niedziela, 10 sierpnia 2014

CHAPTER 4: He'd kill me without any warning if he took a look in my brain...

Przez kolejne dwa tygodnie bezskutecznie próbowałam nawiązać kontakt z Zaynem. Niestety, lub stety, moje staranie poszły na marne. Pan Malik unikał mnie, na zagadnięcia reagował agresywnie, po prostu zero porozumienia. Nie rozumialam kompletnie, czemu on tak się broni przede mną. Przecież nic mu nie zrobiłam, nie zabiłam mu matki, nie poderżnęłam gardła siostrze, nie uwiodłam jego brata! Próbowałam zasięgnąć jakiejś rady u Jima. Gdy pewnego wieczoru samotnie rzucałam piłką do kosza, zauważyłam, że mój braciszek wrócił już z kościoła i siedział w swoim gabinecie na parterze. Okna akurat wychodziły na nasze boisko, więc gwizdnęłam głośno dwa razy: raz krótko, drugi raz długo, ze zmianą tonu. To był nasz umówiony znak, ustalony jeszcze w dzieciństwie. Gdy jedno z nas tak zagwizdało, drugie zaraz leciało, żeby sprawdzić, co się dzieje. Teraz też tak było. Jim podniósł głowę znad grubej księgi i wyjrzał przez okno. Ponowiłam wezwanie i za minutę stał koło mnie pod koszem. Nie miał na sobie sutanny, zmienił ją na zwykły czarny dres i T-shirt. W tym wydaniu przypominał mi dawnego licealistę, Jima Sorseta, na którego mama zdrobniale wołała Jimmy albo Jimmini. Na wspomnienie mamy zrobiło mi się momentalnie smutno, ale opanowałam się. "Obiecałaś, że nie będziesz płakać!" Natychmiast przywołałam na twarz nikły uśmiech.
-Co jest, młoda?- Jim wyrwał mi piłkę z rąk i szybkim ruchem umieścił ją w obręczy. "Panie i panowie, dwa punkty zdobyte przez Isle High School z Londynu!!!" Jim grał kiedyś z numerem 11 w szkolnej drużynie koszykarskiej w Londynie. Razem z chłopakami zdobył kilka mistrzostw i ta miłość do koszykówki przetrwała seminarium i cały króciutki okres kapłaństwa. Co więcej, swoją pasją zaraził mnie. Wprawdzie na w-fie nie graliśmy jeszcze w kosza, tylko zaliczaliśmy lekkoatletykę, a wszystko pod pełnym potępienia spojrzeniem pana Malika, który jak na złość miał w-f w tym samym czasie co ja, ale liczyłam, że gdy tylko zagramy pierwszy raz, uda mi się wybić i może zakwalifikować do drużyny.
-Jim, co byś zrobił, gdyby ktoś, z kim chcesz się zakumplować, na ciebie naskakiwał, zamiast nawiązać kontakt?- przeszłam od razu do rzeczy. Brat zmarszczył brwi i kozłując piłkę zastanawiał się, co odpowiedzieć.
-Wiesz, Jenny, nie możesz nikogo zmusić, żeby cie polubił. Może komuś nie podpasowałaś, może nie podoba mu się twoje zachowanie, a może boi się ciebie.- "Zayn się mnie boi? Hahaha, Jim, ale się uśmiałam!"- A możesz dokładniej powiedzieć?
-A nie wygadasz się?- zręcznie odebrałam mu piłkę i wykonałam perfekcyjny dwutakt.
-Kobieto, ty wiesz, ilu ja już sekretów dochowałem?- przechwycił piłkę i kozłował ją między nogami.- Nie zapominaj, że obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi.
