiał znosić obecność Jen. "Serio to aż tak ci będzie przeszkadzało? Nie wydaje mi się..."
-Zayn, przegapiłeś zjazd.- Jen trąciła mnie lekko w ramię. Cholera, zamyśliłem się. "I do tego jeszcze myślałem o niej..." Szlag by trafił tego doktorka. Ja i ona? "Że niby razem? Że jako para? Dobry dowcip." Zachował się, jakby każde dziecko, które siedzi komuś na kolanach to od razu jego dziecko... czy jakoś tak. "Totalny kretyn." skręciłem pod podany adres. Czyli jednak miałem rację... "To dom dziecka..."
-Macy, chodź. Dzięki za podwózkę, Zayn. Nie musiałeś.- zwróciła się w moją stronę Jenny.
-Mogę cię odwieźć do domu i tak mam po drodze.- wymamrotałem pod nosem. Jen spojrzała na mnie zaskoczona, ale za chwilę się delikatnie uśmiechnęła. "Taa, pewnie teraz myśli, że udało jej się mnie nawrócić. Ma śliczny uśmiech... Zamknij się, Zayn, albo będziesz musiał samemu sobie przywalić!" Wysiadła z samochodu i razem z dziewczynką weszła do budynku. Po jakichś dziesięciu minutach przeklinania samego siebie za zaoferowanie jej podwózki otworzyły się drzwi i wyszła przez nie Jennifer z jakąś kobietą. "Pewnie opiekunka..." Przez chwilę rozmawiały i w końcu dziewczyna ruszyła w stronę mojego auta. Wsiadła bez słowa i zapięła pas. Ruszyłem ostro zawracając.
-Nie musiałeś na mnie czekać.- powiedziała nie patrząc na mnie. Wzruszyłem ramionami.
-Mam po drodze. To żadna przysługa. Nie licz na coś więcej.
-Taaa... Ty się nigdy nie zmienisz, co?- zerknęła na mnie.- Ale nie łudź się, Zayn. Widać gołym okiem, że coś jest z tobą nie tak.- zacisnąłem mocno szczękę. "Ale nie łudź się, Jennifer. Nic ci nie powiem. Nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy."
-Gówno cię to obchodzi. Nie mam ochoty słuchać, co sobie myślisz. Już ci kiedyś, kurwa, mówiłem, żebyś się nie wtrącała!- warknąłem. Jen sapnęła pod nosem.
-Skoro tak, to się zatrzymaj.
-Co?
-Nie będę jechała z tobą samochodem. Super, dzięki, że nam pomogłeś, a właściwie, że pomogłeś Macy, ale chyba już ci się wyczerpała dawka dobroci na dziś, prawda? Więc się zatrzymaj.- odpięła pas. Zjechałem na pobocze.
-A proszę bardzo!- Jen wysiadła i ruszyła energicznym krokiem przed siebie. "Co za dziewczyna! Boże, czemu ona wiecznie musi mnie irytować?!" Ruszyłem przed siebie z piskiem opon mijając maszerującą dziewczynę i skręciłem mocno w lewo cudem unikając zderzenia z ciężarówką. Przez chwilę jechałem leśną drogą, aż wreszcie zatrzymałem się przed starymi magazynami, w których spotykaliśmy się całą grupą.
-Zayn! Co tak długo, stary?- Hazz wyszedł przed magazyn, żeby otworzyć mi bramę. Wjechałem samochodem do garażu na swoje zwykłe miejsce.
-Coś mnie zatrzymało.- odpowiedziałem wymijająco. Taa, na pewno powiem, że bawiłem się w pomagiera kościelnego.
-Dobra, nieważne.- Niall nie dał Harry'emu zadać kolejnego pytania. "I bardzo dobrze!" Horan wyciągnął na stół spore płaskie pudełko i otworzył je. Na stół wysypało się kilka torebek wypełnionych tym świństwem, za które ludzie dają kupę kasy i czasem życie. "Żałosne, żeby cały los powierzać kupce proszku... Żałosne, ale opłacalne. Dla nas."