-Czyli potraktujesz to jako spowiedź?- zaczęłam blokować kosz, gdy podbiegał z piłką, żeby zrobić swój popisowy numer: wsad z wyskoku.
-Powiedz mi, Jenny, komu ja tu mogę się wygadać?- westchnął, gdy piłka odbiła się od obręczy i potoczyła się w kierunku żywopłotu.
-No, w sumie racja.- zamyśliłam się.- Chodzi o mojego kolegę z ławki. Siedzimy na angielskim...- w paru zdaniach nakreśliłam mu całą sytuację. Jim słuchał uważnie, dzieląc uwagę na rozmowę ze mną i kręcenie piłką na palcu.
-Hmmm, moim zdaniem...- przygryzł wargę zastanawiając się, co mi odpowiedzieć.- Moim zdaniem, musisz dać mu czas. To nie takie proste, żeby do kogoś się przekonać, a ten Zayn  wyraźnie czegoś się obawia. Jakby bał się kontaktu z innymi ludźmi. Coś mu przeszkadza normalnie się zachowywać, skoro twój przyjaciel Liam mówi, że kiedyś byli w porządku. A tak nawiasem, nie wierz w plotki, chyba że na własnej skórze nie przekonasz się, że to prawda.- rzucił piłkę w moją stronę.- Idę. Mam kazanie do napisania, a samo się niestety nie naskrobie. Jutro jadę do sierocińca, jak chcesz, to możesz tam wpaść po szkole. Macy stęskniła się za tobą.- poczochrał mi włosy i poszedł do gabinetu. Uśmiechnęłam się na myśl o Macy, słodkiej czterolatce, która straciła rodziców w wypadku samochodowym, tak jak ja. Różnica polegała na tym, że ona rodziców straciła, gdy miała parę miesięcy i dla niej jest oczywiste, że sierociniec to dom. Poza tym ona nie miała żadnej rodziny. Ja miałam Jima.
Westchnęłam ciężko i odwróciłam się w stronę kosza. Jeszcze kilka rzutów i idę do domu. Ustawiłam się w sporej odległości od obręczy i rzuciłam. Piłka odbiła się od planszy i potoczyła się w stronę ciemnego podjazdu. Po sekundzie straciłam ją z oczu. Było już ciemno, boisko oświetlały tylko latarnie przy domu, których światło na podjazd nie docierało. Ruszyłam niechętnie w stronę, w którą potoczyła się piłka. "Żeby tylko nie poleciała na ulicę." Nagle stanęłam jak wryta. Od kiedy piłki do kosza wracają jak bumerang? Piłka toczyła się powoli w moją stronę, co było jeszcze bardziej dziwne, bo stałam na lekkim wzniesieniu. Złapałam ją szybko i dokładnie się jej przyjrzałam. "Ktoś musiał ją odrzucić..." pomyślałam i rzuciłam się pędem w stronę bramy. Furtka była lekko uchylona, jakby ktoś dopiero co opuścił podwórko. "A przecież zamykałam ją, jak wróciłam do domu!" Brama wjazdowa też była zamknięta. Wybiegłam na ulicę. Chodnik oświetlały nieliczne latarnie, ale mimo kiepskiej widoczności zdołałam zauważyć wysoką sylwetkę oddalającą się w stronę dzielnicy jednorodzinnych domków. "Skąd ja znam ten sposób chodzenia?" zmarszczyłam brwi przyglądając się idącej postaci. W pewnym momencie człowiek odwrócił się lekko, ale gdy tylko mnie zauważył, przyspieszył kroku. To jednak wystarczyło, żebym go rozpoznała. Charakterystyczny profil twarzy, zaczesane do góry włosy...
-Zayn.- szepnęłam sama do siebie.



To wkurzające. Ile razy próbuję zwrócić na siebie jej uwagę, ona totalnie nie reaguje. Nie widzi, jak na nią patrzę, nie ma świadomości, jak bardzo chciałbym dotknąć jej ręki, nie wie, że mam tak straszną ochotę ją przelecieć... To chore, wiem. Ale od chwili, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, nie daje mi spokoju. A co jest najgorsze? Że widzę, jak ona patrzy na Zayna, jak próbuje go zagadać, jak się uśmiecha. Najbardziej dobija mnie ten jej uśmiech. Bez względu na to, co jej się przytrafiło, jak bardzo jest smutna, czy nawet kiedy ma ochotę się rozpłakać, znajdzie w sobie siłę, żeby się opanować, dzielnie unieść głowę i się uśmiechnąć. "Imponujące. To się nazywa siła psychiczna." pomyślałem obserwując ją w bibliotece. Stała przy regale i kompletnie zatonęła w lekturze jakiegoś opasłego tomu.
 Nigdy nie interesowały mnie książki. I chyba w tej chwili po raz pierwszy wszedłem do tej biblioteki. Nawet widzę spojrzenia innych osób. O, tamte dziewczyny chyba właśnie szepczą do siebie, że następuje koniec świata, bo Harry Edward Styles zaszczycił te skromne progi swoją obecnością. Założę się, że każda z tych dziewczyn mimo mojego charakteru chciałaby, żebym zwrócił na nie swoją uwagę. Ale nie! Ja musiałem zwrócić uwagę na tę dziewczynę, która stanowi dla mnie zagadkę, bo od początku totalnie mnie olewa. "No, po prostu szok..."
Jennifer podniosła głowę znad książki i rozejrzała się po pomieszczeniu. Natychmiast spuściłem głowę i udałem, że czytam jakiś atlas czy encyklopedię. Nawet nie wiedziałem, co to jest... Zerknąłem ukradkiem na tytuł. "Podręcznik brzuchomówcy". Ja pierdolę. Spojrzałem na dziewczynę. Odłożyła już poprzednią książkę na półkę i teraz tęsknym wzrokiem wpatrywała się w najwyższą półkę. Czyżby nie mogła czegoś dosięgnąć? Najwyraźniej tak, podskoczyła kilka razy z wyciągniętą ręką i z irytacją zdmuchnęła kosmyk włosów z czoła. "Panie Styles, czas wkroczyć do akcji..." Odłożyłem tę idiotyczną książkę na półkę i podszedłem do dziewczyny. Zbliżając się do niej już zauważyłem, o którą książkę jej chodzi. Spróbowała jeszcze raz jej dosięgnąć. Gruby tom w czarnej oprawie. Hmmm, jakaś powieść? Stanąłem cicho za plecami Jennifer i zdjąłem książkę z półki. Cofnęła się zaskoczona i zderzyła się ze mną. Odwróciła się gwałtownie.
-O to chodziło?- uniosłem brwi i uśmiechnąłem się krzywo.
-Tak.- wzięła ode mnie książkę i przekręciła kilka kartek.- Dziękuję.- podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się z wdzięcznością. Przechyliłem głowę, żeby przeczytać tytuł.
-"Czara wyroczni". Dobra?
-Mam nadzieję.- jeszcze raz się uśmiechnęła i ruszyła do stanowiska bibliotekarki. Starsza pani zaznaczyła pozycję w komputerze i Jennifer szybkim krokiem ruszyła do drzwi.
-Gdzie się wybierasz?- zapytałem doganiając ją.
-Gdzieś, gdzie będę mogła poczytać.- odpowiedziała wymijająco.
-Mogę pójść z tobą?- odwróciła się do mnie lekko zniecierpliwiona.
-Czego chcesz, Harry?
-Może na początek cię poznać...- przysunąłem się do niej, ale Jennifer od razu mnie odepchnęła.