Żaden z nas nie ćpał. Tylko Niall miał kiedyś epizod z ecstasy i heroiną, ale udało mu się z tego wykaraskać. Teraz chodzi przeszczęśliwy, że się wyleczył i próbuje zarazić tym szczęściem wszystkich wokół. "Dobry żart, Horan. Wyleczyłeś się, a zamiast tego odpalasz działki innym. Dojrzałe, nie powiem..." Kłopot w tym, że wszyscy trzej byliśmy w to wplątani i nie dało się z interesu wyjść. Niall zalegał z długami za dragi i zostało mu jeszcze do odpracowania około jednej czwartej forsy. Harry chciał zacząć zarabiać i podpisał umowę z Gregory'm, naszym szefem, na trzy lata. Czyli zostało mu jeszcze jakieś półtora roku. Styles był jednak tak zmanierowany, że podobało mu się to, co robił. I wreszcie ja... Ja przyczepiłem się do Harry'ego jako tzw. "wolny strzelec", to znaczy pomagałem mu w sprzedaży, bez zysków. Gdy wpadłem w tarapaty pod koniec czerwca, poleciałem do Gregory'ego po pomoc. I teraz musiałem to odpracować. "Chore... Ale konieczne."
-Dobra, chłopaki.- zatarł ręce Hazz.- Rozdzielamy to i lecimy do klubu. Dzisiaj "Salsa". Klienci czekają na towar.
-Jen, nareszcie jesteś!- gdy tylko przekroczyłam próg sali od fizyki, dopadła mnie Scarlett.- Czekałam na ciebie.
-Stało się coś?- poprawiłam na ramieniu torbę. Od pamiętnej podwózki do domu minął tydzień z hakiem. Rebeka nie była bardzo zła, bo akurat na moje szczęście mieli awarię prądu. Dzwoniłam do niej wczoraj i mówiła, że rana Macy się zagoiła i wszystko jest już w porządku. Natomiast Zayn znowu mnie ignorował, a mnie to coraz bardziej drażniło. "Czyżby ci się spodobał?" Nie! Wcale nie. Może... Nie wiem! "Wiem, że... nic, kurde, nie wiem." Na dodatek oblałam klasówkę z fizyki i gość musiał mnie zatrzymać po lekcji, żeby pogadać o błędach, które zrobiłam. No, ale co ja zrobię, nic mi z tej fizy nie wchodzi do głowy.
-No, stało! Mam całkowicie sprawną nogę.- i żeby to udowodnić, Scarlett zaczęła skakać na jednej nodze.- A już się bałam, że do balu nie da rady. Będę mogła włożyć moje cudowne szpilki!- pisnęła i pociągnęła mnie za rękę w stronę kafeterii.
Od tygodnia cała szkoła żyła balem. Planowano przebrania, szukano idealnych butów, masek, chłopaki załatwiali alkohol, którym mogliby doprawić poncz, dekorowano salę gimnastyczną, przez co wszystkie w-fy odbywały się na siłowni. Całe szczęście, że po tym całym balu nareszcie zaczną się treningi kosza. "Już się nie mogę doczekać..."
-Louis, hej! A co ty taki zmarnowany?- zagadnęłam chłopaka siadając przy stoliku i odpakowując kanapkę, którą wzięłam z bufetu. Lou siedział z wzrokiem wbitym w stół. Podniósł na nas nieprzytomny wzrok.
-Nie zaliczę semestru z histy.- powiedział ponuro i walnął kilka razy głową o blat.- Kurwa, dlaczego te cholerne daty nie chcą mi wejść do tego głupiego łba?!
-Ej, Tomlinson, bez nerwów.- Scarlett podwinęła nogę pod tyłek i upiła łyk wody.- Ja zawalę prawdopodobnie polski i tylko siedzące tu dziewczę może mnie ocalić.- posłała mi znaczące spojrzenie. "Że niby ja?"
-Scarlett, skarbie, może gdybyś uważała na lekcji zamiast spać, to złapałabyś choć jedną dobrą ocenę za pracę na lekcji.- zasugerowałam. Dziewczyna wzruszyła ramionami.- A ty, Louis, nie dramatyzuj. Do końca semestru jeszcze dwa miesiące. Dasz radę, a jakby co, to my ci pomożemy.- poklepałam chłopaka po ramieniu.- Tak nawiasem, znacie kogoś, kto umie fizykę i matmę? Chemii jakoś się wyuczę, gegra też nie jest tragedią, ale te wszystkie cyferki tak mi się plączą, że znowu miałam piękne, duże "F" na klasówce.- popatrzyli na siebie i pokręcili głowami.