-Nie wyobrażaj sobie za wiele, dobrze? A teraz sorry, ale chciałabym zostać sama.- już miała odejść, gdy moje słowa ją zatrzymały.
-Żeby porozmyślać o Zaynie?- powoli odwróciła się ponownie w moją stronę.
-O co ci chodzi?
-Widzę, jak na niego patrzysz. Wydaje ci się, że Zayn jest nie wiadomo jak cudowny i wspaniały. Zdziwiłabyś się, gdybyś się dowiedziała o nim tego, co ja wiem.
-Nie uważam, że jest wspaniały. Po prostu chcę utrzymać w miarę przyjazną atmosferę i pogadać z nim, bo wydaje mi się, że on ma jakieś kłopoty...- usłyszeliśmy dziwne odgłosy. Jednocześnie zwróciliśmy się w ich stronę. Kilka metrów od nas ktoś się bił. Jennifer zaraz ruszyła w tamtą stronę, a ja poszedłem za nią. Swoją drogą, ciekawe, kto teraz dostaje wycisk i od kogo.
Na środku korytarza, zaraz koło naszych, mojej, Zayna i Nialla, szafek kotłowało się dwóch chłopaków. Na moment odskoczyli od siebie. Jednym z nich był koszykarz, Brad Davidson. Pyszałkowaty, wkurzający osiłek, który myślał, że jest nie wiadomo kim, pogardzał wszystkimi po kolei, ale jak przyszła chwila słabości, zaraz leciał do nas po dragi. Z kim się bił? Mój wzrok powędrował w kierunku drugiego chłopaka i aż się uśmiechnąłem z zadowoleniem. "Ja to mam szczęście!" Po drugiej stronie korytarza stał Zayn i z zaciśniętymi pięściami właśnie rzucał się na Brada. Był jak w transie, walił pięściami na oślep. Zdaje się, że złamał Davidsonowi nos... Zerknąłem kątem oka na Jennifer. Zacisnęła usta, wpatrywała się w całą sytuację z jakby rozczarowaniem, gniewem.
-Właśnie tak Zayn radzi sobie z kłopotami.- szepnąłem jej do ucha. Posłała mi piorunujące spojrzenie i z powrotem obserwowała przebieg wydarzeń.
Brad oddał Malikowi kilka mocnych ciosów, a Zayn złapał go za kołnierz bluzy i silnie popchnął go na szafki. Brad odbił się od nich i niechcący potrącił jakąś dziewczynę. Upadła na ziemię z lekkim okrzykiem. Skrzywiła się mocno, łapiąc się za nogę. Chyba coś jej się stało, ale chłopaki nawet nie zwrócili na to uwagi. Co innego Jennifer. Energicznie przeszła między obserwującymi walkę, pokrzykującymi uczniami i korzystając z tego, że Zayn i Brad znowu odsunęli się od siebie, wpadła między nich.
-Natychmiast przestańcie!- krzyknęła ze złością. Wszyscy zamilkli i wpatrywali się w dziewczynę szeroko otwartymi oczami. Ja też.- Skończcie z tym! Bójka do niczego nie prowadzi! Zobaczcie.- pokazała ręką na poszkodowaną dziewczynę.- Zrobiliście jej krzywdę.
Podeszła do siedzącej na podłodze dziewczyny, powiedziała coś do niej i pomogła jej wstać. Podtrzymując ją ramieniem ruszyła powoli w stronę gabinetu pielęgniarki. Zayn patrzył za nią przez chwilę, a potem rzucił Bradowi mordercze spojrzenie i po prostu sobie poszedł. Tłum rozstąpił się, ludzie rozchodzili się szepcząc między sobą komentarze odnośnie tej sytuacji. A ja stałem jak głupek w tym samym miejscu i odprowadzałem wzrokiem Jen i tamtą dziewczynę. Zaimponowała mi. Nie każdy potrafi postawić się nie zwracając uwagi na opinię innych. "Wow..."



Byłam wściekła. Jasne, rozumiem, niektórzy muszą rozładować niepotrzebną energię, ale po co wszczynać bezsensowne bójki na środku korytarza?! "Mówili ci, pamiętasz? Mówili, czego masz się po nim spodziewać." odezwał się wkurzający głos w mojej głowie. Tak, mówili. Ale nie spodziewałam się zobaczyć Zayna w takiej odsłonie. Takiego zimnego, nieprzystępnego. Wyglądał jak... uosobienie zła. No, może przesadziłam, ale na pewno wyglądał groźnie.
Kolejny cios. Kolejne pchnięcie. O nie! Jakaś blondynka upadła na ziemię pod wpływem ciosu tamtego chłopaka. Liczyłam, że ktoś przerwie walkę, żeby jej pomóc, ale kompletnie nikt nie zwrócił na nią uwagi. "Co jest?! Ludzie, ona potrzebuje pomocy!" Nawet ten apel w myślach nie pobudził nikogo do działania. "Musisz coś zrobić, Jen. Nie możesz tak stać z założonymi rękami, do diaska!" Przepchnęłam się przez tłum obserwatorów bójki i wbiegłam między Zayna i jego przeciwnika.
-Natychmiast przestańcie! Skończcie z tym! Bójka do niczego nie prowadzi!- krzyknęłam patrząc raz na jednego, raz na drugiego. Byli zdumieni. Nie, to mało powiedziane, byli zszokowani tym, że ktoś wciął się w ich walkę.- Zobaczcie. Zrobiliście jej krzywdę.- wskazałam na dziewczynę i zaraz do niej podeszłam. Ona też patrzyła na mnie ze zdumieniem. Chyba jeszcze nikt w tej szkole nie sprzeciwił się dwóm bijącym się osiłkom.
-Chodź, zaprowadzę cię do pielęgniarki.- powiedziałam do dziewczyny i pomogłam jej się podnieść. Oparła się mocno na moim ramieniu i aż syknęła z bólu, gdy niechcący stanęła na urażonej podczas upadku nodze. Przytrzymałam ją i zarzuciłam sobie jej torbę na ramię. Razem powoli poszłyśmy w stronę gabinetu pielęgniarki. Nie oglądałam się za siebie, ale sądząc po odgłosach, przeciwnicy się rozeszli. Bójka była zakończona. "I bardzo dobrze." stwierdziłam zadowolona. "Nie wiadomo, co stałoby się potem, gdybym tam nie stanęła." Zaczęłam wyobrażać sobie nie wiadomo jak tragiczne zakończenia tego starcia. Krew, złamania, wstrząsy mózgu, omdlenia, śmierć... "Dobra, Jen, zmień dilera albo bierz mniej."
-Nie musiałaś tego robić.- odezwała się cicho dziewczyna. Lekko podskakiwała na jednej nodze starając się jak najbardziej oszczędzać uszkodzoną stopę.
-Wtedy nikt by ci nie pomógł.- zauważyłam. Ona nie odpowiedziała. Postanowiłam podtrzymać rozmowę.- Jak masz na imię?
-Scarlett. Mama jest fanką "Przeminęło z wiatrem".- mruknęła pod nosem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Zupełnie jak ja. Ale na nazwisko nie masz O'Hara?- Scarlett zaśmiała się.
-Nie, całe szczęście. Jestem Scarlett Wilson.
-Ja nazywam się...
-Jennifer Sorset, wiem.- przerwała mi. Spojrzałam na nią zdumiona.
-Skąd wiesz?
-Mam z tobą angielski. Już zdążyłaś zabłysnąć. Poza tym... Wszyscy oprócz tego poczciwego staruszka Hollinsa wiedzą, że to dzięki tobie Malik zdobył chyba pierwszą w życiu szóstkę.
-Nie zauważyłam cię na lekcji.- przyznałam niepewnie.
-Siedzę w rzędzie od ściany, w trzeciej ławce. Pójdziesz znów na angielski, to zobaczysz. O ile się pojawię z tą nogą. Tak samo na w-fie.
-Co, w-f też mamy razem?- uniosłam brwi rozbawiona.
-Taa. I z tego co kojarzę, to też geografię, ale na geografii zawsze śpię, więc nie wiem.- oznajmiła z rozbrajającą szczerością.
-Aż głupio się przyznać, że nie znam ludzi, z którymi chodzę na zajęcia.
-Hej, jesteś tu dopiero od kilku tygodni. Wrzuć na luz, w końcu wszystkich poznasz. A zresztą...- trąciła mnie porozumiewawczo łokciem.- Najważniejszego gościa w całej szkole już poznałaś.
-Masz na myśli Zayna?- stanęłyśmy pod gabinetem.
-Dokładnie.- przytaknęła.- I wiesz co ci powiem?- zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową.- Może i przysypiam na co drugiej lekcji, ale on się tobie podoba. I to widać.- parsknęłam śmiechem.
-Zayn Malik mi się nie podoba. Mogę ci to dać na piśmie.- powiedziałam rozbawiona.- Wiem, jak to może wyglądać, ale ja po prostu staram się z nim zakumplować. Głupio siedzieć w ławce z kimś, kto tylko na ciebie warczy, nic się nie odzywa, ewentualnie zabija wzrokiem.
-Zobaczysz, że mam rację. To tylko kwestia czasu.- nie odpowiedziałam jej. Nic już nie mówiąc weszłyśmy do gabinetu pielęgniarki.