-Może Liam... Ale on leci na trójach, tak jak ja. Poza tym, dzisiaj go nie ma, więc się nie spytasz.- odparł Louis. Westchnęłam.
-Pięknie. Czyli muszę szukać dalej. Na serio nie znacie jakiegoś geniusza matematycznego?- zapytałam głośno. Przy sąsiednim stoliku Zayn chyba zwrócił uwagę na moje słowa, bo uważnie zlustrował mnie wzrokiem. Zaraz jednak powrócił do rozmowy z towarzyszącą mu dziewczyną. "Tak, wiem, nie radzę sobie ze ścisłymi. To też ci we mnie przeszkadza?" Wywróciłam z irytacją oczami i ugryzłam kęs kanapki.
-Siema, ludzie!- do stolika podeszły Danielle i Eleanor.- Już pojutrze impreza! Cieszycie się?
-No jasne!- Scarlett zaraz dołączyła do rozmowy o kieckach, kombinezonach, maskach itp. itd. Nawet tego nie słuchałam. Otworzyłam książkę i próbowałam skupić się na historii nieszczęsnego Tristana i Izoldy. Profesor Hollins zadał nam to na dzisiaj. Znając życie, zorganizuje pracę w grupach i pan Malik znów nie będzie współpracował. "Cała robota na mnie..."
-Ej, Jen! Zawiesiłaś się? Jak cię zresetować?- zachichotała Dan.
-Mówiłyście coś?- ocknęłam się.
-W co się ubierzesz na bal?- i znów te kłopotliwe pytania.
-Nie idę na bal.- wytrzeszczyli oczy. Nawet Louis, który do tej pory pochłaniał jakąś książkę przygodową trzymając na kolanach Els.
-Że niby co?!- krzyknęli jednocześnie, a niemal wszyscy na stołówce spojrzeli na nasz stolik. Zwłaszcza zainteresowani byli nasi "koledzy" przy sąsiednim stole. Połykający się nawzajem Niall i ruda, przyssana do Zayna brunetka i Harry piszący do kogoś smsa.
-Noo, tak. Nie idę. Nie mam ochoty, a poza tym nie mam z kim.- na szczęście ludzie na sali wrócili do swoich zajęć.
-Ale nie musisz mieć partnera! Tutaj ludzie przychodzą bez par, żeby znaleźć kogoś do tańca na sali. Oto chodzi z tymi przebraniami!- przekonywała mnie El.- I nie musisz mieć nie wiadomo jakiego przebrania. O, te laski...- wskazała na wiadomy stolik.-... znając życie, ubiorą się zdzirowato, czyli tak jak zwykle. Będą pewnie króliczkami Playboya, jak co roku.- zakrztusiłam się kanapką.
-Sorry, jeśli wszyscy będą tak ubrani, to na serio tu nie pasuję.
-Ale daj spokój.- prychnęła Scarlett.- Ja w tamtym roku byłam panterą.
obcisła kiecka, ogon, wąsy na twarzy i już.
-Ja się przebrałam za cygankę.- zaśmiała się Danielle.- W tym roku będę Pocahontas albo Beyonce.
-Ej, ja chciałam Pocahontas!- El żartobliwie pacnęła Dani po głowie.- Nie, żartuję. W zeszłym roku przebrałam się za motyla, bo znalazłam ekstra bluzkę z rozszerzanymi lejącymi się rękawami. A teraz będę Lady Gagą. Mam już jeden z tych jej odjechanych kostiumów. To znaczy nie oryginał, tylko podobny, ale wiecie.
-Nom. Ja zamierzam być jednym z aniołków Charliego. Mam zarąbisty kombinezon. Do tego moje kochane czarne szpilki i będę najseksowniejszą laską na imprezie.- dodała Scarlett.
-Nie mów, Lou, że ty też się przebrałeś za zwierzę, księżniczkę albo superbohatera.- położyłam bokiem głowę na otwartej książce i popatrzyłam na chłopaka. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Nie martw się. W zeszłym roku byłem chory i nie poszedłem na bal. Ale w tym roku zrobię furorę jako król rock'n'rolla!- wyszczerzył się. "O rany..."