___________________________________________
Dziś się trochę działo, co nie? ;) perspektywa Harry'ego ^^

Rozdział został napisany wcześniej, dziś tylko sprawdziłam błędy i wstawiam gotowca :) kolejny za tydzień, jak zwykle :D

Zapraszam tez na "Everything's gonna be all right..." =) niestety, dziś nie dam rady wstawić kolejnego rozdziału, ale mam jeszcze całe trzy dni do końca przepisowego tygodnia ;P i wiecie co? Już mamy tam 46 rozdziałów i 21 tysięcy wyświetleń :D :D :D a my tutaj, na "Would you know my name..." przekroczyliśmy pierwszy tysiąć wyświetleń i mamy pierwszego obserwatora ^.^ w porównaniu z moim pierwszym blogiem wszystko idzie szybciej *___*
DZIĘKUJĘ <3

I to tyle na dziś. Muszę pracować nad rozdziałem na drugiego bloga, bo inaczej będzie źle... xD

Do napisania, misiaczki :* <3
Roxanne xD

9 komentarzy:

  1. No działo się,działo.Jak na razie najlepszy rozdział tego bloga i wiem że kolejne będą lepsze i ciekawsze.Perspektywa Jen,Zayna a teraz Harrego widze że się rozkręcasz.No i jest jeszcze mowa o mnie he pierwszy obserwator dzieki za hm wyróżnienie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :)
    Naprawdę świetna niespodzianka na koniec dnia :D

    ~Hope

    OdpowiedzUsuń
  3. Jenny! Podoba mi się w wydaniu 'złej'. Nie takiej 'bardzo złej' tylko 'trochę złej'.
    Tak wiem nie umiem tłumaczyć ;_;
    Napiszesz jakąś książkę? Ja tak baaardzo proszę!
    Rozdział dzisiejszy :BOMBA!
    Harry ma złe zamiary (Jakie rymyxD)
    Całuję :*

    /Polly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś może napiszę... Zobaczymy jak to się wszystko potoczy ;P
      Thanks <3

      Usuń
  4. Świetny rozdział! Na początku myślałam że perspektywa Harrego to perspektywa Zayna xD Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pod względem językowym, stylistycznym itd. całkowicie bez zarzutu. Brat-ksiądz - tego jeszcze nie było ^^. Ale jednak... dziewczyna przychodzi do nowej szkoły, spotyka chłopaka, który jest wrednym smutasem i ignorantem, ale zakochuje się w nim (jak przypuszczam xD).Kiedy przeczytałam to pierwszy raz, pomyślałam sobie: "qrczę, ten temat jest tak utarty jak Anioły vs Diabły"! Czytałam już kilka strasznie podobnych do tego opowiadań... Muszę jednak przyznać, że twoje jak na razie prezentuje się najlepiej, najfajniejszy styl, ciekawe opisy i tak dalej... Nie męczy jak niektóre. Ale jeżeli chcesz zrobić z tego coś naprawdę "wow"(jak w poprzednim blogu), musisz dodać jakiś naprawdę oryginalny wątek. A zresztą, co ja ci będę mówić, pewnie masz przygotowany pomysł, który zrobi z tego bloga cudeńko ^^. A co do śmierci rodziców głównej bohaterki( to był wypadek samochodowy z tego co pamiętam), to w dalszym ciągu utrzymuję, że masz coś wspólnego z Anną Ficner- Ogonowską >.< jakieś łącza telepatyczne, czy co?
    No nic, sorry za tl;dr... Pisz dalej, bo szkoda by było, jakby taki talent się zmarnował!
    Aha, i jeszcze jedno- co do szablonu... którego jeszcze nie ma x'D, to może jestem jedyna, ale mi się podoba tak jak jest- minimalistycznie, czarno na białym, co łatwo się czyta (trafiałam i na takie blogi, gdzie białe litery były na jasnoszarym tle... Oczy usychają po pierwszym rozdziale :<), bez zbędnej tęczowo-rzygliwej palety i, za przeproszeniem, ozdobniczków-pierdolniczków (nie że cię podejrzewam o takie plany, no ale wiesz jak jest :D).
    Ło Matko, ale się rozpisałam... Pierwszy raz dodaję taki długi komendarz, takie tl;dr...
    No cóż, życzę powodzenia i weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Długi komentarz= to lubię :D
      Temat być może jest utarty... Ale tylko taki mi do Zayna pasował :P i faktycznie, mam już zaplanowaną historię, ale jestem otwarta na pomysły i sugestie ;)
      Coraz bardziej jestem skłonna przypuszczać, że mam jakąś więź telepatyczną z tą autorką... Innego wyjścia nie widzę xD
      Szablon jest zamówiony, czeka w kolejce u szabloniarki :) zobaczymy, jak to będzie wyglądało... szczerze mówiąc, to mnie ten jak na razie nie przeszkadza. Na pewno nie zamierzam zmieniać szablonu co miesiąc jak na niektórych, nikogo nie obrażając, blogach :)
      Dziękuję <3

      Usuń