-Będziesz Presleyem?
-Aha. Ściągam od Liama, on ostatnio robił za Lennona. Ale w tym roku stwierdził, że będzie Batmanem albo zrobi się na kogoś w stylu "Men In Black".- klasa sama w sobie. Super. Ja nie idę.
-Bawcie się dobrze.- zamknęłam książkę i wsadziłam ją do torby.
-Jen, ty musisz iść! To epickie wydarzenie!- Dan zerwała się z krzesła, gdy chciałam odejść od stolika.- Nie musisz mieć zarąbistego przebrania, wybierz coś, co cię charakteryzuje. Chodzi o świetną zabawę!
-Ludzie... Nie pójdę. Mam żałobę.- wyjaśniłam.
-Wcale tego nie widać.- zauważył Lou. Spojrzałam na siebie. "Czarna koszulka, koralowa kurtka i brązowe spodnie... No, może faktycznie tego nie widać..."
-Powiedzmy, że nie obchodzę tego przez ciuchy. Idę, zaraz mam angielski. Z Hollinsem.- zaznaczyłam i zaraz dodałam w myślach: "I z cholernym panem Malikiem."
Szłam energicznie chodnikiem. "Jeśli się nie mylę, to dom Jen będzie koło kościoła... Jest!" Szybko skręciłam do poszukiwanego miejsca. Musiałam pogadać z bratem Jen. Niech on ją zmusi do pójścia na imprezę. Przecież nie ma bata, żeby to opuściła. Ja nie mam faceta i idę, niech nie stosuje wymówki z brakiem towarzystwa. Wczoraj Jen nie chciała w ogóle o tym gadać, a dziś jest już sobota, czytaj impreza. Może i dziewiąta rano to wcześnie, ale trzeba się przyszykować. Dlatego taszczyłam ze sobą swój kostium oraz przebranie dla Jenny. "I wcisnę ją w to, choćby z użyciem siły!"
Zadzwoniłam do drzwi. Za chwilę usłyszałam czyjeś kroki i drzwi się otworzyły.
-Czeeeeść... Jest... może Jen?- "Ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę... Jakie CIACHO!!!" nie mogłam zebrać myśli na widok hiperprzystojnego kolesia w jeansach i dziwnej koszuli, który otworzył mi drzwi.
-Jasne, wejdź. Jen!- krzyknął głośno i wpuścił mnie do środka.
-Co jest, Jim?- "Czyli to jej brat?! Ksiądz?! Dlaczego on musi być taki przystoooojnyyyy???" Doskonale wiedziałam, kim jest brat Jennifer. Że też on musiał być księdzem z celibatem, zamiast jakimś architektem, sportowcem, barmanem czy innym kimś, ale cywilem?!!!
-Koleżanka do ciebie!- i zwrócił się do mnie.- Idź może na górę. Pierwsze drzwi po prawej. Ten leniwiec zczłapie na dół za całe wieki.- i już odchodził do jakiegoś pomieszczenia.
-Zaczekaj! Znaczy... Mógłby pan... znaczy ksiądz... znaczy...
-Po prostu Jim, okej?- uśmiechnął się pod nosem.
-Okeeej... Chodzi o to... Czy ty masz coś przeciwko, żeby Jen poszła na szkolny bal dzisiaj?- zrobił zdziwioną minę.
-To dziś jest jakiś bal?
-Taa, Jen nie chce iść, ale to absolutnie super impreza... i pilnowana przez nauczycieli... i Jen powinna pójść, bo wszyscy idą.
-Spoko, może iść. Maksymalnie o wpół do pierwszej powrót. Jasne?
-Tylko...- "Cholera, czemu nie mogę zebrać myśli?!"- Ona... mówiła, że ma żałobę...
-Aaa, o to chodzi.- podrapał się po głowie.
-Scarlett!- Jen zbiegła po schodach ubrana jeszcze w piżamę.- Co tu robisz?- uniosłam w górę wypchane torby.
-Idziemy na bal.- uśmiechnęłam się szeroko. Jen westchnęła głośno i oparła się o poręcz schodów.
-Mówiłam przecież...
-Twój brat się zgadza.- popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
-Ale Jim... Rodzice...
-Rodzice nie chcieliby, żebyś siedziała w domu jak ostatnia sierota.- powiedział stanowczo.- Poza tym, w ramach żałoby możesz nie tańczyć i oczywiście nie pijesz alkoholu. Wracasz max o wpół do pierwszej. Zasady jasne?- skinęła głową.- To lećcie się szykować.- pocałował ją w czoło.- Baw się dobrze, siostra.- i zniknął za drzwiami.
-Chodź na górę.- mruknęła. Za chwilę znalazłyśmy się w jej pokoju.
-Dlaczego nie mówiłaś, że twój brat jest taki seksowny?!- wyszeptałam głośno, żeby przypadkiem nas nie usłyszał.
-Jim?- parsknęła śmiechem.- Wiesz, że nie zauważyłam? Poza tym, Scarlett...- popatrzyła na mnie znacząco.- On jest jakby zajęty.
-No wieeem.- jęknęłam rzucając się na łóżko.- Ale spokojnie, przeboleję to. Wyrwę jakiegoś kolesia na balu.
-Właśnie, a propos' balu...- zaczęła, ale ja zerwałam się zaraz z łóżka.
-Nie masz wymówki! Brat ci pozwolił!
-Właśnie, że mam. Brak kostiumu.- uśmiechnęła się triumfująco i założył ręce na piersi. Uniosłam brwi i podeszłam do rzuconych beztrosko toreb.
-Nie byłabym tego taka pewna...- i wyciągnęłam z torby sukienkę. "Scarlett, jesteś geniuszem!" pomyślałam patrząc na oniemiałą z zachwytu Jen.
__________________________________________
Zgodnie z obietnicą niedzielny rozdział :)
Kolejny prawdopodobnie w następną niedzielę, a na "Everything's..." we wtorek lub środę :P
Niestety, nie mam czasu, żeby napisać coś więcej, więc tylko: dziękuję za komentarze i obserwowanie, zapraszam na kolejny! :*
Do napisania <3
Roxanne xD
Aaaa!
OdpowiedzUsuńPierwsza, Oł jea!
UsuńPamiętasz może dziewczynę, która jako pierwsza skomentowała to opowiadanie, powróciła i właśnie ja nią jestem. :D
Nowy "imicz"
Tak to ja zawsze cię męczę na asku. :D
Zawsze czytam, ale nie zawsze komentuję, ale dopiero zaczynam!
Kocham ten rozdział i ciebie.
Życzę weny słonko!
Nie przejmuj się egzaminem skop im te grube tyłki!
Pamiętam :*
UsuńHa, dobra motywacja! Obiecuję, skopię ich, nawet jeśli wyjdzie mi tak jak teraz, gdy próbuję robić testy w domu :P oblałam już któryś egzamin z kolei :/
Dziękuję <3
Oł jee !!
OdpowiedzUsuńZayn *.*
Jen dobrze zrobiła, że wysiadła tego samochodu.
Bal ? Czy ona będzie jakąś księżniczką?
A tak btw nigdy chyba nie dodajesz strojów do rozdziałów..
Jejejejeejeje nie mogę się doczekać następnego !! :)
/Polly
Nie, nie dodaję strojów, nawet sama nie wiem czemu... Chyba nie chce mi się szukać :P w "Everything's.." zajęłam się muzyką i dodawaniem masy linków do piosenek, chyba tutaj chcę skupić się bardziej na treści... Ale jeśli wypali pomysł z trzecim blogiem, to tam stroje lub gify będą jak najbardziej wskazane =D
UsuńDziękuję <3
Nieeeeee, gify są takie męczące...
UsuńBtw ten rozdział trochę słabszy, mam takie wrażenie.
-Dostałam naklejki! Jestem dzielnym pacjentem!- pokazała kilka kolorowych naklejek.
Roxanne, tu jest powtórzenie...
że się wyleczył i próbuje zarazić tym szczęściem wszystkich wokół. "Dobry żart, Horan. Wyleczyłeś się
I tu też...
Mam całkowicie sprawną nogę.- i żeby to udowodnić, Scarlett zaczęła skakać na jednej nodze.
Chyba jestem przewrażliwiona... oO
Ja zawalę prawdopodobnie polski
Polski?! To oni nie są w Anglii? oO tam chyba polski nie jest zbyt powszechnym przedmiotem w szkołach, albo coś przeoczyłam >.<
-Wcale tego nie widać.- zauważył Lou. Spojrzałam na siebie. "Czarna koszulka, koralowa kurtka i brązowe spodnie... No, może faktycznie tego nie widać..."
Proponowałabym skasować drugie "tego", psuje estetykę
No, rok szkolny się zaczyna, to zmysły wyostrzają :) wprawdzie te "błędy" to takie mało znaczące, ale jednak... Drażniły mnie jak czytałam
Pozdro, Anon
Zaczynam się zastanawiać nad stanowiskiem redaktora naczelnego dla ciebie ;)
UsuńWiem, że błędy są... Może dlatego, że pisałam go wczoraj wieczorem, ciągiem przez cztery godziny i już byłam wykończona, zwykle się pilnuję :P
Gosh, jak zobaczyłam, że wyłapałaś ten "polski" to mam ochotę się spalić ze wstydu... To jest najgorsze, cały czas mi się myli polski z angielskim :-/
Chyba to poprawię... Zresztą nie wiem, zobaczę jeszcze, ale dzięki za czujność! :* <3
Nie ma sprawy :) wiem, że polski i angielski czasem mogą się mylić, też tak czasem mam, nie przejmuj się. Jeżeli chodzi o fabułę, to był bez zarzutu <:
UsuńRedaktora naczelnego? Mogę być twoim korektorem, ale robisz trochę za mało błędów :D
~Anon
Wiesz... zawsze może mi się pogorszyć :P
UsuńZłotko, chcesz wykrakać? :3
UsuńJak na razie, to we wszystkich 52 rozdziałach drugiego bloga + prolog + 7 rozdziałów tego znalazłam mniej błędów niż w jednym pewnego ekhm... bloga, którego znalazłam jako bodajże drugiego o 1D, także... No wiesz, lepiej nie psuj mi statystyki, bo stracę wiarę w twórców fanfictionów, jak to kiedyś ładnie ujęła Hope :D
~Anon
Nie trać wiary! Obiecuję, już nic nie powiem :P
Usuńa ja jestem #slowpoke, albo powinnam zmienić okulary, skoro moje -2,5 mi już nie wystarczają ;/
UsuńCiekawe, czy z uśmiechu też jest podobna do Zayna? Ciężko stwierdzić, przecież on się nie uśmiecha
No popatrz tylko, tyle powtórzeń wynalazłam, a to mi jakoś umknęło ;/
O rany... dobijasz mnie xD heh, chyba przy pisaniu zdjęłam okulary i waliłam na wyczucie :P ja mam -8,00 razem z astygmatyzmem -.- masakra, brak słów :-X
UsuńAle następny sprawdzę cztery razy :D
Ojejciu noi tydzień trzeba czekać to tak długo.(a tak na serio to chyba już piąta perspektywa ile ich jeszcze będzie?Miłe że Zayn tak ustępuje przynajmniej przy siostrze jest nie co inny:D Bal hm może być ciekawie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChyba tyle perspektyw starczy... Ewentualnie jeszcze Jim lub Liam, ale nad tym się jeszcze zastanowię ;P
UsuńDziękuję <3
Super rozdział. W jedny momencie się pomylilaś i napisałaś, że ktoś obleje POLSKI, a oni mają ANGIELSKI, ale to tylko taka mała drobnostka. ;>
OdpowiedzUsuńCzyżby coś się działo z Jen i Zaynem? :D
Czekam na kolejny rozdział. :*
Wiem, wiem, już kolejna osoba to zauważyła, a ja sierota, gdy sprawdzałam, to mi umknęło -.-
UsuńDziękuję <3
Super rozdział :D Mam przeczucie że coś się stanie na tym baluu... c; Czekam na nexta ;) Nie moge sie doczekac :)
OdpowiedzUsuńCoś się na pewno stanie xD jak to na balu :P
UsuńDziękuję <3
Super rozdział :) czekam na bal ;)
OdpowiedzUsuń~Hope
Będzie w następnym ^.^
UsuńDziękuję <3